Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2009

Dystans całkowity:253.36 km (w terenie 132.00 km; 52.10%)
Czas w ruchu:12:59
Średnia prędkość:19.51 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:50.67 km i 2h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
70.68 km 55.00 km teren
04:10 h 16.96 śr. prędk.
V-max 31.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Inna Wisła

    Niedziela, 30 sierpnia 2009 | Komentarze 0

    Dziś znowu trasa z cyklu "Zdążyć przed jesienią". Jako że zakończenie letniego sezonu zbliża się nieubłaganie z prędkością wprost proporcjonalną do ubywania długości dnia, postanowiłem ponownie zaliczyć jedną z ciągle odkładanych tras. A konkretnie to chciałem przejechać się w końcu wzdłuż Świdra (taka kręta rzeczka w MPK) w dół do jego ujścia do Wisły, żeby potem towarzysząc Królowej Polskich Rzek dojechać jej dzikim brzegiem do Warszawy.

    Ale najpierw stare śmieci. Przystanąłem na jednej z najwyższych górek Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Góra Lotników (coś ponad sto metrów), żeby pstryknąć panoramkę Warszawy. Nie jedyną w dniu dzisiejszym.


    A tu trochę niżej, Pomnik Lotników Alianckich.


    Po 20km natrafiłem na głównego bohatera części pierwszej. Świder.


    Szalenie malowniczy i momentami bardzo ciężki technicznie odcinek trasy. Mniam.



    Miły dla oka graf wpadł mi w obiektyw pod jednym z mijanych mostów.


    A propos mostów. Nad Świdrem naliczyłem ich na tym odcinku w sumie sześć. To ostatni z nich. Za nim już Wisła.


    No i koniec pięknego oraz klimatycznego Świdra. Ale nie koniec emocji.


    Widok Wisły w tym miejscu zapiera dech wiadomo gdzie. Ogromna przestrzeń, spokój i cisza. Zupełnie inne jej oblicze niż w obrębie miasta. Tam jest tylko zaniedbanym dodatkiem, tu główną bohaterką. 20km, a jaka zmiana w odbiorze. Zawiesiłem się w tym miejscu na dobre kilkanaście minut. Przysiadłem na skarpie i szprycowałem się widokiem oraz odgłosami przyrody.



    Zarys miasta widoczny z tego miejsca uświadomił mi, iż pora wracać do cywilizacji. Zrobiłem to jednak nie chętnie.


    Kilkanaście kilometrów dalej, gdzieś na wysokości jeziora Łacha i Rezerwatu Wysp Zawadowskich, kolejna, tym razem już ostatnia panoramka. Na pierwszym planie EC Siekierki i nowo budowany komin (ten grubas). Producent cumulusów.


    Trasa zmęczyła mnie okrutnie. Ciągłe błota, kałuże, korzenie i piachy. Ciężko było rozwinąć dobre prędkości. Do tego wiele razy zgubiłem się nad Wisłą lądując np. gdzieś w samym środku bagien i chaszczy których połowę widziałem pierwszy raz w życiu. No ale warto było. Jak zawsze.
    Kategoria las, MPK, 70plus


    Dane wyjazdu:
    74.99 km 50.00 km teren
    03:51 h 19.48 śr. prędk.
    V-max 30.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 22.0 °C

    Nad Zalew

    Niedziela, 23 sierpnia 2009 | Komentarze 0

    Do Zegrza przymierzałem się już od wiosny. A to czasu nie było, a to się nie chciało lub jechało gdzie indziej. Wreszcie zebrałem się w sobie i wsiadłem na siodło. Efektem tego jest wreszcie przyzwoity dystans, oraz ukojenie zmysłów wszelakich w Porcie Pilawa.

    Trasę obczaiłem już dawno. W sumie w większości prowadzi czerwonym szlakiem pieszym i przebiega przez Rembertów, Zielonkę, Kobyłkę i Marki. Mniej więcej tak jak na mapce poniżej, choć w sumie trochę i tak improwizowałem na bieżąco. Efektem czego jest 40 km w jedną stronę i 35 na powrocie.


    Trasa średnio łatwa, lecz momentami może nie tyle trudna, co mocno upierdliwa. Dużo piachów, trochę błotka i średnie oznaczenie szlaku.

    Lasy Napowidzkie piękne i dziewicze. Jednak często miały mi do zaproponowania kąpiele błotne...


    ...albo kilkudziesięcio centymetrowe koleiny (swoją szosą chciałbym zobaczyć tego byka który je utworzył).


