Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:270.75 km (w terenie 48.00 km; 17.73%)
Czas w ruchu:11:21
Średnia prędkość:23.85 km/h
Maksymalna prędkość:48.87 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:54.15 km i 2h 16m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
40.79 km 15.00 km teren
01:40 h 24.47 śr. prędk.
V-max 39.70 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 32.0 °C

    Upał srupał, weź się upal

    Sobota, 30 czerwca 2012 | Komentarze 1

    Upał, to nie jest raj dla białych ludzi. Odzwyczaiłem się już od jazdy w takich warunkach. Pół czerwca psu w budę. Więcej jesieni niż lata. Więcej błota niż piachu. Więcej deszczu, więcej słów "kurwa, ja pierdolę" przy porannym wyglądaniu przez okno. A tu nagle jebut. Słońcem po oczach. W końcu czerwca taki upał? Pojebało tam kogoś na górze?

    Klimat się ociepla. Jasne. Chyba na Seszelach. Tak się ociepla, że 30-stopniowy upał w czerwcu nad Wisłą wydaje się wybrykiem natury. Aż dziw, że w Teleekspresie to nie był dziś temat główny. Zatroskany Orłoś mówiący drżącym głosem: "W kraju ogłoszono drugi stopień szoku pogodowego. Temperatura niebezpiecznie zbliżyła się do słupka 35 stopni Celsjusza. Ludzie w panice wykupują ze sklepów olejki do opalania, zapasy wody, kiełbasy i alkoholu. Lekarze zalecają - Zostańcie w domach!".

    Nie posłuchałem zatroskanego głosu lekarzy w mej głowie i wylazłem z Radonem na spacer. Tzn to nawet nie spacer, raczej imieniny ojca, impreza rodzinna. Pojechałem okrężną drogą, co by spalić trochę kalorii i zrobić miejsce w żołądku. Bowiem obiady rodzinne są dla mnie tyleż błogosławieństwem, co i przekleństwem. Składają się z trzech dań. Z wielosegmentowego obiadu, z dokładki i z deserów. Jest też piwo, są lody i ciasta, znowu piwo i tak do pożygu. Kto pierwszy spadnie z krzesła, leżaka, czy po prostu upadnie pod ciężarem własnej poobiedniej tężyzny, wygrywa. Dziś na ten przykład pękło pode mną plastikowe krzesło. Czyli wygrałem. I weź cyklo-człowieku później wsiądź na swój rower z tym pełnym bebzonem i wróć do siebie na pożądany odwyk żywieniowy. Jeszcze ten jebany upał.
    No nie było dziś lekko. Dystans mały, bo po obiedzie tylko długa dzida najkrótszą drogą na własne niskokaloryczne śmieci.

    Przy okazji. Sfociłem mój ulubiony wjazd do Warszawy. Zawsze mnie rozpierdziela duma gdy go przekraczam.


    To zdjęcie nazwałem: "Klęska żywieniowa". Być może pojawi się też kiedyś na wystawie tematycznej z cyklu "fala śmiertelnych upałów w 2012 roku".


    Zdjęcie z falenickim wężem. Niegroźny.


    No dobra Czizes, wyłącz już to światło!
    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    61.30 km 3.00 km teren
    02:41 h 22.84 śr. prędk.
    V-max 48.87 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    northside

    Niedziela, 24 czerwca 2012 | Komentarze 3

    Tym razem na północ w towarzystwie ursyna- zwanego także dzieckiem szczęścia, który nawet gdy kupuje nową ramę, dostaje ją dziwnym trafem za friko. A gdy wpada na samochód z minimalnymi dla niego stratami, otrzymuje zestaw nowych części w ramach rekompensaty i strat moralnych. Ta. Jasne. Stratny moralnie :D Dziś też np. kupił dwie kanapki w McD, trzecią dostał gratis. Ćwok z takim szczęściem powinien grać w lotka, bo nawet maszyna losująca walnęła by dla niego byka z sześcioma zerami. Ale póki co musi wystarczyć, że założył sobie leń wreszcie konto na bikestats.

