Wpisy archiwalne w kategorii

las

Dystans całkowity:3271.01 km (w terenie 1672.00 km; 51.12%)
Czas w ruchu:160:02
Średnia prędkość:20.44 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:881 m
Suma kalorii:10905 kcal
Liczba aktywności:68
Średnio na aktywność:48.10 km i 2h 21m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
46.39 km 20.00 km teren
02:35 h 17.96 śr. prędk.
V-max 31.60 km/h
  • Suma podjazdów 108 m
  • Kalorie 1124 kcal
  • Temperatura 30.0 °C

    plażing smażing drinking

    Czwartek, 31 maja 2018 | Komentarze 0

    Ło Panie, ale żeś dziś dowalił Celsjuszem. Chwała ci tam na wysokości. Gdybym był kukurydzą to bym się sprażył, a na moich plecach można było dziś smażyć jajka. Nie mogło być inaczej, ten wolny dzień od wszystkiego trzeba było uczcić jakimś plażingiem, zimnymi piwkami i wodą do ochłody. Dlatego w kilka osób wybralismy się rowerami na fajną i małą plażę za miasto. Fajna, bo płatna i mało znana, przez co brak było dzikich tłumów, grillów oraz najebanych Januszów i Grażyn. Fajny dzień. Maj, byłeś zajebisty. Czerwiec - nie spierdol tego.





    Dane wyjazdu:
    40.16 km 25.00 km teren
    01:58 h 20.42 śr. prędk.
    V-max 30.20 km/h
  • Suma podjazdów 76 m
  • Kalorie 1020 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Poligonowo i brak czasowo

    Niedziela, 20 maja 2018 | Komentarze 0

    Znów trochę ostatnio choruję na chroniczny brak czasu po godzinach, przez co brakuje mi chwili na pierdoły, choćby na rower, ale w niedzielny poranek udało mi się tak między trzęsieniem ziemi a powodzią znaleźć dwie godzinki względnego spokoju i ciszy na morzu, które spożyktowałem na zrobienie szybkiej pętelki po sąsiednim rembertowskim poligonie, na którym powoli zaczynam czuć się jak śliwka w kompocie. Niby nic, a cieszy.






    Dane wyjazdu:
    40.12 km 28.00 km teren
    02:01 h 19.89 śr. prędk.
    V-max 27.50 km/h
  • Suma podjazdów 72 m
  • Kalorie 965 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Poligon

    Niedziela, 22 kwietnia 2018 | Komentarze 0

    Do czterech razy sztuka. Dopiero za czwarym razem miałem okazję wyjść na rower tak jak najbardziej lubię, czyli sam, bez zbędnego balastu, hamulcowych i towarzystwa, które jest owszem klawe i sympatyczne, ale nie oszukujmy się, najepiej czuję się jednak w swoim towarzystwie, gdzie jestem ograniczony jedynie własną fantazją, i to z tych bardziej ułańskich. No więc wstałem dziś rano, wyjrzałem za okno i już wiedziałem, że to będzie dobry dzień. Okno czasowe miałem niezbyt długie, więc musiało być intensywnie, ciężko, ale jednocześnie blisko i krótko. MPK już był, no to teraz kolej na Poligon, czyli Lasy Rembertowsko-Okuniewskie, do których mam rzut beretem, a które ciągle skrywają przede mną wiele tajemnic. Głównie dlatego, że jedynimi oznaczonymi trasami na tym rozległym terenie to drogi pożarowe i czołgowe, a dalej rządzi już tylko improwizacja. Mniam.

    Na początek Bagno Jacka. Bagno jest, ale Jacka nigdzie nie zastałem.


    Lubię żyć na krawędzi.


    Dolina Długiej i przeprawa czołgowo-rowerowo-kąpieliskowa przez Długą właśnie. Dobre miejsce, żeby zjeść sobie banana, lub napić się piwa. Albo jedno i drugie.


