Wpisy archiwalne w kategorii

city

Dystans całkowity:6936.26 km (w terenie 341.00 km; 4.92%)
Czas w ruchu:295:12
Średnia prędkość:23.50 km/h
Maksymalna prędkość:52.50 km/h
Suma podjazdów:2128 m
Suma kalorii:34469 kcal
Liczba aktywności:171
Średnio na aktywność:40.56 km i 1h 43m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.30 km 0.00 km teren
01:38 h 25.29 śr. prędk.
V-max 37.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    Vanilla Sky

    Wtorek, 20 maja 2014 | Komentarze 0

    Tradycyjne "szybkie czterdzieści" po pracy. Wieczory coraz dłuższe, coraz cieplejsze i coraz... więcej jebanych meszek na kolizyjnym. Kilka niestety musiałem zjeść na kolację, w tym niezidentyfikowane bzyczące coś. Niedobre.

    Korzystając z okazji, że Wisła znacząco przybrała na wzroście, zapewne ku radości polityków, którzy teraz mogą sobie do woli zbijać kapitał na wałach przeciwpowodziowych, cykłem se kilkadziesiąt fot z mojego ulubionego punktu widokowego na trasie. Jako, że nie miałem statywu wyszło ledwie kilka, co w sumie i tak należy uznać za sukces.

    Piękna jest ta moja Warszawa - rzekłem sobie w myślach i popedałowałem dalej. 





    Dane wyjazdu:
    36.64 km 2.00 km teren
    01:31 h 24.16 śr. prędk.
    V-max 33.37 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Kac, słońce i inne używki

    Niedziela, 18 maja 2014 | Komentarze 0

    Niedziela, słońce, ciepło i brak opadów - W maju zjawisko to zupełnie dotąd niespotykane. Na szczęście nic nie trwa wiecznie. Szkoda tylko, że kiedy w końcu ciemne chmury spieprzyły z pola widzenia, to ja, zamiast celebrować ich paszołwonstwo wraz ze swoją niedopieszczoną w tym miesiącu cyklozą, musiałem w zamian zdychać i męczyć się ze swym najwierniejszym i zarazem najstarszym towarzyszem, w pewnych kręgach zwanym kacem, a według mnie po prostu - jebanym mordercą. Z ambitnych planów więc nic nie wyszło i zamiast 60 km wypociłem ledwie 36. Cóż. Życia nie oszukasz.

    Walka z kacem, level: medium. William Lawson przyjacielem rowerzysty jest.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    37.29 km 2.00 km teren
    01:32 h 24.32 śr. prędk.
    V-max 33.37 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 13.0 °C

    Szmery, bajery, kamery

    Niedziela, 4 maja 2014 | Komentarze 0

    Kamerkę sobie kupiłem. W sumie nic takiego, chińska odpowiedź na GoPro z polskimi naklejkami, niezłe combo, acz w sumie niedroga. Na początek, do zabawy, styknie. Skoro kupiłem, to wypadało ją przetestować. Mocowanie na kokpicie i jazda. Szału nie ma, w dodatku YT przy kompresji zabrał trochę jakości dla siebie, ale na kilka wakacyjnych tripów jakie planuję w tym roku - nada się.





    Droga powrotna do domu w prędkości razy 6. Oczywiście należy wpierw wybrać ręcznie jakość 1080p, bo inaczej nie ma sensu. Wiadomix.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    36.44 km 0.00 km teren
    01:33 h 23.51 śr. prędk.
    V-max 31.71 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Majówka - chujówka

    Czwartek, 1 maja 2014 | Komentarze 0

    Majóweczka w mieście, bez żadnej głębszej historii w tym roku, niestety. W piłeczkę pojechałem se pokopać z kumplami. Tak więc dystans marny, zwykła dojazdówka i powrót pod wiatr, przez co przestało mi się chcieć jechać sobie po meczu gdzieś dalej. I w zasadzie nic by się nie wydarzyło, gdybym nie napatoczył się na dwie piękne klasyczne perełki szos stojące sobie od tak na przystanku. 

    Porsche 930 Targa, na oko rocznik cirkabałt 1986


    oraz prześliczny Jaguar E-Type, który zaliczył jednak małą wtopę. Ale dzięki temu mogłem se cyknąć fotę i nacieszyć oczy ikonami motoryzacji.


