Dane wyjazdu:
55.19 km 4.00 km teren
02:12 h 25.09 śr. prędk.
V-max 38.05 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 29.0 °C

    Bez historii

    Niedziela, 5 sierpnia 2012 | Komentarze 0

    Nie miałem pomysłu gdzie dziś sobie pojechać. Otworzyłem mapę okolic Warszawy i szukałem jakiegoś punktu zaczepienia, inspiracji, czegoś nowego. Ciężko. Byłem już prawie wszędzie. Ale zauważyłem nagle jakiś niebieski punkt, coś, co mi dotąd umykało. Ledwie 25 km na wschód od Warszawy małe jeziorko, jakaś farma, stary, zagadkowy pałacyk. Dobra, niech będzie.

    Jeziorko okazało się stawem, w dodatku prywatnym, ogrodzonym i zamkniętym. Pocałowałem więc klamkę i zawróciłem, by z wiatrem podkręcić trochę średnią na momentami fajnych, krętych asfaltach. W sumie wyprawa bez historii.




    Dane wyjazdu:
    52.71 km 27.00 km teren
    02:24 h 21.96 śr. prędk.
    V-max 31.44 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Mój las

    Wtorek, 31 lipca 2012 | Komentarze 0

    W tym roku ewidentnie zaniedbałem teren. Ledwie 14% km przejechanych poza asfaltem. Kilka lat temu było to średnio ponad 50%. Słowem dramat. Korzystając dziś z mini urlopu nadrobiłem trochę te nędzne statystyki i zawitałem po dłuższej przerwie do swojego ulubionego lasu. Trochę go nie poznałem. Zarósł skubaniec, momentami zasłaniał krzakami i liśćmi wąskie przesmyki i ścieżki, ale i tak znam je na pamięć. Trochę nowych drzew powalonych, sporo błota i piachu. Porwałem też z tysiąc pajęczyn, zupełnie jakby tam nikt od dawna nie zawitał, dziś w sumie też byłem jedynym gościem w tych leśnych ramionach matki natury. I dobrze. Odpocząłem od ludzi.





    Wszystko fajnie, ale wróciłem jednak asfaltem. Straszny mieszczuch się ze mnie zrobił w tym roku.
    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    55.23 km 3.00 km teren
    02:16 h 24.37 śr. prędk.
    V-max 41.13 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 30.0 °C

    aśwyebaem

    Niedziela, 29 lipca 2012 | Komentarze 0

    Nie wiem jak. Po prostu. Przednie koło uciekło na jebanej płycie. Rower postanowił pojechać w prawo, ja w lewo, werdykt mógł więc być tylko jeden - bolesne jebut. Pierwsze w tym roku dachowanie z obcierką, jednak na szczęście nie na oczach milionów.

    Ale to nic. Było warto, bowiem wreszcie udało się wybrać gdzieś razem w trójkę, z Radkiem pękniętą gumą i Ursynowskim szczęściarzem. Pierwszy tradycyjnie złapał gumę, chyba siedemdziesiątą szóstą w tym roku, drugi na szczęście i jako jedyny, nie zrobił sobie dziś niczego złego. Jebli my trochę płynnych i zimnych cieczy, pogadali, uciekali przed burzą i to by było na tyle.

    Za miastem jest o tyle fajnie, że nie dojeżdżają tu żadne hipstery na holendrach. Heteroseksualne, męskie i szowinistyczne górale górą!


    Dane wyjazdu:
    40.22 km 0.00 km teren
    01:33 h 25.95 śr. prędk.
    V-max 34.91 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    Zesraj się, a nie daj się

    Poniedziałek, 23 lipca 2012 | Komentarze 1

    ...powiedział Paulo Coelho. Musiałem niestety dziś i ja to sobie samemu udowadniać. W połowie wieczornego dotleniania płatów płucnych przypomniało mi się, że zapomniałem czegoś zostawić w domu. Czegoś bardzo ważnego co mi ciążyło i co spowodowało, że musiałem nagle zawrócić i skrócić wymyśloną na prędce trasę. No cóż. Całe życie przeleciało mi przed oczami, szalone myśli kłębiły się w mej głowie, z metrów robiły się kilometry, z kilometrów, dziesiątki kilometrów i tak dalej, człowiek nie jest wtedy sobą, przypomina bardziej dzikie zwierzęcie z klapkami głodu na oczach. Ale przynajmniej średnia wyszła całkiem niezła, taką to motywację miałem. Biegunka powinna być oficjalnie zakazana przez UCI i uznana za wyjątkowo groźny doping. EPO przy niej, to chlorchinaldin.