    Na powrocie musiałem odwiedzić Mokry Ług, gdyż ponieważ, lubię sobie tutaj posiedzieć oraz podumać nad sensem istnienia Hurtnicy pospolitej, znaczy się mrówki czarnej.

    Kategoria las


    Dane wyjazdu:
    56.45 km 34.00 km teren
    03:02 h 18.61 śr. prędk.
    V-max 34.20 km/h
  • Suma podjazdów 87 m
  • Kalorie 1209 kcal
  • Temperatura 21.0 °C

    Pierwsze

    Niedziela, 8 kwietnia 2018 | Komentarze 0

    Dzisiejszy dzień sponsorowało słowo "pierwsze". Pierwsze w tym roku "na krótko", pierwsze promienie słońca z serii tych opalających, pierwsze MPK, pierwsza Mienia, pierwsze 50 km, pierwsze bajkowanie z ziomkiem, pierwsze piwero na trasie (no dobra, drugie), pierwsze kilometry w nowym, pachnącym jeszcze nowością siodle i pierwszy prawdziwy banan na ryju. Klawo jak cholera. Odtąd już nic nie będzie takie samo.

    MPK jeszcze taki trochę przymulony, mało zielony i porośnięty przez co kapitalnie przejezdny.
     

    Nieopodal wykarczowane milion drzew pod południową obwodnicę S7 i jest lekki zgryz. Z punktu widzenia auta - zajebiście, z punktu widzenia roweru - już trochę mniej. Zamknąłem więc oczy i pojechałem dalej.


    Panienka Mienia za to piękna jak zawsze. Dzika, seksowna, porwista i bezczelna do bólu. Kobieta ideał.



    Na deser po wyjechaniu z MPK pojechałem jeszcze na chwilkę do Parku Skaryszewskiego, tak trochę zupełnie bez sensu i żeby poleżeć na trawie, ale widoki były klawe i też tak jakby pierwsze w tym roku.
     
    Kategoria MPK, las, city


    Dane wyjazdu:
    40.55 km 22.00 km teren
    02:03 h 19.78 śr. prędk.
    V-max 32.80 km/h
  • Suma podjazdów 76 m
  • Kalorie 988 kcal
  • Temperatura 22.0 °C

    Zameczek

    Wtorek, 15 sierpnia 2017 | Komentarze 0

    Człowiek ciągle kombinuje jak koń pod górę, jeździ gdzieś daleko od domu w poszukiwaniu chuj wie czego i zapomina, że najlepsze tereny na rower ma przecież pod nosem, ledwie dwa kroki od swojego domostwa. A mimo to rzadko ostatnio zaglądam do MPK, sam nie wiem dlaczego. Niby znam już go cały na wylot, od ponad 10 lat przejechałem cały teren wszerz i wzdłuż, w zasadzie bez mapy i na czuja, a i tak ciągle odkrywam tu coś nowego. Np. dziś odbiłem kawałek w bok i zahaczyłem o dawno nieodwiedzane Zagórze, w którym nieopodal kompleksu Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii dla Dzieci i Młodzieży znajduje się zabytkowy "Zameczek" zaprojektowany i wybudowany w roku 1939 przez Czesława Konopkę jako Dom Pracy Twórczej pracowników Państwowego Instytutu Higieny. Tuż obok znajduje się Dworek "Wyraj", w którym od 1914 roku mieszkała Maria Rodziewiczówna - polska pisarka. Niby nic, a jednak kawałek fajnej historii. Warto zajrzeć.





    Jadąc dalej na południe dla odmiany pojechałem inną trasą w kierunku Aleksandrowa, dzięki czemu odkryłem fajny "Bar przy Stajni", w lesie przy... stajni rzecz jasna. Za końmi delikatnie rzecz mówiąc nie przepadam, ale piwo mieli dobre. Polecam.

