Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:180.25 km (w terenie 8.00 km; 4.44%)
Czas w ruchu:07:13
Średnia prędkość:24.98 km/h
Maksymalna prędkość:43.90 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:45.06 km i 1h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
46.87 km 4.00 km teren
01:51 h 25.34 śr. prędk.
V-max 34.59 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 28.0 °C

    piknik, cycki, lato, jeb

    Niedziela, 19 sierpnia 2012 | Komentarze 0

    Lato jednak istnieje. Nie w Chorwacji, Grecji czy Hiszpanii, ale u nas, nad Wisłą. Już się bałem, że jedyne nasze Lato ma na imię Grzegorz, co by się w sumie zgadzało, jest bowiem brzydki jak uj Diabła. Takie to właśnie lato w tym roku mamy. W sumie żadna nowość. Wypada tylko współczuć rodakom drogich urlopów nad zimnym i mokrym Bałtykiem, a sobie samemu pogratulować nosa, który wyczuł co się święci i wyniuchał kierunek zagramaniczny.

    No więc wreszcie słońce, sucho i ciepło. Od razu cycki się pojawiły na mieście. Śpieszmy się więc je kochać, bo zaraz znowu odejdą w siną i zimną dal. Do lasu se pojechałem i do pewnego momentu wszystko było nomen omen cycuś, książkę sobie poczytałem, a i piękne wylewnie eksponowane piersi młodych niewiast pooglądałem po drodze, no ale niestety na powrocie jebnął mi amor (nie, nie ten od strzały ze skrzydełkami). Drugi raz w ciągu roku przednie tłumienie poszło się jebać. Psiakrew. Znowu nieplanowane wydatki. Jak żyć panie premierze, jak?

    Ale piknik był mimo wszystko udany. Oto obowiązkowy zestaw konkretnego bajkera.
    Kategoria city, las


    Dane wyjazdu:
    30.55 km 0.00 km teren
    01:16 h 24.12 śr. prędk.
    V-max 43.90 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    już wiem

    Czwartek, 16 sierpnia 2012 | Komentarze 0

    Wiem już czemu tak rzadko jeżdżę do pracy rowerem. Bo to nuda. Nuda i niskich lotów przyjemność. Cały ten pieprzony ceremoniał z przebieraniem się w pracy w korporacyjne ciuchy, oraz świadomość, że jedzie się nie dla przyjemności pobaraszkować gdzieś w matką naturą, tylko żeby siedzieć cały dzień przy kompie w budynku ze szkła i aluminium, nie... nie lubię. Nie chcę aby rower kojarzył mi się z czymś tak nędznym z egzystencjalnego punktu widzenia. Dość stromy (jak na Warszawę) podjazd na Idzikowskiego jest kwintesencją tego całego zjawiska. Do pracy pod górę, fajrant zaś z górki. No jak w życiu.

    Ale czasem trzeba. Dla przyzwoitości. Nuda nudą, marność marnością, ale to tylko nędzne 15km. Jutro też sobie pojadę.

    A wszystko przez bilet miesięczny. Skończył mi się tak w szczycie bezsensu kalendarza. Kartę więc tak dla równego rachunku dobiję dopiero w poniedziałek :D
    Kategoria city, gułag


    Dane wyjazdu:
    47.64 km 0.00 km teren
    01:54 h 25.07 śr. prędk.
    V-max 38.37 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    jesień... kurwa

    Niedziela, 12 sierpnia 2012 | Komentarze 2

    W sierpniu? W połowie sierpnia? Właściwie to w pierwszej połowie sierpnia? I co najważniejsze... jeszcze przed moim urlopem? Ten na szczęście nie w kraju.
    W sumie nihil novi. Klasyka polskiego lata. Tylko dla orłów.

    Jeśli warszawskie baseny nie splajtują w tym sezonie to będzie cud (Tuska).


    A tu nowy warszawski stajl.


    Nastawiali takich kilkadziesiąt punktów w całym mieście, przystępne ceny, niby pro eko, europejsko, nowocześnie, ą i ę, ale jako fan rowerów... patrzę na to podkarpacką nienawiścią. Już teraz jest za dużo rowerów na mieście, w dodatku moda na holendry i rowerzystki glamour zniszczyła płynność poruszania się po Warszawskich szlakach, których wcale nie przybywa. Teraz dojdą jeszcze te niedzielniaki na pożyczanych paskudach z koszyczkiem. Slalom gigant gwarantowany.
    Wypada liczyć na pomysłowych warszawiaków, którzy zniszczą i klasycznie rozpierdolą te rowery w kilka tygodni.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    55.19 km 4.00 km teren
    02:12 h 25.09 śr. prędk.
    V-max 38.05 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 29.0 °C

    Bez historii

    Niedziela, 5 sierpnia 2012 | Komentarze 0

    Nie miałem pomysłu gdzie dziś sobie pojechać. Otworzyłem mapę okolic Warszawy i szukałem jakiegoś punktu zaczepienia, inspiracji, czegoś nowego. Ciężko. Byłem już prawie wszędzie. Ale zauważyłem nagle jakiś niebieski punkt, coś, co mi dotąd umykało. Ledwie 25 km na wschód od Warszawy małe jeziorko, jakaś farma, stary, zagadkowy pałacyk. Dobra, niech będzie.

    Jeziorko okazało się stawem, w dodatku prywatnym, ogrodzonym i zamkniętym. Pocałowałem więc klamkę i zawróciłem, by z wiatrem podkręcić trochę średnią na momentami fajnych, krętych asfaltach. W sumie wyprawa bez historii.