Dane wyjazdu:
46.56 km 7.00 km teren
01:51 h 25.17 śr. prędk.
V-max 36.25 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 23.0 °C

    Tysiak

    Sobota, 31 sierpnia 2013 | Komentarze 0

    Jesień. Kurwa jesień. Nadciąga. Noce zimne, wieczory i poranki chłodne, o 19 już ciemnawo. A przecież jeszcze wczoraj człowiek pluskał się w jeziorach i przeklinał upały. A tu za chwilę trzeba będzie walczyć z jesienną zamułą i z odśnieżaniem samochodu. Jak żyć?

    Pogodowe ostatki spędzone dziś oczywiście na rowerze, niby tysiak dziś pękł, ale o dobre dwa miesiące za późno. Nie tak miało to wyglądać, sezon więc pewnikiem na straty. Oby wrzesień i październik zrobiły figla pogodynkom i odkręciły kurek z ciepłą wodą, to może się jeszcze trochę narucha tych kilometrów.

    No nic. Przejeżdżając dziś przez poniższą wiochę przypomniał mi się dowcip.


    Wielkie blokowisko. Piątek. Wieczór. Pod oknami na trawie stoi mało wyględny łysy w ortalionie i drze się wbijając swe mało inteligentne ślepia w siódme piętro.
    - Zajebała!
    Cisza.
    - ZAJEBAŁA!
    Jakaś społeczniara z piątego wychyla się zza firanki i zbulwersowana kręci głową
    - ZA-JE-BA-ŁA!
    Otwiera się w końcu okno, ale nie na siódmym, bo jełop pomylił, tylko ósmym, i wychyla się blondyna po solarce z fejsbukowym dziubkiem na wytapetowanej twarzy, patrzy na ortalionowego w dole i mu tako rzecze:
    - Izabela debilu, Izabela!

    Wiem, stare.

    Dane wyjazdu:
    51.66 km 0.00 km teren
    02:08 h 24.22 śr. prędk.
    V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Szczęśliwice

    Niedziela, 25 sierpnia 2013 | Komentarze 1

    Warszawa ma 76 parków. Siedemdziesiąt sześć. To jest około 8% powierzchni miasta. Nawet nie wiem, czy wszystkie udało mi się dotąd zaliczyć. Pewnie nie, bo przecież nie wszystkie są mi po drodze, ale na pewno większość. W ogóle to mam koncepcję, taką w sumie trochę bez sensu, by je wszystkie objeździć (rowerem) i poopisywać oraz obstrykać rzecz jasna, acz w sumie to nie wiem na cholerę miałbym to robić. Chyba z nudów.

    Dziś na ten przykład zaliczyłem jeden z tych parków, które nigdy nie były mi szczególnie potrzebne do szczęścia, bo też leżą w rewirach po jakich się zwykle nie poruszam. A w sumie trochę szkoda, bo Park Szczęśliwicki, nie duży (ok. 30 ha), tak jak większość w Warszawie, jest bardzo wporzo i przypadł mi nawet do gustu.

    Jest nawet kilka oczek wodnych w których kąpią się gołębie, kaczki (chyba jedyne wydzielone kąpielisko dla nich jakie widziałem), psy, kajaki i... dzieci. I nikomu to nie przeszkadza.


    Ławki w parku, a na nich emeryci. Najbardziej oczywisty z oczywistych standardów tego świata.


    W centralnym miejscu parku znajduje się góra. A na niej jedyny w Warszawie wyciąg narciarski. Za dzieciaka uczyłem się tu jeździć na za dużych dla mnie nartach (straszna trauma). Od tamtej pory tu nie byłem. Pewnie ze strachu.




    I tyle. Tak sobie teraz myślę, że dziś, żeby tu dojechać i potem wrócić, zaliczyłem w sumie pięć innych parków. Lubię to miasto.
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    50.02 km 2.00 km teren
    02:02 h 24.60 śr. prędk.
    V-max 41.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Zawiało jesienną zamułą

    Piątek, 23 sierpnia 2013 | Komentarze 1

    Pieprzona jesień. I zima też pieprzona. Zanim się obejrzymy, obie będą nas bezceremonialnie pieprzyć. W ostatnich dniach zapowiedziała się nieproszona przez nikogo pani jesień, a ja nawet z tej okazji wyciągnąłem z szafy kurtkę, żeby wyjść pewnego ranka po bułki. Pewnie, że jesień fajnie wygląda na zdjęciach i w lesie też jest fajnie, jak drzewa są złote i czerwone, ale akuratnie mam to w głębokim poważaniu, bo jeszcze nie zdążyłem się porządnie zasymilować z latem.