    Ale jak już dotarłem do domu i wkroczyłem na królewski tron...


    Chyba za dużo burrito ;)
    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    75.95 km 32.00 km teren
    03:09 h 24.11 śr. prędk.
    V-max 37.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 22.0 °C

    takich trzech jak nas dwóch, to nie ma ani jednego

    Niedziela, 15 lipca 2012 | Komentarze 2

    No bo to było tak. Rado, Ursyn i ja ustawiliśmy się na dziś na wspólny wypad nad Zegrze. Mieliśmy pić piwo nad wodą, jeść kiełbaski i obcinać laski w bikini, do tego trochę pojeździć. Całkiem w pytę scenariusz. No ale zawsze coś... przyjeżdżają, załatwiają... najpierw wczoraj wieczorem nawalił Ursyn, który po prostu w niemodny sposób odwołał swoją rezerwację. Zostaliśmy więc we dwóch z Radkiem i pełni optymizmu ruszyliśmy dziś z rańca poboksować się z wiatrem.

    No ale jak się później okazało, towarzyszył nam jeszcze ktoś trzeci. Nazywał się pech, czy też jebany pech, bo na dziesiątym kilometrze Radek złapał jedną gumę, a po jej wymianie i ujechaniu 50 metrów, drugą (poszedł na rekord). Werdykt bolesny. Z bliska wyglądało na nyple i scentrowane koło. "A bo uderzyłem tydzień temu w korzeń". No. Uderzyłeś ;)
    Brak dętki, brak klucza do nypli, brak dalszych chęci, machnął więc chłopak ręką i poszedł w pizdu z fochem do domu.




    No więc z trzech nas, ostałem się sam jak ten palec w sumie. Sam sobie teraz sterem, żeglarzem i okrętem, także pewnie wiatrem i wodą. Co tak będę sam siedział. Depnąłem i pojechałem tam gdzie mieli my jechać.

    Zalew przywitał mnie piękną żeglarską pogodą. Wiało w porywach dobrą szóstką.


    Pan Euzebiusz i jego trudne początki z kitem


    Deski latały prędkością pędzącego bizona


    Matka Porażka. Dlatego mała Ania pływa tylko z tatą i wujkiem


    Ten żeglarz jest moim alter ego. Też sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem... Zazdrość i zrozumienie w pełnej symbiozie.


    A tymczasem... Pan Euzebiusz dalej nie umie latać. Może właśnie uświadomił sobie, że zapomniał zrzucić nieco balastu.


    Osamotniony Puck. Miałem plan, by w niego skoczyć. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko boma z grotem oraz zapięcia do roweru.


    A za tym drzewem w Porcie Nieporęt git miejscówka. Moje największe odkrycie w dniu dzisiejszym.


    Na koniec oczywiście pozdrawiam moich niedoszłych kompanów podróży. Gińcie! :D

    Dane wyjazdu:
    46.15 km 0.00 km teren
    01:49 h 25.40 śr. prędk.
    V-max 33.97 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    nie mówię szeptem gdy mówię skąd jestem

    Piątek, 13 lipca 2012 | Komentarze 0

    Zwłaszcza po zmroku. Wtedy kocham to miasto najbardziej. Pustawo dziś trochę jak na piąteczek, pewnie dlatego, że rześko tak trochę jak na koczowanie pod chmurką, za to w sam raz na rower. Przemknąłem przez standardy rowerowej Warszawy bez ani jednej redukcji biegu, pisku opon, a nawet wokalnego opierdolu jakiegoś nieogarniętego Andrzeja, czy hipsterki z jej wiklinowym koszykiem wypełnionym notatkami z filozofii. Za to modnym tempem i z kilkoma pstrykami po drodze. Cud jakiś nad Wisłą.