    Kategoria MPK, las


    Dane wyjazdu:
    53.65 km 10.00 km teren
    02:18 h 23.33 śr. prędk.
    V-max 30.20 km/h
  • Suma podjazdów 66 m
  • Kalorie 1626 kcal
  • Temperatura 25.0 °C

    Dąbrowiecka Góra

    Sobota, 22 lipca 2017 | Komentarze 1

    Ciągnie wilka do lasu i to dosłownie. Ładna sobota, ciepło i sucho, kaca o dziwo brak, zatem dosiadłem ogiera i ustawiłem azymut na południe, do Lasów Otwockich, gdyż ponieważ dawno nie byłem. Dokładniej rzecz ujmując chciałem odwiedzić Dąbrowiecką Górę, czyli punkt oporu wchodzący w skład umocnień Przedmościa Warszawskiego, wybudowany w 1940 przez hitlersynów. Znajdują się tu nieźle zachowane dwa schrony: bojowy (Ragelbau 514) i obserwacyjny (Ragelbau 120a).

    Gdy byłem tu po raz ostatni oba były mocno zaniedbane, a w ich czeluściach odbywały się libacje alkoholowe miejscowych armando. Na szczęście obiekt wpadł w łapy fanatyków ze Stowarzyszenia "Pro Fortalicium" i zostały raz, że zabezpieczone, dwa, nieco odrestaurowane i uprzątnięte. Pomalowano też ich ekhm, elewacje tak trochę w pstrokate barwy, no ale i tak jest lepiej niż było. Pstryk.




    Wracając nie mogłem rzecz jasna pominąć jeziora Torfy, które znajduje się po drodze w Rezerwacie na Torfach gdzie także dobre kilka lat już nie zaglądałem. Nic się nie zmieniło, nadal jest piknie.






    Dane wyjazdu:
    81.50 km 35.00 km teren
    03:45 h 21.73 śr. prędk.
    V-max 32.10 km/h
  • Suma podjazdów 202 m
  • Kalorie 2229 kcal
  • Temperatura 23.0 °C

    Puszcza Bolimowska

    Czwartek, 15 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Puszcza Bolimowska siedziała mi w głowie od wielu lat. Niby blisko Warszawy, na styku województw łódzkiego i mazowieckiego, ale jakoś tak nie mogłem się zebrać. Ojciec jednak miał rację powtarzając przez całe moje życie, że jestem może i zdolny, ale leń. No więc teraz, żeby mu pokazać, dla odmiany się wziąłem, wstałem rano i zebrałem. Szkoda, że nikt tego nie widział.

    Bolimowski Park Krajobrazowy to całkiem spory kompleks leśny na Równinie Łowicko-Błońskiej w dorzeczach Suchej, Rawki i Pisi o powierzchni ok. 180 km2. Usytuowany jest w trójkącie bandyckich miast: Łowicza, Skierniewic i Żyrardowa. Spakowałem więc plecak, zrobiłem kanapki i pojechałem pociągiem do (prawie) Łowicza. Plan był taki, żeby sobie pojechać przez Arkadię, Nieborów, Puszczę Bolimowską i Mariańską do Żyrardowa, skąd wróciłbym sobie ciuchcią do stolicy. I tak też zrobiłem. Co jak co, ale w układaniu oraz realizowaniu planów jestem Tommy Lee Jones'em w Ściganym. Tak więc przede mną circa 70 km pląsania po tej urokliwej krainie, która jeszcze w XVII wieku była bezpośrednio połączona z Puszczą Kampinoską. Niestety na miejscu okazało się, że jednak w tym zajebistym planie tkwi spora wyrwa. Aparat owszem, wziąłem, dwie baterie również, ale psiamać obie rozładowane. Tak więc fotorelacja niestety z telefonu, jak jakiś Janusz z Grażyną we Władysławowie. Ajmsorry.

    Przy okazji odwiedzin Bolimowskiego Parku Krajobrazowego mogłem sobie w końcu zwiedzić ogrody w Arkadii i Pałac w Nieborowie, ale zaliczyłem tyko to pierwsze, bowiem kolejki do kas w Nieborowie, miliard ludzi, cena biletu oraz zakaz wchodzenia z rowerem mnie zniechęciły. Next time. No więc ogrody. Ładne, w stylu angielskim, zaprojektowane na życzenie Heleny Radziwiłłowej w roku 1778 roku. Pstryk, acz łatwo nie było. Mnóstwo wyskakujących zza winkla dzieciorów z matkami, ojcami, babciami, wujkami i cholera wie z kim jeszcze. Chyba jakiś zlot sobie zorganizowali.







