Wpisy archiwalne w kategorii

las

Dystans całkowity:3271.01 km (w terenie 1672.00 km; 51.12%)
Czas w ruchu:160:02
Średnia prędkość:20.44 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:881 m
Suma kalorii:10905 kcal
Liczba aktywności:68
Średnio na aktywność:48.10 km i 2h 21m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
43.21 km 23.00 km teren
02:09 h 20.10 śr. prędk.
V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 23.0 °C

    Mienia

    Wtorek, 14 czerwca 2016 | Komentarze 4

    Tym razem korzystając z okazji odwiedziłem swoje dawno nieodwiedzane lasy MPK. Zdecydowanie zbyt dużo asfaltów zwiedzam w ostatnich sezonach, a przecież cała frajda zaczyna się w lesie. Idealne warunki dziś były, ciepło, ale nie gorąco, sucho i ludzi w lasach tyle, ilu Polaków na ulicach miast w czasie meczu z Irlandią Północną.

    Na dzień dobry odwiedziłem Barek na Dakowie, czyli klimatyczną leśniczówkę w środku lasu. W weekendy nie ma tu pewnie gdzie szpilki wsadzić, a dziś... byłem tu sam. Dziwnie tak jakoś, ale marudził nie będę.


    Potem dalej czerwonym w kierunku Mieni. W tym roku przybyło sporo nowych oznaczeń szlaków, a i tak jakby bardziej przejezdne trasy się zrobiły, poza cholernie piaszczystym niebieskim już w kierunku Wiązownej. Ale to przecież MPK, tu nic nie powinno być łatwe.


    No i Mienia. Moja osobista Królowa MPK 
     

    Płytka o tej porze, no ale generalnie suchota w całym kraju, więc nie dziwi.


    Posiedziałem z godzinkę na moim ulubionym mostku, wypiłem piwko i sru do domu na kolejne mecze Euro.




    Dane wyjazdu:
    40.32 km 30.00 km teren
    01:59 h 20.33 śr. prędk.
    V-max 27.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Poligon

    Niedziela, 12 czerwca 2016 | Komentarze 13

    Musiałem zresetować sobie łeb przed dzisiejszym meczem, bo mnie aż nosiło. Czyli rower i zmęczenie organizmu = najlepsze lekarstwo. Padło na pobliski i trudny teren poligonu Rembertów - czyli duży kompleks leśny do którego teoretycznie nie ma wstępu, ale na szczęście są też spore fragmenty terenu nieco bardziej przyjaznego cywilom. Głównie tym, którzy znają te lasy, lub mają dobrą orientację w terenie, bowiem poza numerowanymi drogami pożarowymi, nie ma w nich żadnych oznakowanych szlaków pieszych, czy rowerowych. Wjeżdżasz więc na własne ryzyko.

    A nawet - jak widać na załączonym obrazku - wjazd na teren grozi śmiercią lub kalectwem ;)


    Jedyne punkty odniesienia. Drogi pożarowe. Na szczęście już je trochę poznałem, a i miałem mapkę, więc jadę na pamięć.


    Drogi czołgowe, moje ulubione. Czułem się trochę jak w "World of Tanks"


    Acz czasem było trochę, ekhm, mokro.


    Niemniej widoki czasem też w pytkę. Warto tu czasem zajrzeć i poczuć się jak zwierzyna i to dosłownie. Trzeba uważać na quady, motory crossowe, strzały i pojazdy opancerzone. Nie ma lekko ;)
     

    Koniec torów jest trochę jak koniec świata. Poligon żyje własnym życiem.




    Dane wyjazdu:
    42.76 km 2.00 km teren
    01:45 h 24.43 śr. prędk.
    V-max 32.52 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 23.0 °C

    Jesień, ty mendo

    Środa, 23 września 2015 | Komentarze 1

    Wpadł mi w sidła mały urlop, akurat kiedy pół Polski świętuje 9 minut z Lewandow5kim, a drugie pół (w tym ja) przeklina Kopaczową za wczorajsze zdradzenie naszych sojuszników z Grupy Wyszehradzkiej i upadnięcie na kolana przed Berlinem. W całym tym rozgardiaszu umknął fakt, że właśnie skończyło się astronomiczne lato i zaczął sezon na "kurwa, ale piździ". Ale na szczęście dziś jeszcze było na opak, czyli ładnie i ciepło, dlatego odkurzyłem rower i pojechałem do lasu, by jeszcze trochę oszukać kalendarz i poudawać lato.



