Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2009

Dystans całkowity:105.68 km (w terenie 44.00 km; 41.64%)
Czas w ruchu:05:05
Średnia prędkość:20.79 km/h
Maksymalna prędkość:37.50 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:52.84 km i 2h 32m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
72.02 km 15.00 km teren
03:31 h 20.48 śr. prędk.
V-max 34.00 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 22.0 °C

    Ostatnia niedziela

    Niedziela, 27 września 2009 | Komentarze 1

    Ta ostatnia niedzieeeela... wkrótce się rozstanieeeemy...
    Z dedykacją dla Pana Celsjusza, który jeszcze w tym tygodniu najprawdopodobniej już bezpowrotnie opuści naszą szerokość geograficzną i skieruje swoje słoneczne promienie ku szczęściarzom którzy śnieg znają tylko z telewizji.

    Słowem dramat. Jesienny kryzys, deszcz i szarówka szykująca się na schadzkę z godziną siedemnastą tuż tuż. Dla mnie oznacza to jedno. Koniec sezonu rowerowego. Wiem że są tacy którzy lubią jeździć w kilku warstwach z goretexu w asyście śnieżnych bałwanków, no ale ja zdecydowanie do nich nie należę. Pozostaje mi liczyć na słoneczny humor Panny Październik.

    Nic to. Cieszmy się tym co jeszcze mamy. A dziś był naprawdę piękny dzień. Znów udałem się w kierunku południowych brzegów Wisły, tym razem lewych. Dokładniej to do Gass (Gassowa?), gdzie być może kiedyś powstanie nowy most łączący mieszkańców Konstancina z mieszkańcami Karczewa, Otwocka i Józefowa. Choć kiedy wreszcie powstanie, to z pewnością wszyscy będziemy już latać, albo nawet i teleportować się.

    Na początek sfotografowałem siebie przeglądającego się w Jeziorce.


    No i dalej od razu przechodzę do meritum. Wspomniane Gassy. Czyli betonowe molo na kilkadziesiąt metrów wchodzące w Panią Wisłę. Widoki - istnieją.





    Zakochane parki. Prawie jak w Sopocie.


    A tu prawie jak na airshow. Mówię prawie, bo w Gassach nie spadają.


    Na powrocie żelazny punkt programu, czyli przystanek na małe fotograficzne co nie co na moście Siekierkowskim. Szykuję się do kolejnej panoramki, a tu nagle z lewej wyskoczyła krzyżówka poduszkowca z... czymś tam.


    Za nią z prawej na sygnale radiowóz, eee.. łódź patrolowa? Hasselhoff z Baywatch?


    Gonili gonili, robili parę kółeczek, w końcu David się wkurwił i przywalił z moździerza. Sternik krzyżówki zginął na miejscu.


    Żartowałem.

    Koniec.

    Dane wyjazdu:
    33.66 km 29.00 km teren
    01:34 h 21.49 śr. prędk.
    V-max 37.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    jesiennie

    Niedziela, 13 września 2009 | Komentarze 1

    Jako że ze mnie jest typowy niedzielny rowerzysta, to zdarza mi się jeździć czasem na kacu. Ostatnio dzieje się to coraz częściej. Ma to nawet i swoje plusy, no bo dobrze jest go wypocić w aktywny i zdecydowany sposób, ale jednak nie dają one rady zasłonić wszystkich minusów, których jest niestety trochę więcej. Przede wszystkim suszy. Mój bukłak nie potrafił zaspokoić dziś moich wszystkich potrzeb. Do tego miałem jakieś omamy wzrokowe. Np tu.



    Do tej chwili byłem pewien że w siatce są grzyby. Sfociłem żeby pokazać wszystkim iż w MPK rosną grzyby na drzewach hehe... a tu patrzę teraz i widzę jakieś śmieci i puszkę. Straszne rozczarowanie...

    Pokręciłem się więc trochę po lesie i wypociłem skurczybyka. Generalnie trochę smutno, bowiem w lesie zaczyna do głosu dochodzić pani jesień. Zakręca już powoli kurek z ciepłą wodą. I to bez żadnych kurwa negocjacji.

    Kategoria las, MPK