    Na trasie praktycznie żadnej żywej duszy, dzięki czemu czułem się wyjątkowo. Jednak im bliżej cywilizacji, tym bardziej raziły w oczy tony porzuconych śmieci, z których MacGyver spokojnie i jedną ręką mógłby zbudować helikopter i willę z basenem. Że też kurwa nasi krajanie się nigdy nie nauczą. Jest to jedna z największych plag społecznych jaka mnie zwyczajnie wkurwia i działa wyjątkowo demotywująco. Dlatego o tym piszę. Wiem że i tak wszyscy mają to w dupie.

    Po przecięciu trasy na Augustów, czerwony szlak pieszy zamienił się w choinkę. W ostatnich latach powstały stosunkowo nowe oznaczenia szlaków rowerowych. Niebieski, zielony, czarny... żadnych nie miałem na mapie, przez co trochę mi napsuły krwi.

    No ale koniec końców wreszcie Nieporęt. Na początek klasyczny punkt widokowy, czyli most nad Kanałem Żerańskim (z jednej strony)...


    ...oraz rozpoczynającym się w tym miejscu sztucznym Zalewem Zegrzyńskim (z drugiej).


    Sam Port Pilawa jest moim ulubionym nad Zegrzem. Nieduży i całkiem klimatyczny. Mimo niedzieli i środku sezonu, ludzi w rozsądnych ilościach.






    Na wodzie kapitalne żeglarskie warunki. Wiało przyjemną trójeczką. Wiele bym dał aby być w tym momencie na tej Omedze.


    Duet utworzony przed laty przez Pana Jacka i Ildefonsa, uprzyjemniał gościom portu grając do rybki szlagiery ze świata szant, wiejskich wesel, oraz dyskotekowych parkietów z lat 80tych.


    Do zupełnie opuszczonej strzelnicy (nie wiem na kiego ona w tym miejscu) prowadzonej przez Pana Stefana (który w latach 60tych wsławił się tym, że wypił 18 piw z pępka bufetowej zwanej Joanną), podszedł mały Jaś, który koniecznie chciał ustrzelić dla mamy misia.


    Niestety nie było mu to dane. Na przeszkodzie stanęło sześć złotych, które to nawet chciałem mu ofiarować, jednak niezadowolona mama Jaśka zabrała go siłą i oddaliła się tam gdzie pieprz rośnie.


    Zafundowałem sobie jeszcze na koniec jedną z droższych kiełbasek jakie jadłem w swoim życiu, nacieszyłem oczy piękną blondynką (wiem wiem.. nie ma fotki. Przykro mi) i udałem się w drogę powrotną. Za rok i tak tu wrócę.


    Dane wyjazdu:
    31.37 km 25.00 km teren
    01:31 h 20.68 śr. prędk.
    V-max 38.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 30.0 °C

    Walka z kacem

    Niedziela, 16 sierpnia 2009 | Komentarze 0

    Zadanie na dziś: Wypocić potwornego kaca. Celsjusz też chciał trochę pomóc, choć z deczka przesadził wystawiając dziś ponad trzydziestu swoich słonecznych reprezentantów. Walił bezlitośnie żarem po oczach. Dystans nie wielki, ale całkiem dobrym tempem po lasach MPK. Odpoczynek i obiad u rodziców. Wspaniała sjesta. Leżak w asyście ani jednej chmurki na niebie, oraz zimne piwko. Taka niedziela to ja rozumiem.

    A no i rower wpadł mi do szklanki z piwem.


    A co, niech ma coś z życia.
    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    40.09 km 2.00 km teren
    01:47 h 22.48 śr. prędk.
    V-max 35.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Trochę patriotycznie... i z powrotem

    Sobota, 15 sierpnia 2009 | Komentarze 0

    Dziś Dzień Wojska Polskiego i 89 rocznica Bitwy Warszawskiej. Z tej okazji odwiedziłem Powązki Wojskowe, gdzie wraz z przyjaciółmi oddaliśmy hołd bohaterom, oraz złożyliśmy wieniec w Kwaterze Orląt.


    Potem pokręciłem się wzdłuż Wisły, w poszukiwaniu dowodów na to, że jednak Warszawa nadal ją lubi, choć jak wiadomo generalnie to ma ją w dupie.
    Trochę kolorów...



    Warszawski zmechanizowany wieloryb. Nie wiem jak się wabi. Na Eustachego nie reagował.