    I wsjo.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    40.47 km 0.00 km teren
    01:34 h 25.83 śr. prędk.
    V-max 33.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    house of the rising sun

    Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 | Komentarze 0

    Po godzinach
    Po pracy
    Po kolacji
    Szybkie czterdzieści
    W dobrym tempie
    Po zmęczenie
    Po zachód słońca
    Po prostu




    Dane wyjazdu:
    33.35 km 0.00 km teren
    01:20 h 25.01 śr. prędk.
    V-max 33.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 11.0 °C

    Sportowa sobota

    Sobota, 5 kwietnia 2014 | Komentarze 0

    Dziś wygrał sport. Dojazd rowerem z wiatrem, potem dwie godziny uganiania się za szmacianką (jedną strzeliłem), powrót rowerem pod wiatr i zakończenie sportowej aktywności zimnym piwem, a nawet dwoma. Wieczorem dogrywka, zapewne wódką. Paraolimpijska odmiana triathlonu. Jak wprowadzą ją kiedyś do programu olimpiady, to się zgłoszę. 

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    44.14 km 4.00 km teren
    01:48 h 24.52 śr. prędk.
    V-max 33.37 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 15.0 °C

    Nienawidzę rowerzystów vol. Pińcet

    Niedziela, 30 marca 2014 | Komentarze 0

    Zmiana czasu zakosiła mi dziś godzinę dnia i zaburzyła mój skacowany cykl myślowy. Po nocnych perturbacjach o charakterze stricte alkoholowych nie mogłem się rano ogarnąć, głównie z samym sobą, w czym nie pomagał mi właśnie ten pieprzony czas letni, który postanowił mi boleśnie oznajmić tuż po przebudzeniu, iż jest już popołudnie, a ty w czarnej dupie jesteś człowieku, w dodatku z bolącym łbem. Nihil novi.

    Zwlekłem się jakoś z tego wyra, lekko nie było, ale udało się głównie dzięki słońcu, które się marnowało za oknem. To zdecydowanie najlepszy motywator pod nomen omen słońcem. Szybkie śniadanie i sru na rower, byle przed siebie, byle się zmęczyć i wypocić nocne błędy. Miałem ochotę poleżeć na trawie przy ulubionym zagajniku brzozowym w Powsinie i poczytać książkę, co też uskuteczniłem, tyle tylko, że aby tam dojechać, trzeba było dosłownie przecisnąć się przez tysiące niedzielnych rowerzystów, slalomem gigantem, z elementami kamikadze i kama sutry. Po raz enty przekonałem się na własnej skórze, że nienawidzę ich (prawie) wszystkich, co jest niezwykłym paradoksem i absurdem w swojej istocie. No ale tak w rzeczy samej jest. Nie da się po tej Warszawie jeździć rowerem, przynajmniej w ładne weekendy, właśnie przez te pieprzone rowery i to od lat. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Nie mogli wybrać innej aktywności? Nie wiem, robienia w tym czasie zakupów w Lidlach, czy innych Tesco? Mycia okien w domu? I jeszcze te małe dzieci z ADHD na tych rowerkach micro nad którymi nikt nie panuje i yorki w koszyczkach oraz iPhone'y w łapach. Nie. Ja wcale nie nienawidzę rowerzystów. Ja chyba po prostu nienawidzę ludzi. 

    Brzoza Brzózka Brzózkiewicz. Wreszcie spokój. 


    Ludzie i ich rowery. W bezruchu są jeszcze do wytrzymania. Na trasie = wojna. Zero solidarności.



    Kategoria city, las


    Dane wyjazdu:
    41.47 km 3.00 km teren
    01:45 h 23.70 śr. prędk.
    V-max 0.00 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 16.0 °C

    Lek na wszystko

    Sobota, 22 marca 2014 | Komentarze 0

    Się jakieś nieproszone gówno z rodziny przeziębieniowatych zalęgło w mym organizmie koło czwartku, a wczoraj wieczorem położyło mnie do łóżka w momencie, kiedy pół miasta celebrowała wiosnę w plenerze. Nie powiem, wkurw był. Dziś rano niewiele lepiej, ale ni chu ja, takiej pogody nie przystoi marnować. Opatuliłem się jak jakiś przybysz z innej szerokości geograficznej, tej mocno północnej i wyruszyłem przed siebie w poszukiwaniu słońca, co by się po prostu gdzieś glebnąć na trawie i nagrzać zdziadziałe kości. Osłabienie organizmu dało o sobie znać niestety, więc dziś bez szaleństw, ale jak na stan samopoczucia i tak było klawo.

    Jak już znalazłem kawałek obdarzonego wiosennym słońcem trawnika to tak się złomżingowałem, że leżałem w bezruchu dobrą godzinę i cieszyłem się prażonymi promieniami UV jakie waliły mnie bezceremonialnie w ryj. Bóg mi świadkiem, że tak dobrze to mi nie było od... no od dawna. Od razu się człowiekowi poprawiło. Rower, plener i słońce, najlepszym lekiem na wszystko jest. Kropka.