    Kategoria city, baj najt


    Dane wyjazdu:
    44.38 km 0.00 km teren
    01:46 h 25.12 śr. prędk.
    V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    ja tylko z apelem

    Wtorek, 10 lipca 2012 | Komentarze 7

    W zasadzie to chciałem sklecić i ubrać w słowa coś więcej i bardziej, by opisać swoją frustrację po dzisiejszej krótkiej wieczornej przejażdżce po mieście, ale stwierdziłem, że najlepszym komentarzem będzie poniższa wołająca na głuszy grafika o charakterze stricte manifestacyjnym.



    Dziękuję za uwagę.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    103.68 km 8.00 km teren
    04:31 h 22.95 śr. prędk.
    V-max 35.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 33.0 °C

    sto razy tysiąc

    Niedziela, 1 lipca 2012 | Komentarze 3

    No i znowu nie posłuchałem lamentu lekarzy oraz pani pogodynki z tvn. Nie siedziałem w domu, czy nad wodą gdzieś w cieniu z drinkiem z palemką, tylko wraz z kolegą Rado77, który powinien być Rado100, ze względu na to, że jak już się z nim w końcu ustawię w bólach na ten rower, to najczęściej robimy stówki. No więc we dwóch i na przekór topiącego się asfaltu, ruszyliśmy na nieco dłuższą wyprawę do Twierdzy Modlin, by wypocić trochę płynów.

    Pękła mi dziś nie tylko pierwsza w sezonie stówka, ale także pierwszy tysiaczek. Wiem, że nawet otoczone szalami Małgorzaty na swoich błyszczących holendrach, dojeżdżając na zajęcia na Uniwerku osiem na godzinę, tysiąc robią lekkim pierdem. Doskonale wiem, że jedynka z trzema zerami nie robi na nikim większego wrażenia, zwłaszcza na bikestats, gdzie przeciętny user robi tyle w miesiąc, ale dla mnie, niedzielnego bikera, zawsze jest to powód do jakiejś tam małej radości. No więc radowałem się dziś gdzieś w pizdu za Czosnowem. Radek z resztą też, ale trochę później. Tysiąc pękł mu prawie pod domem. Czyli w sumie dwa tysiące. Tak, to był dobry dzień.

    Spaliłem dziś łącznie 4 litry na setkę. Czekam więc na propozycję pracy w Volkswagenie, czy innej Toyocie. Wypiłbym dziś nawet i z pocałowaniem ręki olej napędowy, taka była suszarnia. No ale Twierdza Modlin, w bólach, bo w bólach, jest w końcu zaliczona. Gorzej z powrotem. Klasyczny mordewind i pieprzona burza. Ujebawszy się trochę, ale za to uświadczyłem naocznie miss mokrej podkoszulki pędzącej z dumą na piszczącym rowerze.

    Najpierw Wisła


    Potem Narew, gdzie z prawej pręży się Twierdza, a po lewej Spichlerz


    Dead Man. Powerade ze swoim hasłem reklamowym "Padłeś, powstań" nie miałby ze mnie żadnego pożytku. Na wprost Czerwona Wieża, zwana też Tatarską. For Sale, jakby kogoś interesowało.


    Drzwi współczesne vs zabytkowe. Kto wygra? Mam nadzieję, że Włochy


    Brama Ostrołęcka, czyli restauracja i wesela w oparach historii


    No i Spichlerz na Szwedzkiej Wyspie. Zakaz wstępu, chyba, że wpław. Piękny kawał architektury, acz trochę już skorodowanej


    I to by było tyle. Lipiec, nakurwiaj salto!

    Dane wyjazdu:
    40.79 km 15.00 km teren
    01:40 h 24.47 śr. prędk.
    V-max 39.70 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 32.0 °C

    Upał srupał, weź się upal

    Sobota, 30 czerwca 2012 | Komentarze 1

    Upał, to nie jest raj dla białych ludzi. Odzwyczaiłem się już od jazdy w takich warunkach. Pół czerwca psu w budę. Więcej jesieni niż lata. Więcej błota niż piachu. Więcej deszczu, więcej słów "kurwa, ja pierdolę" przy porannym wyglądaniu przez okno. A tu nagle jebut. Słońcem po oczach. W końcu czerwca taki upał? Pojebało tam kogoś na górze?