    Kawałek powstańczego murala na Śląsko-Dąbrowskim. Kapitalny pomysł i wykonanie.


    Swoją szosą... to remontowany Śląsko-Dąbrowski wygląda jakby nadal tkwił w latach 40tych ubiegłego stulecia.


    Pod Świętokrzyskim Pan Antoni łowi takie sztuki, że wprost nie może się od nich oderwać.



    Mój Radon też mnie poprosił o fotkę. Taką erotyczną, co by mógł ją sobie wrzucić na facebooka w celu bajerowanie różowych holenderskich pań. Oto on. Cały nagusienki. Dozwolone od lat 18.


    Krystyna z Andrzejem lubią wylegiwać się w piramidzie. Wierzą w jej lecznicze właściwości... no albo po prostu to lubią.


    Krzyżyk na drogę.


    A teraz drogie dzieci pocałujcie misia w dupę. Idę pić.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    36.23 km 0.00 km teren
    01:40 h 21.74 śr. prędk.
    V-max 48.00 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Tour de Warsaw

    Poniedziałek, 10 sierpnia 2009 | Komentarze 0

    Wreszcie wymodlone kilka dni nie skażonej żadnymi obowiązkami wolności. Mało tego. Celsjusz od dłuższego czasu nie pluje już deszczem prosto w twarz. Nie ma bata. Wsiadłem po miesiącu na rower i pokręciłem się trochę po mieście.

    Wzdłuż Wisły do Świętokrzyskiego. A z niego widoki krzepiące serce. Rośnie nam Kopernik i Narodowy. Warszawa z tej perspektywy dźwigami nam stoi.



    Na moście natknąłem się też na młodą parkę. Życzyłem im powodzenia, choć w głębi serca i tak im współczułem.


    Przy Wilanowskiej stanąć po prostu musiałem. Nawiązując do minionego 1 sierpnia, pstryknąłem jednego z najpiękniejszych warszawskich grafów, który to bezpośrednio nawiązuje do ważnych wydarzeń z przed 65 lat. Warto dodać, że dzieło to jest autorstwa kibiców Legii. Tak.. tych samych którzy odpowiadają za zniszczenie dwóch wież WTC.


    Dalej to już Agrykola i Zamek Ujazdowski. Pstryk pstryk.



    Górką Agrykola na górę i po chwili znalazłem się u celu wędrówki. Dawno nie odwiedzane Pola Mokotowskie.




    Ławka, książka, ja... kurwa jak pięknie.


    Z tejże ławki miałem kapitalny widok na jeziorko i kąpiące się w nim w pełnej symbiozie.. dzieci, psy, kaczki, puszki po piwie oraz pety. I co? Nic. Wszyscy zdrowi.


    W pewnej chwili mą uwagę zwróciła sympatyczna pani, oraz jej utalentowany kundelek. Ów piesek robił w wodzie rzeczy niemożliwe. Potrafił pływać kraulem, motylkiem, żabką, na plecach, pod wodą, no i rzecz jasna pieskiem... do tego posłusznie aportował.






    Pojawił się również ambitny buldog a'la francuski. Ale pląsał się w wodzie tylko do kolan.


    Kiedy Hanka z Mariolką omawiały plan przyszłorocznych lektur szkolnych... z pod tafli wody niespodziewanie wynurzył się Onufry, czyli potwór z Pól Mokotowskich.



    Onufry mimo iż był większy od mojego roweru, okazał się jednak łagodny jak Donald Tusk. Wzbudzał zainteresowanie wśród swoich mniejszych kolegów i koleżanek, oraz dzieci.



    I wiecie co? Po raz piąty w tym roku znowu zapragnąłem mieć psa. W ramach odwrócenia uwagi wziąłem się więc ponownie za lekturę. Jednak po kilku stronach moje oko znowu przykuło coś pięknego.



    Tak wiem, męska szowinistyczna świnia. Ale cóż. Jestem tylko facetem... Nic co męskie nie jest mi obce ;)

    W związku z powyższym nici z czytania. Wsiadłem na rower i uciekłem czym dalej.
    Po drodze jeszcze jeden klasyk. Zawsze jak przejeżdżam Siekierkowskim i mam aparat to pstrykam panoramkę. Czekam na fotkę idealną. Chyba jednak i nie tym razem...


    Prawie pod domem na Marsa przykra sprawa. Motocyklista zderzył się chyba z furą.
    W karetce się ruszał, więc chyba przeżył. Uff... Dom.

    Kategoria city