    O, tu się jebłem. Trawa z widokiem na Pałac Królewski w Wilanowie oraz na roznegliżowane spacerujące obok zacne niewiasty. Czego chcieć więcej? Wiem. Piwa. Nie miałem.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    41.12 km 4.00 km teren
    01:42 h 24.19 śr. prędk.
    V-max 31.71 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 11.0 °C

    Także tego

    Niedziela, 9 marca 2014 | Komentarze 0

    Na każdym zebraniu jest tak, że ktoś musi wstać i zacząć pierwszy. No to może ja.
    Także tego. Wstałem. Wsiadłem. Pojechałem. Pierwszy raz w tym roku, trochę późno, bo od miesiąca już dobra rowerowa pogoda, ale postanowiłem sobie w tym czasie trochę pobiegać i o dziwo, nawet to polubiłem. Ale rower jest rower. Dzisiejszego słońca po prostu nie można było przegapić i nie wykorzystać. Odkurzyłem więc Radona, posmarowałem gdzie trzeba i ruszyłem z kopyta na rozprostowanie zdziadziałych kości. Znów rozkopane miasto mnie przywitało, także pieprzeni vertulirowcy, którzy chcieli mnie zabić, za co kilku przez to zbluzgałem. Janusze z Basiami jeżdżące całą szerokością osiem na godzinę, psy i dzieci, tak... wiosna wróciła do Warszawy. Zdecydowanie. Nawet się trochę za nimi wszystkimi stęskniłem. 

    Za tą brudną Wisłą i piaskiem w butach...


    I za wiecznie rozkopanymi chodnikami i ścieżkami. Nad Wisłą kolejny rok robót, budów i remontów (słuszną linię ma nasza władza), tym razem już na prawie całej jej długości. Będzie więc to ciężki rok dla miejskich bajkerów. Ale jak skończą, bo przecież skończyć kiedyś będą musieli, no to będzie Europa... albo Jarmark Europa. Pewny nie jestem.


    Przy Narodowym do sezonu szykuje się nowy pawilon dla plażowiczów. Będzie wreszcie można oddać w luksusowych warunkach mocz nad rzeką, a nie do niej, jak dotąd. Acz znając życie, to przyjemność ta będzie nas kosztowała 2 zł. Cóż. Mocz zawsze był u nas w cenie.


    Ale grunt, że słońce coraz niżej i dłużej i mocniej i... można mieć już coraz bardziej wyjebane, czego sobie, jak i wam wszystkim życzę.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    43.85 km 3.00 km teren
    01:50 h 23.92 śr. prędk.
    V-max 32.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 16.0 °C

    "O, rower"

    Sobota, 26 października 2013 | Komentarze 0

    Rzekłem sam do siebie wyraźnie zaskoczony potykając się o niego w pokoju. No właśnie. Półtora miesiąca stoi tak bez żadnego pożytku, za czynsz nie płaci i tylko kurzem straszy. Sam już o nim zapomniałem, bo notorycznie albo czasu brakowało aby z niego skorzystać, albo inne zobowiązania w jakie się wtarabaniłem krzyżowały nam wspólne plany. Do dziś. O dziwo okienko w czasoprzestrzeni otwarte miałem, a i złota polska za oknem jeszcze całkiem w pytę się trzyma, mimo wściekłości kalendarza. No i kto by pomyślał, że jeszcze w tym roku sobie jeszcze trochę pojeżdżę. A kto wie, może to jeszcze nie koniec sezonu?

    Kości jednak przez ten czas trochę już stetryczały i kontemplowały lenia, ale też dzielnie zniosły trudy niedotrenowania i nawet nie grymasiły za bardzo, za co rzecz jasna szacun.

    Bez specjalnych szaleństw, tradycyjnie pod wiatr, kawałek za miasto, żeby odetchnąć, żeby zapomnieć, żeby się spocić.

    Jesień jest w pytę w tym roku. Bije na łeb i szyję i inne części ciała wiosnę, która była u nas tylko przez kilka dni oraz o wiele za późno. Pewnie tylko przechodziła z tragarzami. Menda jedna. Trochę sobie pofociłem, no bo fajne te kolorki i takie tam inne okoliczności przyrody.







    Na koniec spec wyróżnienie dla tej oto ławki emerytów. Siedzieli, jedli, pili (herbatę i wódkę), śpiewali, po prostu żyli z godnością i uśmiechem na twarzach. Nie każdy młody tak potrafi.


    I wsjo.
    Kategoria las, city