    Kategoria city, las


    Dane wyjazdu:
    42.21 km 18.00 km teren
    02:03 h 20.59 śr. prędk.
    V-max 31.71 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Chwała bohaterom

    Niedziela, 2 sierpnia 2015 | Komentarze 3

    Wczoraj, 1-ego sierpnia w Warszawie, jak co roku działy się same piękne rzeczy. Miasto oddało należycie hołd bohaterskim powstańcom. Mój tour po miejscach pamięci zakończył się pięknym koncertem (nie)zakazanych piosenek na placu Piłsudskiego. Dziś chciałem sobie trochę dychnąć od miejskiej zawieruchy i dla odmiany wjechałem rowerem do lasu. A tu, w jego niemalże samym środku, na uboczu szlaku pieszego, kilka kilometrów od najbliższych zabudowań, znajduje się mały grób nieznanego żołnierza polskiego, poległego właśnie w tym miejscu w roku 1944. Właśnie to mnie wzmacnia i wzrusza najbardziej w tym kraju. Pamięć i szacunek do zmarłych. Środek lasu, a grób uporządkowany, jeszcze palił się jeden znicz. Przystanąłem, pomodliłem się i pojechałem dalej.
    Cześć i chwała bohaterom.

    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    40.83 km 20.00 km teren
    01:59 h 20.59 śr. prędk.
    V-max 31.71 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 22.0 °C

    Barek na Dakowie

    Czwartek, 4 czerwca 2015 | Komentarze 0

    Czerwcowy długi weekend w tym roku pracujący, tak więc bez szaleństw, ale dzisiejsza pogoda aż wzywała do lasu i ucieczki od opustoszonego miasta, na co też ochoczo przystałem. Pokręciłem się trochę po lasach MPK, gdzie przywitałem się ze starymi znajomymi ścieżkami. Nic się nie zmieniły. Wpadłem też z wizytą do świetnego miejsca spoczynku ulokowanego w środku lasu, pośród drzew i leśnych akweduktów, przyjaznego pieszym piechurom i rowerzystom. Mowa o "Barku na Dakowie", który mimo, iż leży ze 100-200 metrów od mojego ulubionego czerwonego szlaku jakim najczęściej się przedzieram przez lasy, to jednak jakimś cudem nigdy dotąd wcześniej go nie zauważałem. Widać mają dobry kamuflaż i nie potrzebują też rozdmuchanej reklamy. I dobrze, bo to kameralny obiekt. Tym razem jednak w porę odbiłem w lewo i mogłem nacieszyć się świetnym klimatem jaki panuje w tym miejscu.

    Barek na Dakowie, to w zasadzie biznes jak każdy inny, ale z leśnym, wyjątkowym charakterem. Jest tu trochę jak w leśniczówce, trochę jak w górskim schronisku. Mają smaczne i niedrogie żarło na ciepło, zimne piwo, herbatkę z prądem i inne rarytasy o jakich może zamarzyć każdy leśny wędrowiec w środku swojej misji. Jakby kto kręcił się po północnych rewirach MPK i nie znał tego miejsca, to rzecz jasna polecam.
    http://www.bareknadakowie.pl/



    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    40.04 km 10.00 km teren
    01:59 h 20.19 śr. prędk.
    V-max 28.99 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    To był maj

    Sobota, 30 maja 2015 | Komentarze 3

    Tegoroczny maj, delikatnie rzecz ujmując, nie był zbyt piękny. Cyklistycznie - wręcz chujowy. Ze swoim kapulcem postanowiliśmy go na sam jego koniec jeszcze nieco nadrobić, ale i tak szału nie ma.


    Najpierw trochę lasu


    Potem plażing i relaks. Tu obopólnie zauważyliśmy, że nasze bajki ewidentnie przypadły sobie do gustu.


    Cisza przed burzą, a raczej ulewą zakończyła naszą sielankę.


    Żegnam maj ozięble.
    Kategoria city, las, z kapo


    Dane wyjazdu:
    44.21 km 3.00 km teren
    01:47 h 24.79 śr. prędk.
    V-max 34.59 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    Koniec lata

    Piątek, 19 września 2014 | Komentarze 0

    Wolności od korpo Mordoru - dzień drugi (i ostatni). Tym razem południowe rewiry, trochę lasu i dychnięcia od wielkomiejskich spalin oraz nawiedzonych rowerów Vertuliro. Smutno nieco, bo to zapewne ostatni letni trip w tym roku.