    No więc wybraliśmy się w poszukiwaniu kobiecych biustów, skąpych mini i piwa. W zasadzie to było wszystkiego po trochu, czyli trip zasadniczo udany. Zdjęć cycków nie ma, bo to wyższy level wtajemniczenia. Niby są eksponowane aż do przesady, ale gdy widzą obiektyw, nagle znikają. Cuda wianki.

    No ale plecy to inna para kaloszy. Te prężą się dumnie na słońcu i do obiektywów wszelakich.


    W ogóle to niezły kadr jeśli go tak trochę poszerzyć. Nie wiem jak można nazwać to zdjęcie. Tyle się dzieje.


    Psiak (co to za rasa?) w końcu się wkurwił i nas groźnym okiem przepędził z tej zacnej cyckowej ławki obserwacyjnej. Pewnie to jego rewir i jego cycki.


    Aha. Info z ostatniej chwili. Nad Wisłą pojawiła się zabytkowa cytryna z najlepszą lemoniadą i modżajto w okolicy.


    I na koniec zdjęcie wspomnianego szczęściarza. Mam nadzieję, że się nie obrazi. Jak go ktoś spotka na mieście (srebrny Spec) trzymać się go blisko. Na bank przyniesie wam szczęście :D
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    55.85 km 6.00 km teren
    02:16 h 24.64 śr. prędk.
    V-max 42.28 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 22.0 °C

    Dom zachodzącego słońca

    Sobota, 23 czerwca 2012 | Komentarze 0

    Człowiek chciałby jeszcze tyle w tym roku zrobić, ciągle coś planuje, a tu w mordę już dnia ubywa. Przed chwilą trawa dopiero co się zieleniła, a tu już mamy półmetek. Zachody słońca będą już odtąd coraz wcześniej, aż w końcu zanim się obejrzymy, znikną gdzieś w porze obiadowej. Dziś szprycowałem się drugim najdłuższym dniem w roku, który nawet po godzinie 22 nie chciał odejść. Piękne to dni, aż grzech siedzieć w domu. Tysiące warszawiaków nad Wisłą, na mieście, w parkach, w lasach, w ogródkach przy grillu, ognisku, wódce i zagryzce, i tak pewnie w całym kraju. A ja w siodle, jeździłem bez celu i przed siebie w poszukiwaniu domu zachodzącego słońca.

    Słońce jeszcze świeci, a to już przecież dawno po Wiadomościach, sporcie i pogodzie.


    W końcu słońce schodzi do podziemia, czas ruszyć w miasto na melanż


    Prowadzi do celu niczym najlepszy przewodnik


    Jakiś paralotniarz także dał się omamić


    Najlepsza impreza w mieście. Plaża pod mostem. Tylko szyja bolała i oczy. A mój aparat wręcz odmówił posłuszeństwa, tyle się działo.
    Kategoria baj najt, city, las


    Dane wyjazdu:
    60.14 km 6.00 km teren
    02:32 h 23.74 śr. prędk.
    V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    piłkoszał mode OFF

    Niedziela, 17 czerwca 2012 | Komentarze 1

    I po herbacie.
    Życie polskiego kibica składa się głównie z bólu i cierpienia. Ja tam przyzwyczajony. Stało się to, czego życzyłem zbieraninie Dyzmy od samego początku. Marna to co prawda satysfakcja, ale jednak. Zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie śmiechu. Mieli wszystko w zasięgu ręki i zjebali wszystko tymże samym machnięciem ręki. W sumie nie nowość. I bardzo dobrze że zjebali. Kac w polskich domach pozostanie co prawda przez kilka dni, ale za to zrobi się przy okazji wietrzenie rozgrzanych do czerwoności łbów. Znikną te skarpetki z lusterek, małe flagi i cylindry z głów wąsatych. Cyrk odjechał, kryzys pozostał. Niespłaceni podwykonawcy, wielomilionowe kredyty, niedokończone autostrady, wkurwieni związkowcy i taksówkarze. Wczoraj dorzucili do tego jeszcze zwłoki gen. Petelickiego, którego postanowiono odstrzelić jak gdyby nigdy nic w dniu meczu o wszystko (a kiedy mecz o honor?), kto by się nim przejmował kiedy cała Polska na festynie piecze ziemniaczki. Tusk miał jednak rację. Dopiął swego. Jesteśmy zieloną wyspą.