    No ale przyjechałem tu głównie pojeździć. I jeździłem, z przyjemnym wiaterkiem w dupę (błogosławione wiatry zachodnie w tej szerokości geograficznej). Rzeka Rawka. Kapitalne miejsce do spływów kajakiem. Tym razem pokonałem ją rowerem.


    W połowie trasy znajduje się Zalew Bolimowski widokiem na autostradę A2. Raj dla wędkarzy, kajakarzy i fanów łojenia Tatry i Żubra bez koszulki. Tu proszę ja was zjadłem kanapki (dobre, sam robiłem) i ordynarnie pogapiłem się na opalające się młódki.

     
    I właściwie to tyle ze zdjęć. Potem był las, dużo lasu, także dużo szutru i dużo kamieni, a potem nagle nastał Żyrardów, ale tam nie było nic ładnego, więc nie pstrykałem. Koniec historii. Dobranoc.

    Dane wyjazdu:
    65.61 km 25.00 km teren
    03:13 h 20.40 śr. prędk.
    V-max 31.70 km/h
  • Suma podjazdów 124 m
  • Kalorie 1744 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Góry Chobockie

    Sobota, 13 maja 2017 | Komentarze 0

    Góry jak góry, lekko zaokrąglone, tak jak uda Salmy Hayek pagórki, ale jak na Mazowsze małe nie są. Najwyższe Chobockie "szczyty" mają po 140 metrów z hakiem, można się więc trochę spocić. Dowiedziałem się o nich zupełnym przypadkiem kilka tygodni temu latając po okolicach Mińska Maz. palcem po mapie szukając rowerowych inspiracji. Nic o nich nie wiedziałem, łącznie z ich istnieniem, w necie niewiele informacji, żadnych map, oznaczonych szlaków, ot, zielona plama na północ od Mińska, trochę zachęcających zdjęć i tyle. Ok, czyli coś dla mnie. Jadę.

    Brak oznaczonych szlaków pieszych i rowerowych ma w lasach swoje niezaprzeczalne plusy. Największy z nich to ten, że mało ludzi, dzielnych piechurów i rowerzystów zagląda do wewnątrz zielonej oazy. Przez prawie dwie godziny kręcenia się po lasach szukając swoich celów nie spotkałem nikogo. Ok, widziałem jednego lokalsa z psem, który uratował mi dupę i zdradził mi największy sekret o którym niżej. Ale poza tym, błogość, cisza, spokój i... piach.

    Ale z plusami jest też tak, że czasem przysłaniają nam minusy, a te też się dziś trafiły. Np. kilka razy się pogubiłem, zrobiłem bez sensu z 15 km chuj wie gdzie, acz nie, nie bez sensu, każdy kilometr w tych lasach miał sens. Odkryłem dzięki temu minusowi kilka fajnych miejsc, niestety złapałem też gumę. Opona jebnęła jak rakiety Putina w Donbas. Na szczęście miałem zapas, ale wymiana dętki na mokradłach po środku lasu w towarzystwie miliona latających małych brzęczących skurwysynów do komfortowych nie należała.

    Leśne drogi w Górach Chobockich uwielbiają się nagle urywać. Np tak. Ale to było akurat ładne urwanie, więc się nie skarżę.


    Jedno z ciekawszych odkryć. Jezioro, czy tam staw, czy tam wielka kałuża. Ładna. Dokładnie tu wypiłem sobie piwo. Bo miałem. Jedno, ale smakowało jak ambrozja.



