Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:303.96 km (w terenie 32.00 km; 10.53%)
Czas w ruchu:12:37
Średnia prędkość:24.09 km/h
Maksymalna prędkość:44.76 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:43.42 km i 1h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.53 km 0.00 km teren
01:36 h 25.96 śr. prędk.
V-max 36.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 28.0 °C

    Ścigany

    Poniedziałek, 28 lipca 2014 | Komentarze 5

    Wielkie, czarne, kłębiaste bydle z rodziny Cumulonimbusów złapało mnie znienacka, kiedy siedziałem ze spokojną głową, bynajmniej nie bujającą w obłokach, dwadzieścia km od domu. Gdy w końcu dostrzegłem za plecami tą czarną rozpacz, zaczął się nierówny wyścig z czasem. Przez 15 km napędzony burzowym podmuchem dzielnie odpierałem atak, ale na 5 km przed celem musiałem w końcu dać za wygraną i znaleźć suchą otulinę. Wato było jednak trochę zmoknąć, dawno nie widziałem tylu miss mokrych podkoszulek ;)

    Czarne bydle


    Schronienie




    Dane wyjazdu:
    42.44 km 0.00 km teren
    01:35 h 26.80 śr. prędk.
    V-max 38.69 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Pchamy, pchamy, pchamy

    Wtorek, 22 lipca 2014 | Komentarze 0

    "Wszyscy pchamy Rafała Majkę" zrobiło mi trzy dni temu dzień. Duet komentatorski Jaroński&Wyrzykowski jest moim ulubionym duetem zaraz po prawym i lewym cycku Salmy Hayek. Panowie zdecydowanie powinni komentować piłkę nożną, zwłaszcza w TVP, zamiast Szpaka i Jasiny. Nie musiałbym wyłączać głosu, a nawet bym go podkręcał. Może kiedyś... 

    Ich autorskie i jedyne w swoim rodzaju "pchamy, pchamy, pchamy" winno wejść do obiegowego języka jako określenie czegoś zajebistego, niepowtarzalnego i wyjątkowego, jak np. wygrany etap TdF przez Majkę właśnie. Dlatego też swój dzisiejszy wieczorny sprint, który zupełnie przez przypadek okazał się moim najlepszym tegorocznym tempem, nazwałem na cześć tercetu Majka/Jaroński/Wyrzykowski. Wszyscy pchali dziś mój ekhm... rower.

    Na półmetku było nawet lepiej niż dobrze. Dawno już nie przekroczyłem średniej 27 km/h. Zajebiście się jechało. Powrót trochę mi ją zepsuł, no bo już jednak pod wiatr, ale i tak śmignąłem dziś przez miasto niczym Majka właśnie. Supcio.




    Dane wyjazdu:
    50.12 km 30.00 km teren
    02:34 h 19.53 śr. prędk.
    V-max 35.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 31.0 °C

    W cieniu MPK

    Sobota, 19 lipca 2014 | Komentarze 0

    Trochę ciepło dziś, mózg pocił mi się już na sam widok wskaźnika temperatury i od razu przekazywał podświadomie informację, że najlepsze dla mnie jest dziś zimne piwko, najlepiej przyjmowane gdzieś nad wodą. Nie posłuchałem się go i wylazłem na rower w poszukiwaniu cienia, a tego najwięcej jest zawsze w lesie. Czyli wreszcie MPK. Wysuszone już z błotka, można więc atakować.

    Niestety jest też jedna ofiara dzisiejszego tripu. Ujebałem mocowanie do kamerki (R.I.P). Chciałem nagrać przejazd wzdłuż Mieni, bo od dawna to za mną chodziło, ale w połowie przejazdu musiałem przerwać. Nic to, pewnie następnym razem. Tak więc dziś tylko zdjęcia.
     
    Autentycznie rozważałem schłodzenie się w tej hmm... sadzawce. Zabrakło jedynie odwagi.


    Torfy są ok, ale tylko wtedy, kiedy nie trzeba po nich jeździć


    O dziwo, wszędzie odczuwalny brak komarów. Skurwiele chyba nie znoszą upałów.


    A tu wdepnąłem w niezłe bagno


    Pit stop na uzupełnienie płynów. Wszędzie notoryczny brak człowieków. Poumierali, wyjechali, czy zachlali?