    Teraz czas rozliczeń i czyszczenia magazynów. Na pierwszy rzut leci Dyzma. Niestety o kilka lat za późno, ale warto było czekać. Jasia Wembleya nikt nie chciał słuchać. A szkoda.

    &feature=youtu.be

    W drugim rzucie powinien polecieć nasz Grzesiu Słoneczny. W końcu obiecał że to zrobi gdy nie wyjdziemy z grupy. Sprawdzimy zatem, czy jest człowiekiem honoru. Ja jednak obstawiam, że bliżej mu do człowieka humoru. Przy okazji foch na Reksia, który tak łatwo dał się wydymać krecikowi



    No dobra. Piłkoszał można wyłączyć. Wróćmy do swoich zajęć i do jeżdżenia na rowerze. Tak jakoś lżej dziś było bez tego całego EURO. Wszystko jest dobre, ale z umiarem. Nawet najpiękniejsze cycki na świecie miętoszone przez cały dzień w końcu zbrzydną. No dobra. Dwa dni. Pięć... Tydzień.



    Dane wyjazdu:
    52.67 km 18.00 km teren
    02:12 h 23.94 śr. prędk.
    V-max 33.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 28.0 °C

    piłkoszał

    Sobota, 16 czerwca 2012 | Komentarze 1

    Ja pierdziu. Co za pieprzony mezalians.
    Wszędzie tylko ten modern football. Opanował moją przestrzeń po której się poruszam i będzie tak trzymał mnie skurczybyk w tej garści jeszcze przez kilka tygodni. Piłka nożna spać nie można. Kto by pomyślał, że ja człowiek prosty, wychowany od lat najmłodszych na piłce skopanej, który pamięta jeszcze mundial w Meksyku w 86, który zjadł na tej szmaciance nie jeden komplet zębów oraz przejechał tysiące kilometrów, by oglądać często mizerne popisy polskich łamag na obcej ziemi, że ja, będę tą piłką w końcu rzygał. I rzygam ja właśnie. W tym momencie i wielkim strumieniem.

    No bo to jest nie moja piłka. To jakiś festyn, cyrk wędrowny, który zawitał na moje osiedle. Ludzie sobie z tej chwilowej podniety gęby malują, cylindry Janusza na łeb przywdziewają, jak gdyby myśleli, że od ilości biało-czerwonych gadżetów na sobie zależeć będzie, czy staną się dzięki temu wielkimi kibicami. A gówno. Clownem jesteś jeden z drugim i tyle. Skarpetki biało-czerwone na lusterka naciągają, flagi z Biedronki wieszają za szybą, a potem setki tego leży na ziemi, w błocie, w psim gównie i żaden nawet nie podniesie. No bo to nie flaga narodowa, to tylko produkt marketów, moda jednorazowa, piłkarze odpadną, to sobie te flagopodobne wyroby zdejmą i wyrzucą do kosza. Żeby tak chociaż co drugi z was jełopy flagę 1 sierpnia wywiesił, 11 listopada, czy 3 maja, ale nie, to nie wypada, obciach przecież. EURO to co innego, tu prawie wszyscy z siebie debili robią, to nie będę się chociaż wyróżniał. Nawet tego cylindra nie zdejmę do hymnu, bo to przecież faszyzm.

