Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:126.73 km (w terenie 11.00 km; 8.68%)
Czas w ruchu:05:15
Średnia prędkość:24.14 km/h
Maksymalna prędkość:33.37 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:42.24 km i 1h 45m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
44.14 km 4.00 km teren
01:48 h 24.52 śr. prędk.
V-max 33.37 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 15.0 °C

    Nienawidzę rowerzystów vol. Pińcet

    Niedziela, 30 marca 2014 | Komentarze 0

    Zmiana czasu zakosiła mi dziś godzinę dnia i zaburzyła mój skacowany cykl myślowy. Po nocnych perturbacjach o charakterze stricte alkoholowych nie mogłem się rano ogarnąć, głównie z samym sobą, w czym nie pomagał mi właśnie ten pieprzony czas letni, który postanowił mi boleśnie oznajmić tuż po przebudzeniu, iż jest już popołudnie, a ty w czarnej dupie jesteś człowieku, w dodatku z bolącym łbem. Nihil novi.

    Zwlekłem się jakoś z tego wyra, lekko nie było, ale udało się głównie dzięki słońcu, które się marnowało za oknem. To zdecydowanie najlepszy motywator pod nomen omen słońcem. Szybkie śniadanie i sru na rower, byle przed siebie, byle się zmęczyć i wypocić nocne błędy. Miałem ochotę poleżeć na trawie przy ulubionym zagajniku brzozowym w Powsinie i poczytać książkę, co też uskuteczniłem, tyle tylko, że aby tam dojechać, trzeba było dosłownie przecisnąć się przez tysiące niedzielnych rowerzystów, slalomem gigantem, z elementami kamikadze i kama sutry. Po raz enty przekonałem się na własnej skórze, że nienawidzę ich (prawie) wszystkich, co jest niezwykłym paradoksem i absurdem w swojej istocie. No ale tak w rzeczy samej jest. Nie da się po tej Warszawie jeździć rowerem, przynajmniej w ładne weekendy, właśnie przez te pieprzone rowery i to od lat. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Nie mogli wybrać innej aktywności? Nie wiem, robienia w tym czasie zakupów w Lidlach, czy innych Tesco? Mycia okien w domu? I jeszcze te małe dzieci z ADHD na tych rowerkach micro nad którymi nikt nie panuje i yorki w koszyczkach oraz iPhone'y w łapach. Nie. Ja wcale nie nienawidzę rowerzystów. Ja chyba po prostu nienawidzę ludzi. 

    Brzoza Brzózka Brzózkiewicz. Wreszcie spokój. 


    Ludzie i ich rowery. W bezruchu są jeszcze do wytrzymania. Na trasie = wojna. Zero solidarności.



    Kategoria city, las


    Dane wyjazdu:
    41.47 km 3.00 km teren
    01:45 h 23.70 śr. prędk.
    V-max 0.00 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 16.0 °C

    Lek na wszystko

    Sobota, 22 marca 2014 | Komentarze 0

    Się jakieś nieproszone gówno z rodziny przeziębieniowatych zalęgło w mym organizmie koło czwartku, a wczoraj wieczorem położyło mnie do łóżka w momencie, kiedy pół miasta celebrowała wiosnę w plenerze. Nie powiem, wkurw był. Dziś rano niewiele lepiej, ale ni chu ja, takiej pogody nie przystoi marnować. Opatuliłem się jak jakiś przybysz z innej szerokości geograficznej, tej mocno północnej i wyruszyłem przed siebie w poszukiwaniu słońca, co by się po prostu gdzieś glebnąć na trawie i nagrzać zdziadziałe kości. Osłabienie organizmu dało o sobie znać niestety, więc dziś bez szaleństw, ale jak na stan samopoczucia i tak było klawo.

    Jak już znalazłem kawałek obdarzonego wiosennym słońcem trawnika to tak się złomżingowałem, że leżałem w bezruchu dobrą godzinę i cieszyłem się prażonymi promieniami UV jakie waliły mnie bezceremonialnie w ryj. Bóg mi świadkiem, że tak dobrze to mi nie było od... no od dawna. Od razu się człowiekowi poprawiło. Rower, plener i słońce, najlepszym lekiem na wszystko jest. Kropka.

    O, tu się jebłem. Trawa z widokiem na Pałac Królewski w Wilanowie oraz na roznegliżowane spacerujące obok zacne niewiasty. Czego chcieć więcej? Wiem. Piwa. Nie miałem.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    41.12 km 4.00 km teren
    01:42 h 24.19 śr. prędk.
    V-max 31.71 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 11.0 °C

    Także tego

    Niedziela, 9 marca 2014 | Komentarze 0

    Na każdym zebraniu jest tak, że ktoś musi wstać i zacząć pierwszy. No to może ja.
    Także tego. Wstałem. Wsiadłem. Pojechałem. Pierwszy raz w tym roku, trochę późno, bo od miesiąca już dobra rowerowa pogoda, ale postanowiłem sobie w tym czasie trochę pobiegać i o dziwo, nawet to polubiłem. Ale rower jest rower. Dzisiejszego słońca po prostu nie można było przegapić i nie wykorzystać. Odkurzyłem więc Radona, posmarowałem gdzie trzeba i ruszyłem z kopyta na rozprostowanie zdziadziałych kości. Znów rozkopane miasto mnie przywitało, także pieprzeni vertulirowcy, którzy chcieli mnie zabić, za co kilku przez to zbluzgałem. Janusze z Basiami jeżdżące całą szerokością osiem na godzinę, psy i dzieci, tak... wiosna wróciła do Warszawy. Zdecydowanie. Nawet się trochę za nimi wszystkimi stęskniłem. 

    Za tą brudną Wisłą i piaskiem w butach...


    I za wiecznie rozkopanymi chodnikami i ścieżkami. Nad Wisłą kolejny rok robót, budów i remontów (słuszną linię ma nasza władza), tym razem już na prawie całej jej długości. Będzie więc to ciężki rok dla miejskich bajkerów. Ale jak skończą, bo przecież skończyć kiedyś będą musieli, no to będzie Europa... albo Jarmark Europa. Pewny nie jestem.


    Przy Narodowym do sezonu szykuje się nowy pawilon dla plażowiczów. Będzie wreszcie można oddać w luksusowych warunkach mocz nad rzeką, a nie do niej, jak dotąd. Acz znając życie, to przyjemność ta będzie nas kosztowała 2 zł. Cóż. Mocz zawsze był u nas w cenie.


    Ale grunt, że słońce coraz niżej i dłużej i mocniej i... można mieć już coraz bardziej wyjebane, czego sobie, jak i wam wszystkim życzę.
    Kategoria city