Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:171.43 km (w terenie 24.00 km; 14.00%)
Czas w ruchu:07:13
Średnia prędkość:23.75 km/h
Maksymalna prędkość:37.30 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:42.86 km i 1h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
40.47 km 0.00 km teren
01:34 h 25.83 śr. prędk.
V-max 33.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    house of the rising sun

    Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 | Komentarze 0

    Po godzinach
    Po pracy
    Po kolacji
    Szybkie czterdzieści
    W dobrym tempie
    Po zmęczenie
    Po zachód słońca
    Po prostu




    Dane wyjazdu:
    47.25 km 2.00 km teren
    02:00 h 23.62 śr. prędk.
    V-max 37.30 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    Świder, słońce, wiatr

    Sobota, 19 kwietnia 2014 | Komentarze 0

    Wielka Sobota miała być rzeczywiście wielka, bo raz, że wreszcie piękna pogoda się zapowiadała, z temperaturą o ludzkiej, zjaranej słońcem twarzy, a dwa... no sobota sama w sobie jest wielka i tyle. Plany miałem ambitne. Chciałem w czasie tego postu niczym Jezus na krzyżu trochę pocierpieć i zrobić więcej kaemów niż zwykle. W sumie trochę tak wyszło, tzn. cierpiałem, ale nie przez te kilometry, które finalnie musiałem zredukować o niemal połowę, lecz przez ten pieprzony porwisty mordewind. O mało mnie dziś skurwiel nie zabił. Wymęczył tak, jak bym rzeczywiście sobie stówkę dziś walnął, albo przez drogę krzyżową przeczołgał. Tak więc, mniej więcej wyszło na to samo.

    Ale w sumie to nieistotne. Grunt, że trochę słońca i ciepła się wreszcie złapało w żagle.
    Nad Świdrem sobie świąteczny piknik zrobiłem. Z dala od ludzi i ich wrzasków. O, tu się jebłem.


    Słońce przyjemnie łechtało moje podniebienie i nieco już zdziadziałe, wreszcie gołe nogi.


    I w rzeczy samej. Książka zawsze prawdę ci powie.



    Dane wyjazdu:
    50.36 km 22.00 km teren
    02:19 h 21.74 śr. prędk.
    V-max 31.44 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 11.0 °C

    Poligon

    Sobota, 12 kwietnia 2014 | Komentarze 0

    Mam niedaleko siebie całkiem spory teren leśny obejmujący rozległe obszary pomiędzy Sulejówkiem, Okuniewem, Ossowem, Zielonką i Rembertowie i który, jakby to powiedzieć, jest czarną plamą na niemal każdej mapie, poza tymi wojskowymi rzecz jasna. Znajduje się tu m.in stary poligon wojskowy, strzelnice, trasy czołgowe, wiele ruin oraz bunkrów i schronów. Jako, że to byłe tereny wojskowe, to w całym obszarze leśnym nie ma ani jednego szlaku turystycznego dla pieszych, czy też rowerzystów, a GPS twierdzi: "Uciekaj!". Nic, zero, null, nie ma tu niczego poza drogami pożarowymi, drogami dla czołgów i jakimiś dzikimi przecinkami, których nie znają nawet tubylcy z okolicznych wiosek. Dlatego więc od lat fascynują mnie te tereny, bowiem ciągle wydają mi się dziewicze i nieodkryte. Próbowałem już kilka razy się w nie wgłębić, lecz zawsze kończyło się tak samo. Na zgubieniu się i wyjechaniu chuj wie gdzie. Dziś spróbowałem ponownie i tym razem poszło mi już o wiele lepiej, zatem nadal się nie poddaję i zamierzam w końcu spenetrować ten teren do cna.

    Najpierw 20 km asfaltem i w okolicach wsi Zabraniec wjeżdżam do lasu. Na czuja.
       

    Droga pożarowa nr 59, 46, 42, 53, 51, jedyne oznaczenia w lesie (zawsze coś). Ocipieć można. Jadę po prostu dobrze ubitą drogą przed siebie, kierując się jedynie słońcem, które jak na złość i tak miało mnie w dupie.


    Kozłowe Bagno, jak mniemam czytając mapę. Później okazało się, że to były chyba inne bagna.



    O, są bunkry. Fajnie, tylko według mojej orientacji miałem być 5 km na południe. Shit :D


    Też mi coś. Czołg, rower, co za różnica.

    Yyyy... No dobra.


    Prawie 30 km kluczenia, jazdy na czuja, słysząc w oddali jakieś strzały, ale ostatecznie wyjechałem (prawie) tam gdzie chciałem, w Rembertowie. Allelujah. W końcu. 
    Jeszcze tu wrócimy, z Olem.


    Dane wyjazdu:
    33.35 km 0.00 km teren
    01:20 h 25.01 śr. prędk.
    V-max 33.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 11.0 °C

    Sportowa sobota

    Sobota, 5 kwietnia 2014 | Komentarze 0

    Dziś wygrał sport. Dojazd rowerem z wiatrem, potem dwie godziny uganiania się za szmacianką (jedną strzeliłem), powrót rowerem pod wiatr i zakończenie sportowej aktywności zimnym piwem, a nawet dwoma. Wieczorem dogrywka, zapewne wódką. Paraolimpijska odmiana triathlonu. Jak wprowadzą ją kiedyś do programu olimpiady, to się zgłoszę. 

    Kategoria city