    I tylko się ścigają jeden z drugim i na złamanie karku... kto więcej, kto bardziej, kto lepszym kibicem biało-czerwonych, niech mnie zobaczą



    Albo ci celebryci. Kuźniar, Olejnik, Hołdys. Wszyscy raptem na piłce się znają. W życiu na stadionie nie byli, chyba, że na meczu artystów, ale to im w niczym nie przeszkadza i te swoje marne wywody w najlepszym czasie antenowym sprzedają. Olejnikowa to nawet nie rozróżnia piłki klubowej od reprezentacyjnej, a spalone zapewne kojarzą się jej z mielonymi. Dlatego pewnie próbuje odwrócić ludzką uwagę od swych niekompetencji oraz miałkości i na łby zakłada sedesy, czy też inne anteny satelitarne. Niech se ten ludź chociaż popatrzy jak nie ma czego mądrego co słuchać. No ale to wyższy poziom sztuki, ja tam prosty człowiek jestem, nie łapię jej tych EURO performersów



    I ta reprezentacja. A czego niby? Polski? Przepraszam bardzo, ale której? Reprezentacja PZPN i tyle. Lato jest jej prezydentem, a Franz Smuda premierem. Zbieraninę sobie zrobili, paszporty obcym porozdawali i mam niby im kibicować. Nie będę. Tak będę siedział. Irole jakoś Francuzów, czy innych Niemców do siebie nie ściągali. Przyjechali, gładkie dwa wpierdole (pewnie będzie zaraz i trzeci), ale i tak są najlepsi. Dumni, waleczni, tak jak piłka na której się wychowałem. Prawdziwa radość, nieustępliwość, żaden tam żel na łbie, solarium jak Kryśka Ronaldo, fochy jak panienki za tylko lekkie dotknięcie łokciem. Tęsknie za taką piłką, za Ericiem Cantoną, sportem dla facetów z jajami. Skończyła się już co prawda bezpowrotnie w połowie lat 90-tych, ale głupi ciągle wierzę. Ciągle mam nadzieję, że ktoś się w końcu opamięta, że UEFA (MAFIA) zbankrutuje, że wielomiliardowe kontrakty w końcu się skończą i że piłka stanie się tak jak kiedyś, sportem dla mas. Dla ludzi prostych, z biedniejszych warstw społecznych, w końcu to oni ją wymyślili, a nie białe kołnierzyki, które to koniecznie chcą ją zawłaszczyć tylko dla siebie. Rzygam tych ich pieniędzmi. Szejkami i oligarchami w futbolu. Przeczekam ich na własnych szarych trybunach. Łapy precz od mojej piłki!

    Wspomniani Irole. Uczcie się Andrzeje reprezentacyjni w tych swoich śmiesznych cylindrach i czapkach jeża. Tak się śpiewa przy 0:4. To jest prawdziwa duma narodowa. Nigdy tego nie zrozumiecie.



    Piłkoszał. Jest wszędzie. Uciekłem od niego na tydzień daleko w góry, żeby zapomnieć, ale i tam mnie skurczybyk dopadł. Muszę więc z nim tutaj tkwić i walczyć, tak jak z sierpami i młotami na ulicach mego miasta. No ale może dziś PZPNowcy odpadną z Czechami i szał się w końcu skończy? Janusze się wkurzą, powywalają skarpety i flagi, cylindry do szafy, a Olejnik zamknie swoją paszczę i zajmie się innymi kłamstwami. Szpakowski z Trzeciakiem nie będą nawiedzać mnie już w mojej lodówce i w ogóle będzie błogi spokój. Marzę już o tym. Na rower będzie można wreszcie wyjść, bo teraz strach. Ciśnienie mnie zabije. Wszędzie ten wstrętny piłkoszał. Dziś wyszedłem wreszcie po dwóch tygodniach bo już nie wyrabiałem. Ale do lasu, za miasto, jak najdalej od EURO.

    Przydałoby się na koniec trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pizda wpisie. Zakończę go męską, szowinistyczną, płytką i seksistowską galerią. Jednak coś z tej EURO miernoty fajnego dało się wychwycić









    Kobiety: Za duże, za małe, silikon, gorset, wiszą, będą wisieć, współczuję, plastik, zdzira.
    Faceci: Fajne cycki :)

    To męski sport
    Na zawsze i na wieki wieków
    FUCK EURO!
    Kategoria MPK