Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:418.32 km (w terenie 70.00 km; 16.73%)
Czas w ruchu:17:28
Średnia prędkość:23.95 km/h
Maksymalna prędkość:41.13 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:59.76 km i 2h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
52.71 km 27.00 km teren
02:24 h 21.96 śr. prędk.
V-max 31.44 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Mój las

    Wtorek, 31 lipca 2012 | Komentarze 0

    W tym roku ewidentnie zaniedbałem teren. Ledwie 14% km przejechanych poza asfaltem. Kilka lat temu było to średnio ponad 50%. Słowem dramat. Korzystając dziś z mini urlopu nadrobiłem trochę te nędzne statystyki i zawitałem po dłuższej przerwie do swojego ulubionego lasu. Trochę go nie poznałem. Zarósł skubaniec, momentami zasłaniał krzakami i liśćmi wąskie przesmyki i ścieżki, ale i tak znam je na pamięć. Trochę nowych drzew powalonych, sporo błota i piachu. Porwałem też z tysiąc pajęczyn, zupełnie jakby tam nikt od dawna nie zawitał, dziś w sumie też byłem jedynym gościem w tych leśnych ramionach matki natury. I dobrze. Odpocząłem od ludzi.





    Wszystko fajnie, ale wróciłem jednak asfaltem. Straszny mieszczuch się ze mnie zrobił w tym roku.
    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    55.23 km 3.00 km teren
    02:16 h 24.37 śr. prędk.
    V-max 41.13 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 30.0 °C

    aśwyebaem

    Niedziela, 29 lipca 2012 | Komentarze 0

    Nie wiem jak. Po prostu. Przednie koło uciekło na jebanej płycie. Rower postanowił pojechać w prawo, ja w lewo, werdykt mógł więc być tylko jeden - bolesne jebut. Pierwsze w tym roku dachowanie z obcierką, jednak na szczęście nie na oczach milionów.

    Ale to nic. Było warto, bowiem wreszcie udało się wybrać gdzieś razem w trójkę, z Radkiem pękniętą gumą i Ursynowskim szczęściarzem. Pierwszy tradycyjnie złapał gumę, chyba siedemdziesiątą szóstą w tym roku, drugi na szczęście i jako jedyny, nie zrobił sobie dziś niczego złego. Jebli my trochę płynnych i zimnych cieczy, pogadali, uciekali przed burzą i to by było na tyle.

    Za miastem jest o tyle fajnie, że nie dojeżdżają tu żadne hipstery na holendrach. Heteroseksualne, męskie i szowinistyczne górale górą!


    Dane wyjazdu:
    40.22 km 0.00 km teren
    01:33 h 25.95 śr. prędk.
    V-max 34.91 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    Zesraj się, a nie daj się

    Poniedziałek, 23 lipca 2012 | Komentarze 1

    ...powiedział Paulo Coelho. Musiałem niestety dziś i ja to sobie samemu udowadniać. W połowie wieczornego dotleniania płatów płucnych przypomniało mi się, że zapomniałem czegoś zostawić w domu. Czegoś bardzo ważnego co mi ciążyło i co spowodowało, że musiałem nagle zawrócić i skrócić wymyśloną na prędce trasę. No cóż. Całe życie przeleciało mi przed oczami, szalone myśli kłębiły się w mej głowie, z metrów robiły się kilometry, z kilometrów, dziesiątki kilometrów i tak dalej, człowiek nie jest wtedy sobą, przypomina bardziej dzikie zwierzęcie z klapkami głodu na oczach. Ale przynajmniej średnia wyszła całkiem niezła, taką to motywację miałem. Biegunka powinna być oficjalnie zakazana przez UCI i uznana za wyjątkowo groźny doping. EPO przy niej, to chlorchinaldin.

    Ale jak już dotarłem do domu i wkroczyłem na królewski tron...


    Chyba za dużo burrito ;)
    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    75.95 km 32.00 km teren
    03:09 h 24.11 śr. prędk.
    V-max 37.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 22.0 °C

    takich trzech jak nas dwóch, to nie ma ani jednego

    Niedziela, 15 lipca 2012 | Komentarze 2

    No bo to było tak. Rado, Ursyn i ja ustawiliśmy się na dziś na wspólny wypad nad Zegrze. Mieliśmy pić piwo nad wodą, jeść kiełbaski i obcinać laski w bikini, do tego trochę pojeździć. Całkiem w pytę scenariusz. No ale zawsze coś... przyjeżdżają, załatwiają... najpierw wczoraj wieczorem nawalił Ursyn, który po prostu w niemodny sposób odwołał swoją rezerwację. Zostaliśmy więc we dwóch z Radkiem i pełni optymizmu ruszyliśmy dziś z rańca poboksować się z wiatrem.

    No ale jak się później okazało, towarzyszył nam jeszcze ktoś trzeci. Nazywał się pech, czy też jebany pech, bo na dziesiątym kilometrze Radek złapał jedną gumę, a po jej wymianie i ujechaniu 50 metrów, drugą (poszedł na rekord). Werdykt bolesny. Z bliska wyglądało na nyple i scentrowane koło. "A bo uderzyłem tydzień temu w korzeń". No. Uderzyłeś ;)
    Brak dętki, brak klucza do nypli, brak dalszych chęci, machnął więc chłopak ręką i poszedł w pizdu z fochem do domu.




    No więc z trzech nas, ostałem się sam jak ten palec w sumie. Sam sobie teraz sterem, żeglarzem i okrętem, także pewnie wiatrem i wodą. Co tak będę sam siedział. Depnąłem i pojechałem tam gdzie mieli my jechać.