    Koniec lata i nadciągająca jesień najbardziej widoczne są właśnie w lesie.


    Pusto, puściej, puściutko, aż chce się jeździć. Więc jeździłem.


    Radon z charakterystyczną dla siebie dostojnością podziwia okolice i szuka jakichś napalonych suczek. Niestety dziś było z tym krucho.


    I to by było na tyle jeśli chodzi o słońce. Trza spierdalać, najchętniej gdzieś w okolice basenu śródziemnomorskiego.


    Dane wyjazdu:
    50.12 km 30.00 km teren
    02:34 h 19.53 śr. prędk.
    V-max 35.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 31.0 °C

    W cieniu MPK

    Sobota, 19 lipca 2014 | Komentarze 0

    Trochę ciepło dziś, mózg pocił mi się już na sam widok wskaźnika temperatury i od razu przekazywał podświadomie informację, że najlepsze dla mnie jest dziś zimne piwko, najlepiej przyjmowane gdzieś nad wodą. Nie posłuchałem się go i wylazłem na rower w poszukiwaniu cienia, a tego najwięcej jest zawsze w lesie. Czyli wreszcie MPK. Wysuszone już z błotka, można więc atakować.

    Niestety jest też jedna ofiara dzisiejszego tripu. Ujebałem mocowanie do kamerki (R.I.P). Chciałem nagrać przejazd wzdłuż Mieni, bo od dawna to za mną chodziło, ale w połowie przejazdu musiałem przerwać. Nic to, pewnie następnym razem. Tak więc dziś tylko zdjęcia.
     
    Autentycznie rozważałem schłodzenie się w tej hmm... sadzawce. Zabrakło jedynie odwagi.


    Torfy są ok, ale tylko wtedy, kiedy nie trzeba po nich jeździć


    O dziwo, wszędzie odczuwalny brak komarów. Skurwiele chyba nie znoszą upałów.


    A tu wdepnąłem w niezłe bagno


    Pit stop na uzupełnienie płynów. Wszędzie notoryczny brak człowieków. Poumierali, wyjechali, czy zachlali?


    I tu też się nie kąpałem. Za to zakumplowałem się z rodziną ważek. Niestety nie chciały pozować do zdjęć.

    Kategoria MPK, las


    Dane wyjazdu:
    74.34 km 30.00 km teren
    03:30 h 21.24 śr. prędk.
    V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Szlakiem Borów Nadwiślańskich

    Czwartek, 19 czerwca 2014 | Komentarze 0

    To był dobry dzień, właściwie to z czterech powodów. Raz, że wolny od pracy, dwa, z powodu politycznego i spektakularnego samobójstwa Tuska, trzy, z powodu całkiem sympatycznej trasy na rower jaką sobie obmyśliłem, no i cztery... dzień się jeszcze nie skończył;)

    Ale do rzeczy.
    Miałem dziś jechać do Kazimierza Dolnego. Sam. W sumie trzy dni, z namiotem i objazdówką okolic, ale jak zwykle nie wyszło. W ramach pucharu pocieszenia podjechałem sobie pociągiem do Garwolina, skąd malowniczym szlakiem Borów Nadwiślańskich wróciłem sobie przez Lasy Garwolińskie, Osieckie, Celestynowskie i Otwockie do domu.

    Stacja Garwolin, istne kuriozum. Istnieje tak jak i nasze państwo, tylko teoretycznie. Peron oddalony od miasta o 5 km, bo kiedyś rolnicy tak zarządzili. Ponoć mieszkańcy Garwolina i tak z niego nie korzystają i wolą jeździć na pociąg do oddalonej o 10 km Pilawy. W sumie logiczne.


    Kilometr dalej i już las. Niebieski szlak, raczej średnio oznakowany, dwa, trzy razy go zgubiłem i musiałem improwizować z mapą, ale ogólnie bez dramatów. Wpływ piachu na odczuwanie przyjemności z jazdy: momentami duży. Mam też od dziś kosę z osami. Pewnie to przez ten czerwony trykot jak dziś przywdziałem.


    W Puszczy Osieckiej, mniej więcej w w połowie drogi między Starą Hutą a Łucznicą, znajduje się mogiła kryjąca czterdziestu sześciu straconych tu powstańców styczniowych w 1863 roku. Oddałem im cześć i chwałę i powiedziałem, że u nas burdel w zasadzie jest taki sam jak wtedy.