    Klimat się ociepla. Jasne. Chyba na Seszelach. Tak się ociepla, że 30-stopniowy upał w czerwcu nad Wisłą wydaje się wybrykiem natury. Aż dziw, że w Teleekspresie to nie był dziś temat główny. Zatroskany Orłoś mówiący drżącym głosem: "W kraju ogłoszono drugi stopień szoku pogodowego. Temperatura niebezpiecznie zbliżyła się do słupka 35 stopni Celsjusza. Ludzie w panice wykupują ze sklepów olejki do opalania, zapasy wody, kiełbasy i alkoholu. Lekarze zalecają - Zostańcie w domach!".

    Nie posłuchałem zatroskanego głosu lekarzy w mej głowie i wylazłem z Radonem na spacer. Tzn to nawet nie spacer, raczej imieniny ojca, impreza rodzinna. Pojechałem okrężną drogą, co by spalić trochę kalorii i zrobić miejsce w żołądku. Bowiem obiady rodzinne są dla mnie tyleż błogosławieństwem, co i przekleństwem. Składają się z trzech dań. Z wielosegmentowego obiadu, z dokładki i z deserów. Jest też piwo, są lody i ciasta, znowu piwo i tak do pożygu. Kto pierwszy spadnie z krzesła, leżaka, czy po prostu upadnie pod ciężarem własnej poobiedniej tężyzny, wygrywa. Dziś na ten przykład pękło pode mną plastikowe krzesło. Czyli wygrałem. I weź cyklo-człowieku później wsiądź na swój rower z tym pełnym bebzonem i wróć do siebie na pożądany odwyk żywieniowy. Jeszcze ten jebany upał.
    No nie było dziś lekko. Dystans mały, bo po obiedzie tylko długa dzida najkrótszą drogą na własne niskokaloryczne śmieci.

    Przy okazji. Sfociłem mój ulubiony wjazd do Warszawy. Zawsze mnie rozpierdziela duma gdy go przekraczam.


    To zdjęcie nazwałem: "Klęska żywieniowa". Być może pojawi się też kiedyś na wystawie tematycznej z cyklu "fala śmiertelnych upałów w 2012 roku".


    Zdjęcie z falenickim wężem. Niegroźny.


    No dobra Czizes, wyłącz już to światło!
    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    61.30 km 3.00 km teren
    02:41 h 22.84 śr. prędk.
    V-max 48.87 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    northside

    Niedziela, 24 czerwca 2012 | Komentarze 3

    Tym razem na północ w towarzystwie ursyna- zwanego także dzieckiem szczęścia, który nawet gdy kupuje nową ramę, dostaje ją dziwnym trafem za friko. A gdy wpada na samochód z minimalnymi dla niego stratami, otrzymuje zestaw nowych części w ramach rekompensaty i strat moralnych. Ta. Jasne. Stratny moralnie :D Dziś też np. kupił dwie kanapki w McD, trzecią dostał gratis. Ćwok z takim szczęściem powinien grać w lotka, bo nawet maszyna losująca walnęła by dla niego byka z sześcioma zerami. Ale póki co musi wystarczyć, że założył sobie leń wreszcie konto na bikestats.

    No więc wybraliśmy się w poszukiwaniu kobiecych biustów, skąpych mini i piwa. W zasadzie to było wszystkiego po trochu, czyli trip zasadniczo udany. Zdjęć cycków nie ma, bo to wyższy level wtajemniczenia. Niby są eksponowane aż do przesady, ale gdy widzą obiektyw, nagle znikają. Cuda wianki.

    No ale plecy to inna para kaloszy. Te prężą się dumnie na słońcu i do obiektywów wszelakich.


    W ogóle to niezły kadr jeśli go tak trochę poszerzyć. Nie wiem jak można nazwać to zdjęcie. Tyle się dzieje.


    Psiak (co to za rasa?) w końcu się wkurwił i nas groźnym okiem przepędził z tej zacnej cyckowej ławki obserwacyjnej. Pewnie to jego rewir i jego cycki.


    Aha. Info z ostatniej chwili. Nad Wisłą pojawiła się zabytkowa cytryna z najlepszą lemoniadą i modżajto w okolicy.


    I na koniec zdjęcie wspomnianego szczęściarza. Mam nadzieję, że się nie obrazi. Jak go ktoś spotka na mieście (srebrny Spec) trzymać się go blisko. Na bank przyniesie wam szczęście :D
    Kategoria city