    Zalew przywitał mnie piękną żeglarską pogodą. Wiało w porywach dobrą szóstką.


    Pan Euzebiusz i jego trudne początki z kitem


    Deski latały prędkością pędzącego bizona


    Matka Porażka. Dlatego mała Ania pływa tylko z tatą i wujkiem


    Ten żeglarz jest moim alter ego. Też sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem... Zazdrość i zrozumienie w pełnej symbiozie.


    A tymczasem... Pan Euzebiusz dalej nie umie latać. Może właśnie uświadomił sobie, że zapomniał zrzucić nieco balastu.


    Osamotniony Puck. Miałem plan, by w niego skoczyć. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko boma z grotem oraz zapięcia do roweru.


    A za tym drzewem w Porcie Nieporęt git miejscówka. Moje największe odkrycie w dniu dzisiejszym.


    Na koniec oczywiście pozdrawiam moich niedoszłych kompanów podróży. Gińcie! :D

    Dane wyjazdu:
    46.15 km 0.00 km teren
    01:49 h 25.40 śr. prędk.
    V-max 33.97 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    nie mówię szeptem gdy mówię skąd jestem

    Piątek, 13 lipca 2012 | Komentarze 0

    Zwłaszcza po zmroku. Wtedy kocham to miasto najbardziej. Pustawo dziś trochę jak na piąteczek, pewnie dlatego, że rześko tak trochę jak na koczowanie pod chmurką, za to w sam raz na rower. Przemknąłem przez standardy rowerowej Warszawy bez ani jednej redukcji biegu, pisku opon, a nawet wokalnego opierdolu jakiegoś nieogarniętego Andrzeja, czy hipsterki z jej wiklinowym koszykiem wypełnionym notatkami z filozofii. Za to modnym tempem i z kilkoma pstrykami po drodze. Cud jakiś nad Wisłą.







    Kategoria city, baj najt


    Dane wyjazdu:
    44.38 km 0.00 km teren
    01:46 h 25.12 śr. prędk.
    V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    ja tylko z apelem

    Wtorek, 10 lipca 2012 | Komentarze 7

    W zasadzie to chciałem sklecić i ubrać w słowa coś więcej i bardziej, by opisać swoją frustrację po dzisiejszej krótkiej wieczornej przejażdżce po mieście, ale stwierdziłem, że najlepszym komentarzem będzie poniższa wołająca na głuszy grafika o charakterze stricte manifestacyjnym.



    Dziękuję za uwagę.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    103.68 km 8.00 km teren
    04:31 h 22.95 śr. prędk.
    V-max 35.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 33.0 °C

    sto razy tysiąc

    Niedziela, 1 lipca 2012 | Komentarze 3

    No i znowu nie posłuchałem lamentu lekarzy oraz pani pogodynki z tvn. Nie siedziałem w domu, czy nad wodą gdzieś w cieniu z drinkiem z palemką, tylko wraz z kolegą Rado77, który powinien być Rado100, ze względu na to, że jak już się z nim w końcu ustawię w bólach na ten rower, to najczęściej robimy stówki. No więc we dwóch i na przekór topiącego się asfaltu, ruszyliśmy na nieco dłuższą wyprawę do Twierdzy Modlin, by wypocić trochę płynów.

    Pękła mi dziś nie tylko pierwsza w sezonie stówka, ale także pierwszy tysiaczek. Wiem, że nawet otoczone szalami Małgorzaty na swoich błyszczących holendrach, dojeżdżając na zajęcia na Uniwerku osiem na godzinę, tysiąc robią lekkim pierdem. Doskonale wiem, że jedynka z trzema zerami nie robi na nikim większego wrażenia, zwłaszcza na bikestats, gdzie przeciętny user robi tyle w miesiąc, ale dla mnie, niedzielnego bikera, zawsze jest to powód do jakiejś tam małej radości. No więc radowałem się dziś gdzieś w pizdu za Czosnowem. Radek z resztą też, ale trochę później. Tysiąc pękł mu prawie pod domem. Czyli w sumie dwa tysiące. Tak, to był dobry dzień.

    Spaliłem dziś łącznie 4 litry na setkę. Czekam więc na propozycję pracy w Volkswagenie, czy innej Toyocie. Wypiłbym dziś nawet i z pocałowaniem ręki olej napędowy, taka była suszarnia. No ale Twierdza Modlin, w bólach, bo w bólach, jest w końcu zaliczona. Gorzej z powrotem. Klasyczny mordewind i pieprzona burza. Ujebawszy się trochę, ale za to uświadczyłem naocznie miss mokrej podkoszulki pędzącej z dumą na piszczącym rowerze.

    Najpierw Wisła


    Potem Narew, gdzie z prawej pręży się Twierdza, a po lewej Spichlerz


    Dead Man. Powerade ze swoim hasłem reklamowym "Padłeś, powstań" nie miałby ze mnie żadnego pożytku. Na wprost Czerwona Wieża, zwana też Tatarską. For Sale, jakby kogoś interesowało.


    Drzwi współczesne vs zabytkowe. Kto wygra? Mam nadzieję, że Włochy


    Brama Ostrołęcka, czyli restauracja i wesela w oparach historii


    No i Spichlerz na Szwedzkiej Wyspie. Zakaz wstępu, chyba, że wpław. Piękny kawał architektury, acz trochę już skorodowanej


    I to by było tyle. Lipiec, nakurwiaj salto!