    W Łucznicy znajduje się ładnie zachowany dwór Potockich, który został wybudowany przez nich w roku 1840 jako dwór myśliwski dla służby leśnej klucza osieckiego. Od 1986 roku ma tu swoją siedzibę Akademia "Łucznica" - Ośrodek szkoleniowy w którym prowadzone są kursy rękodzieła artystycznego. Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany i pojechałem dalej.  


    Przedzierając się przez rozległą polanę za wsią Górki, moim oczom na linii horyzontu ukazały się, niczym wielki żaglowiec, dwie wieże pięknego neogotyckiego kościoła w Osiecku.


    Wybudowany w latach 1902-1908, obecnie mieści się tu parafia Św.Apostołów Andrzeja i Bartłomieja. Akurat wszyscy byli na procesji, więc skorzystałem z okazji i przyjrzałem mu się z bliska, właściwie niepokojony przez nikogo. Mam słabość do gotyckich obiektów sakralnych. Ten konkretny ulokowany w sympatycznym Osiecku, muszę przyznać, jest jednym z ładniejszych na ziemi mazowieckiej.


    A to gdzieś już przed Celestynowem. Nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się z tapetą Windowsa. Więc zjadłem kanapkę.


    Ostatni wartościowy pstryk tego dnia to sympatyczny i malowniczy staw, którego odwiedziłem już bodaj po raz trzeci i bynajmniej nie ostatni. Wieś Regut.


    I to w zasadzie tyle. Cały czas jechałem pod wiatr, w różnych konfiguracjach, więc nie powiem, trochę mi się padło na końcowych kilometrach, dlatego też w Otwocku wybrałem asfalt i najkrótszą drogę do domu.
    No to psss, piwo w nagrodę za dobrze spędzony dzień na powietrzu.
    Houk.

    Dane wyjazdu:
    50.36 km 22.00 km teren
    02:19 h 21.74 śr. prędk.
    V-max 31.44 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 11.0 °C

    Poligon

    Sobota, 12 kwietnia 2014 | Komentarze 0

    Mam niedaleko siebie całkiem spory teren leśny obejmujący rozległe obszary pomiędzy Sulejówkiem, Okuniewem, Ossowem, Zielonką i Rembertowie i który, jakby to powiedzieć, jest czarną plamą na niemal każdej mapie, poza tymi wojskowymi rzecz jasna. Znajduje się tu m.in stary poligon wojskowy, strzelnice, trasy czołgowe, wiele ruin oraz bunkrów i schronów. Jako, że to byłe tereny wojskowe, to w całym obszarze leśnym nie ma ani jednego szlaku turystycznego dla pieszych, czy też rowerzystów, a GPS twierdzi: "Uciekaj!". Nic, zero, null, nie ma tu niczego poza drogami pożarowymi, drogami dla czołgów i jakimiś dzikimi przecinkami, których nie znają nawet tubylcy z okolicznych wiosek. Dlatego więc od lat fascynują mnie te tereny, bowiem ciągle wydają mi się dziewicze i nieodkryte. Próbowałem już kilka razy się w nie wgłębić, lecz zawsze kończyło się tak samo. Na zgubieniu się i wyjechaniu chuj wie gdzie. Dziś spróbowałem ponownie i tym razem poszło mi już o wiele lepiej, zatem nadal się nie poddaję i zamierzam w końcu spenetrować ten teren do cna.

    Najpierw 20 km asfaltem i w okolicach wsi Zabraniec wjeżdżam do lasu. Na czuja.
       

    Droga pożarowa nr 59, 46, 42, 53, 51, jedyne oznaczenia w lesie (zawsze coś). Ocipieć można. Jadę po prostu dobrze ubitą drogą przed siebie, kierując się jedynie słońcem, które jak na złość i tak miało mnie w dupie.


    Kozłowe Bagno, jak mniemam czytając mapę. Później okazało się, że to były chyba inne bagna.



    O, są bunkry. Fajnie, tylko według mojej orientacji miałem być 5 km na południe. Shit :D


    Też mi coś. Czołg, rower, co za różnica.

    Yyyy... No dobra.


    Prawie 30 km kluczenia, jazdy na czuja, słysząc w oddali jakieś strzały, ale ostatecznie wyjechałem (prawie) tam gdzie chciałem, w Rembertowie. Allelujah. W końcu. 
    Jeszcze tu wrócimy, z Olem.