Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:127.97 km (w terenie 5.00 km; 3.91%)
Czas w ruchu:05:34
Średnia prędkość:22.99 km/h
Maksymalna prędkość:41.13 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:42.66 km i 1h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
42.15 km 2.00 km teren
01:51 h 22.78 śr. prędk.
V-max 41.13 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    Maraton sraton

    Sobota, 23 kwietnia 2016 | Komentarze 1

    Jutro zaczyna się sezon na zamykanie połowy miasta w weekendy i wkurwianie mieszkańców, czyli biegnie Maraton Warszawski. W zasadzie nic nie mam do biegaczy, sam trochę biegam, ostatnio nawet więcej niż jeżdżę na rowerze, ale lubię to robić sam, po lesie, z dala od zgiełku miasta. Wszelkie maratony, półmaratony, biegi na 10, 5, kilometr w dużych skupiskach ludzkich gdzieś po centrum miast, to dla mnie wyższy poziom absurdu i niedorzeczności. Ok, raz, pięć razy w roku, ale w Warszawie w sezonie letnim nie ma tygodnia, żeby gdzieś nie biegali i w związku z tym nie zamykali ulic. A jak dodamy do tego te durne masy krytyczne i rollkarzy, to ta biedna i tak już wiecznie zakorkowana Warszawa, właściwie może sobie już tylko podciąć żyły z tej bezsilności.

    No ale idzie przywyknąć. Dziś tak wychodząc ze swoim Radkiem z domu na małe czterdzieści nie miałem konkretnego celu, po prostu wsiadłem na niego i pojechałem tam, gdzie mnie wiatr poniósł. A poniósł mnie m.in. na start jutrzejszego maratonu, gdzie trwały gorączkowe prace z ustawianiem band reklamowych, barierek blokujących miasto i innych oznaczeń. Nawet naszła mnie przez moment myśl, co by se przejechać całą jutrzejszą trasę biegu na rowerze, ale na szczęście w tejże samej sekundzie, gdy mnie ta myśl naszła, oddaliła się w nieznanym mi kierunku wraz z głupkowatym wyrazem twarzy. Niemniej jak wróciłem do domu, to się okazało, że na zegarze widnieją 42 maratońskie kaemy, ale, jak słowo daję, to jeno przypadek.

     

    Pokręciłem się po północnych rewirach miasta i przy okazji odwiedziłem nowy, epicki mural, który stał się jednocześnie moim ulubionym w Warszawie. Mural poświęcony dwóm moim nieodżałowanym idolom, hulakom, bawidamkom, pijakom, a przy zupełnej okazji także aktorom, a nawet poetom i wieszczom - Jankowi Himilsbachowi i Zdziśkowi Maklakiewiczowi. Oddałem im hołd, cykłem fotencję i pojechałem dalej szukać błogiego powiewu wiatru w dupę. (Oczywiście nie znalazłem - w tym mieście zawsze wieje ci w ryj).

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    45.04 km 1.00 km teren
    01:56 h 23.30 śr. prędk.
    V-max 36.94 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    na krótko

    Niedziela, 17 kwietnia 2016 | Komentarze 0

    Krótkie szorty wróciły do łask. Wreszcie. Moje giry to tam nic specjalnego, ale odsłonięte uda biegaczek, rolkarek i rowerzystek... no cud miód i orzeszki. I właściwie to ja tylko tyle chciałem na dziś.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    40.78 km 2.00 km teren
    01:47 h 22.87 śr. prędk.
    V-max 39.02 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    10 000

    Niedziela, 3 kwietnia 2016 | Komentarze 1

    18 dni, 11 godzin i około 30 minut potrzebowałem, żeby ze średnią prędkością 22,54 km/h przejechać z Warszawy do mniej więcej Panamy w Ameryce Środkowej, czyli dokładnie 10 000 km w linii prostej. Tabum tss. Dziesięciotysięczny kilometr na Bikestats uczciłem... nijak, bo zapomniałem. Dopiero w domu po powrocie sobie przypomniałem, stąd z tej okazji piję właśnie zimne piwko do monitora. A nieco wcześniej, gdzieś pomiędzy 9 970 a 10 010 kilometrem kręciłem się trochę po mieście i zmagałem z wiatrem oraz z durnymi ludźmi chcącymi popełnić samobójstwo włażąc mi pod rower. Standard.

    I tak np. odwiedziłem nowy zbiornik wodny w Warszawie. Zwie się on Zalew Bardowskiego i powstał w ubiegłym roku ze sztucznego spiętrzenia wód Kanału Bródnowskiego. Znajduje się na Targówku Fabrycznym, czyli wizualny i patologiczny dramat. W lecie spodziewam się tu niezłego zoo, mordobicia i rzeźni, stąd pojawiłem się tu dziś, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem sezonu na "wypierdalaj kurwa chuju jebany". Wrażenia w sumie pozytywne. Co prawda to mały zbiornik, z chujowym dojazdem, ale pachnie nowością i wszystko jest jeszcze ładne (najdalej we wrześniu będzie już zdewastowane). Chodniczki, pomosty, latarnie, kamery, duża piaszczysta plaża po drugiej stronie i pokraczna wieża widokowa, albo dla samobójców, sam nie wiem, myślę, że autor tego projektu również. Brakuje tylko ławek, cycków i życia. Acz te pojawi się pewnie już za kilka tygodni. Cycki mam nadzieję, że również.



    Niema to tamto. Inspiracja rodem z wieży Burj Al Arab w Dubaju;)


    O, miejscowa patologia już zaznaczyła swój teren. Pozdro dla Agi :D


    "Sezon grillowy rozpoczęty". Mogę się założyć, że właśnie tymi słowami odznaczyli się na fejsbuku.


    Potem trochę Prażki, centrumki i Wisły, by na koniec zahaczyć o Port Czerniakowski, który wzbogacił się o kolejne zajebiste barki mieszkalne. Zazdrość, level master.



    A to jakieś nowe Miejsce. Dosłownie i w przenośni. Gastronomia na barce. Klawy pomysł.


    Sezon rozpoczęli także wakeboardziści. Na poniższym zdjęciu wakeboardzista krzyczy właśnie do operatora wyciągu: "Zwoooolnij kuuurwa!!!", ale ten nie zwolnił. 



    Kategoria city