Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:201.70 km (w terenie 54.00 km; 26.77%)
Czas w ruchu:09:03
Średnia prędkość:22.29 km/h
Maksymalna prędkość:40.50 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:28.81 km i 1h 17m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
19.29 km 0.00 km teren
00:46 h 25.16 śr. prędk.
V-max 33.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 17.0 °C

    Trening

    Czwartek, 28 kwietnia 2011 | Komentarze 0

    1. 45m44s - 19,42km
    2. 45m48s - 19,29km
    3. 46m26s - 19,64km
    4. 46m39s - 19,57km
    5. 46m32s - 19,33km
    6. 46m34s - 19,30km
    7. 47m14s - 19,56km
    8. 48m48s - 19,30km
    Kategoria trening


    Dane wyjazdu:
    45.40 km 19.00 km teren
    02:02 h 22.33 śr. prędk.
    V-max 33.00 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    Wypalanie cholesterolu

    Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 | Komentarze 3

    Jeden dzień przy świątecznym stole jakoś wytrzymałem. I starczy. Dziś już nie ma głupich. Zbyt fajna pogoda na kolejne bezproduktywne siedzenie i jedzenie.. jedzenie... jedzenie...

    Wsiadłem na siodło i udałem się na wschód w poszukiwaniu nowych tras. W końcu tam musi być jakaś cywilizacja. Miało być lajtowo koło 30km, wyszło w sumie 45. Trochę się pogubiłem w lasach między Okuniewem a Ossowem, straszny tam burdel panuje, niczym w Archeo. Stąd kilosków wyszło sumarycznie trochę więcej niż na poniższej mapce. Całkiem przyjemna, świąteczna trasa. A teraz cóż... czas na kolejne jajeczko.







    Dane wyjazdu:
    40.81 km 35.00 km teren
    02:06 h 19.43 śr. prędk.
    V-max 36.00 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    Powrót na czerwony

    Sobota, 23 kwietnia 2011 | Komentarze 0

    Powróciwszy wreszcie do lasu. Dość tych nudnych asfaltów. Koniec kwietnia to idealny moment na wjechanie do MPK na mój ulubiony czerwony szlak. Błotka już prawie nie ma wcale, a na letni męczący piach jeszcze za wcześnie. Do tego pięknie się zazieleniło. MPK dla cudownych dzieci dwóch pedałów najlepszy i najbardziej przejezdny jest właśnie wiosną.

    "Lepiej być martwym niż czerwonym"... Jedyny wyjątek od tej reguły.


    Bagnisto i upiornie. Pięknie


    Efekt zeszłorocznych huraganów. Mam chociaż nadzieję, że ten odpowiedzialny za to spustoszenie tradycyjnie miał imię żeńskie. Tylko one potrafią tak niszczyć.


    No i kwintesencja MPK. Mienia. Kilkanaście nowych powalonych drzew, kilka nowych urwisk. Co roku odkrywanie nowych cudów przyrody.

    Kategoria MPK, las


    Dane wyjazdu:
    19.30 km 0.00 km teren
    00:46 h 25.17 śr. prędk.
    V-max 37.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 16.0 °C

    Trening

    Czwartek, 21 kwietnia 2011 | Komentarze 0

    1. 45m44s - 19,42km
    2. 46m26s - 19,64km
    3. 46m39s - 19,57km
    4. 46m32s - 19,33km
    5. 46m34s - 19,30km
    6. 47m14s - 19,56km
    7. 48m48s - 19,30km
    Kategoria trening


    Dane wyjazdu:
    19.33 km 0.00 km teren
    00:46 h 25.21 śr. prędk.
    V-max 32.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 9.0 °C

    Trening

    Piątek, 15 kwietnia 2011 | Komentarze 3

    1. 45m44s - 19,42km
    2. 46m26s - 19,64km
    3. 46m39s - 19,57km
    4. 46m32s - 19,33km
    5. 47m14s - 19,56km
    6. 48m48s - 19,30km
    Kategoria trening


    Dane wyjazdu:
    19.30 km 0.00 km teren
    00:48 h 24.12 śr. prędk.
    V-max 31.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 12.0 °C

    Trening

    Wtorek, 5 kwietnia 2011 | Komentarze 2

    Powrót na moją pętlę treningową wypadł dziś wyjątkowo blado. Uzyskałem najgorszy czas w dość krótkiej historii tej siekierkowskiej pętelki. No nic. Jest co poprawiać.
    Swoją szosą. Za praktycznie każdym razem jadę tak samo, a finalnie licznik wskazuje mi zawsze inny dystans. Śmierdzi wałkiem.