    Główny cel wyprawy, którego nie było nigdzie na mapach, więc nie wiedziałem gdzie szukać, przez co trochę bez sensu naruchałem kaemów kręcąc się w koło i bijąc w czoło. A jak w akcie desperacji cofnąłem się do wsi Chobot, to nawet lokalsi nie wiedzieli co to i gdzie to. Na szczęście jedyna człowiecza istota jaką spotkałem w lesie wiedziała, że dawna kopalnia piasku znajduje się w okolicy i nawet wskazała mi to miejsce na mapie. Sam bym za chuja Wacława nie trafił. Szukałem zupełnie gdzie indziej. Ale uparłem się i chuj. Musiałem tu przyjechać, więc przyjechałem.


    Piaszczyste wydmy - pozostałość po nieczynnej kopalni godnie nawiązują do nazwy geograficznej "Góry Chobockie". Nawet są tu jakieś widoki, dupy nie urywają, ale też brzydko nie jest. Człowieków brak, można więc było w spokoju posiedzieć i nieco dychnąć. Jakby ktoś kiedyś szukał, to są od dupy strony, w zasadzie przy samej szosie na Pustelnik kilka km za Cięciwą po lewej stronie. Nie ma za co.




    Dane wyjazdu:
    49.37 km 12.00 km teren
    02:17 h 21.62 śr. prędk.
    V-max 30.68 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Świdroujście

    Wtorek, 2 sierpnia 2016 | Komentarze 0

    Trip nach Świder vol. milion pińcset dwa dziewieńćset. Tym razem celem był jego 89 kilometr, czyli finalne ujście do Wisły. Uwielbiam tą krzyżówkę dwóch bliskich mojemu sercu rzek. Posiedziałem sobie trochę na skarpie, podumałem i zawiesiłem się nad bezkresem Rezerwatu Wysp Świderskich.






    Wisła to ta mulista, Świder, to to przezroczyste i czyste. Prawie jak połączenie dwóch żywiołów.




    Dane wyjazdu:
    117.20 km 70.00 km teren
    06:30 h 18.03 śr. prędk.
    V-max 37.25 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 22.0 °C

    Kampinos Trophy

    Sobota, 16 lipca 2016 | Komentarze 0

    Trzech śmiałków postanowiło przejechać cały Kampinoski Park Narodowy, z zachodu na wschód, w celu poszukiwania Świętego Graala, znaczy się świętego spokoju. Misja rozpoczęta o godzinie 4:30 rano ostatecznie zakończyła się pełnym sukcesem. Fajnie było choć na ten jeden dzień uciec od pokemonów, zamachów stanu, muzułmańskich terrorystów, morderczych ciężarówek i Trybunału Konstytucyjnego.

    5:15, dworzec Warszawa Wschodnia, w Turcji dogorywa jeszcze pucz, a my w asyście porannego słońca wyruszamy do buszu robić własny zamach stanu na ciszę i spokój
     

    Parę minut po siódmej. Żelazowa Wola i muzeum Fryderyka Chopina w tle. Pokemonów na szczęście brak.


    Początkowo puszcza przypomina nam Wietnam


    Ale po chwili otwiera przed nami wszystko co najpiękniejsze




    Soczysta zieleń, wspaniałe trasy, towarzyszące nam sarny i przez kilkadziesiąt kilometrów 0 (słownie: ZERO) innych człowieków


    Trzystuletni Dąb Powstańców Styczniowych. To właśnie na nim carscy kozacy wieszali w 1863 roku młodych powstańców
     

    Granica. Trochę historii i swojskiej tradycji. Domy ze strzechą i żurawie, wszystko jak na dłoni w skansenie Budownictwa Puszczańskiego. Nadal brak pokemonów i innych mieszczańskich podludzi. Wyginęli czy co?




    Zdecydowanie najlepszy odcinek w KPNie. Czerwony szlak między Górkami a Roztoką. Pagórkowate Uroczysko Karpaty i podjazd pod Dużą Górę. Nie dla Vertulirocholików


    Po przejechaniu całej puszczy nawet te sikacze smakowały niczym najznakomitsza ambrozja. Bramo My.