    I tu też się nie kąpałem. Za to zakumplowałem się z rodziną ważek. Niestety nie chciały pozować do zdjęć.

    Kategoria MPK, las


    Dane wyjazdu:
    40.71 km 1.00 km teren
    01:45 h 23.26 śr. prędk.
    V-max 43.90 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 25.0 °C

    niewiara po warszawsku

    Niedziela, 13 lipca 2014 | Komentarze 0

    Po tradycyjnych weekendowych deszczach niespokojnych nagle nastał cud, z gatunku tych meteorologicznych. Wyszło słońce. Po prostu. Szok i niedowierzanie. Mieszkańcy stolicy nieśmiało wyszli ze swoich schronów, a niektórzy nawet, o zgrozo, wytrzeźwieli. Ja też tak z lekkim niedowierzaniem wyjrzałem przez okno, potem jeszcze raz i jeszcze. Nadal nie padało. Spojrzałem na rower i znów za okno... cóż, trzeba w końcu napocząć tego drugiego tysiaka.

    Warszawiacy na mieście jednak nadal nie wierzą, dlatego baseny nad Wisłą świecą szokiem 


    Na stołecznych plażingach jacyś ludzie już siedzą, ale generalnie oni też nie wierzą


    O, i tu też sami niewierzący


    Nad gocławskim "Balatonem" Mieczysław również nie wierzy... że te bloki tu wybudowali. Kiedyś ich przecież nie było


    Ja tak jeżdżąc po Warszawie też czasem nie wierzę. Np. tu. Nie wierzę, że powstają u nas takie pasy dla rowerów


    "Bo już w nic nie wierzę" - Adaś Miauczyński.
    Też Warszawiak.
     
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    42.36 km 1.00 km teren
    01:38 h 25.93 śr. prędk.
    V-max 36.94 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Blitzkrieg

    Wtorek, 8 lipca 2014 | Komentarze 0

    Ponownie szybkie czterdzieści po pracy, co w tym upale, mimo, że wieczornym, było nieco większym wyzwaniem niż zwykle. Ponadto śpieszyłem się na pierwszy półfinał, w którym, zanim zdążyłem dojść do siebie po tym lejącym się ze mnie wodospadzie, było już pozamiatane. Szkopy po 25 minutach gry mieli już finał w garści. Totalny, epicki blitzkrieg. A dziś imieniny Adolfa... Przypadek? 





    Dane wyjazdu:
    45.92 km 0.00 km teren
    01:54 h 24.17 śr. prędk.
    V-max 44.76 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Jestę spotterę

    Sobota, 5 lipca 2014 | Komentarze 0

    A na lotnisko sobie pojechałem, od tak pofocić lądujące maszyny, dawno nie byłem. Skierowałem się na chyba najpopularniejsze wśród lotniskowych spotterów miejsce obserwacyjne, tzw. "górkę" przy Alei Krakowskiej, skąd widać lądowania na pasie nr 11. Sporo ludzi i cykaczy, 40 minut czatowania, jakieś 6-7 samolotów zestrzelone, tym razem niestety bez inżynieryjnych rarytasów. Muszę postudiować plany lądowań i podjechać kiedyś raz jeszcze, by przyłapać naprawdę grube ryby, 767, czy 787.

       















    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    40.88 km 0.00 km teren
    01:35 h 25.82 śr. prędk.
    V-max 33.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    flak is fuck

    Czwartek, 3 lipca 2014 | Komentarze 0

    Miało być tradycyjne i wieczorne szybkie czterdzieści po pracy i w sumie było. Klasycznie, bez plecaka, bidonu, tylko rower, ja... i jebana dziura, przed którą niestety nie udało mi się uciec. Tzn. przodem jeszcze mi się udało, lecz tył dał się zaskoczyć i poległ przy dużej prędkości. Sekundę później zostałem bez powietrza, które po angielsku ulotniło się w nieznanym mi kierunku. To już druga guma w tym sezonie. Niepokojące. Czas chyba na nowe gumy. Szczęście w nieszczęściu, było to już na powrocie, tylko 2 km od domu. Ogólnie więc bez dramatu.