    1. 45m44s - 19,42km
    2. 46m26s - 19,64km
    3. 46m39s - 19,57km
    4. 47m14s - 19,56km
    5. 48m48s - 19,30km

    Kategoria trening


    Dane wyjazdu:
    38.27 km 0.00 km teren
    01:49 h 21.07 śr. prędk.
    V-max 40.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 17.0 °C

    Przeminęło z wiatrem

    Niedziela, 3 kwietnia 2011 | Komentarze 1

    Ożesz w mordę, ale mordewindy się dziś na mnie uwzięły. Trasę ustalał wiatr, który nie pozwolił pchać mi się nigdzie na południe, czyli tam gdzie pierwotnie planowałem. Pogoda wybitnie żeglarska. Marzyłem ciągle o żaglu, roztrzaskujących się zburzonych fal o kadłub jakiejś mazurskiej łupinki i przechyłach 90 stopni, no ale na lądzie to specjalnie za takimi warunkami nie przepadam.

    Szkoda trochę, bo miałem fajny plan, aby rozprawić się z efektem dwudniowego pijaństwa na lajtowej rowerostradzie do Powsina. Wypocić kac i zabawić się z nim w Sprite i pragnienie. Na moje nieszczęście, wiatr postanowił zabawić się ze mną w tą samą grę i to niestety ja miałem w niej zagrać pragnienie. W połowie drogi wymiękłem i znudzony walką z utrzymaniem średniej prędkości na poziomie średnio-zaawansowanej przyzwoitości, zwyczajnie zawróciłem, by podążając już z wiatrem, naprawić mocno zaniżoną średnią oraz poczuć wreszcie przyjemność z jazdy jakiej mi brakowało.

    Dziś z resztą wszystko było pod wiatr i znienawidziłem miejskich, niedzielnych rowerzystów. Cztery razy zanotowałbym czołowe zderzenie z tymi przestraszonymi Januszami i innymi Jadźkami (z całym oczywiście szacunkiem do znanych mi Januszów i Jadwig), którzy dumnie parli na przód swoimi marketowymi rowerami za 300zł całą szerokością ścieżek i chodników, patrząc się wszędzie tylko nie przed siebie. Co to w ogóle za porąbany zwyczaj jeździć obok siebie całą szerokością mając w dupie wszystkich z przeciwka, z boku i z tyłu, a nawet tych z góry, gdyby była taka ewentualność. Te wszystkie parki na rowerach, które wyszły na romantyczne poobiednie kilkanaście kilometrów, by potem przez trzy dni narzekać na bolący ich zad... albo małe dzieci-kamikadze, które ku uciesze swoich dumnych rodziców prą naprzód niczym walec. Dziś uratowałem się przed takim jednym brzdącem (pewnie miał na imię Filip, na cześć tego wyskakującego z konopi), który na twarzy miał wypisane gotykiem "zabiję cię", szybką ucieczką na trawnik. Pieprzę solidarność i przynależność do szeroko rozumianej rodziny rowerzystów. Nienawidzę dużej ich części, mam z nimi kibolską kosę na śmierć i życie i jest mi z tym dobrze.

    Dwa razy wpadłbym dziś także na roztargnionych i upajających się wiosenną aurą przechodniów, którzy mam wrażenie, że nie umieliby rozróżnić ścieżki rowerowej od chodnika, nawet wtedy, gdyby im za trafne rozszyfrowanie tej łamigłówki płacić tysiaka.
    I tak walcząc dziś z tym wiatrem, kacem i tymi tłumami półgłówków robiących sobie dziś w Warszawie chyba jakiś zlot, stwierdziłem, że pora wynieść się z Radonem do lasu. Z dala od ludzi. Tam nawet teoretycznie głupsze od nas zwierzęta nie wchodzą ci w paradę. Tak więc asfalt. Giń przepadnij.

    Dziś wyjątkowo nie mam zdjęć z trasy. Zrobiłem może z pięć, ale nic godnego uwagi. No, ale wrzucę jedną, co by tak pusto nie wyglądało. Zdjęcie z serii tych bez komentarza, opisu i w ogóle bez żadnego sensu.

    Kategoria city