    Wkurza mnie ten nasz klimat. Im starszy jestem, tym hejtuję go coraz bardziej, tak samo jak te MMSy od różnych znajomych, którzy aktualnie się pluskają, a to w Adriatyku, a to jeszcze dalej na południe i "narzekają" na ponad 30-stopniowe upały. Jak żyć z tymi niżami i chmurami nad głową? I jeszcze z tą półroczną zimą? Coraz częściej myślę o emigracji. Zwłaszcza pod koniec lata, kiedy robi się ciemno już o 19. I komu to przeszkadzało, żeby Polska była od morza do morza się pytam? Zima nad Morzem Czarnym, lato w Warszawie. Aj, jakby było pięknie.

    No nic.
    W tej jesiennej scenerii sobie dziś małe pięćdziesiąt zrobiłem, jeszcze zanim korposzczury zdążyły wyleźć ze swoich szklanych Guantanamo i rzucić się na asfalty, chodniki i ścieżki. Daj nam ty pieprznięty Celsjuszu chociaż jeszcze wrzesień ciepły i może z pół października, bo inaczej, to ja to wszystko pierdolę.

    Baseny, jeden z najgorszych biznesów w Polsce.


    W Młocinach było tak pusto, że przez chwilę myślałem, iż wszyscy są w salonie Peugeota.


    A potem...a potem padła mi bateria w aparacie.
    Może to i lepiej.

    Dane wyjazdu:
    50.70 km 25.00 km teren
    02:30 h 20.28 śr. prędk.
    V-max 33.97 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Mieniste suszyste

    Niedziela, 18 sierpnia 2013 | Komentarze 1

    Jedyną opcją aby dojechać ode mnie lasami nad ukochaną Mienię, jest susza. Musi najmarniej ze 3 tygodnie nie padać aby pokonać MPK i nie użerać się przy tym z bagnami, błotem, wodą do kostek i towarzyszącymi im komarami. Ten dzień właśnie wreszcie nastąpił. Allelujah.

    Mokra wiosna i pół lata dało się w kość pięknej, dzikiej i krętej rzeczce ukrytej w zaroślach. Kolejne powalone drzewa i powiększone urwiska w asyście porośniętego szlaku dostarczają trochę mniej przyjemności z pokonywania tej wąskiej serpentyny rowerem niż w poprzednich latach, ale nie szkodzi. I tak jest zajebiście. A przy tym trochę bardziej technicznie. Like.




    Mój ulubiony mostek na szczęście nadal na swoim miejscu. W dodatku mimo pięknej niedzieli, pusty. Spędziłem na nim ze 40 minut. Jeszcze zimne piwko smakowało w tych okolicznościach przyrody zaiste, wybornie.



    Dane wyjazdu:
    38.38 km 4.00 km teren
    01:33 h 24.76 śr. prędk.
    V-max 40.41 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 25.0 °C

    Arbeit arbeit

    Piątek, 16 sierpnia 2013 | Komentarze 0

    Długie weekendy w Warszawie mają jedną zasadniczą i niekwestionowaną zaletę. Jest pusto i swobodnie. Wszędzie. Zwłaszcza na ulicach, ale i debilów o wiele mniej, jest więc czym oddychać. Jako zakładnik zawiesiny pomiędzy jednym jak i za chwilę drugim urlopem, długi weekend spędzam w domu. Znaczy się w pracy. Dziś na ten przykład pojechałem sobie do kochanej korporacji na rowerze, co u mnie zasadniczo dzieje się od wielkiego dzwonu. A tam jeszcze mniej ludzi niż na ulicach. Bez szefostwa, bez ciężkiego zapieprzu, opierdalamento pełną zrelaksowaną gębą. I jeszcze mi za to płacą. Tak. Zdecydowanie szkoda urlopu na takie dni.

    Kategoria city, gułag


    Dane wyjazdu:
    40.09 km 6.00 km teren
    01:35 h 25.32 śr. prędk.
    V-max 40.40 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Ze słońcem w siodle

    Czwartek, 15 sierpnia 2013 | Komentarze 0

    Na pourlopowego kaca najlepszy jest... kolejny urlop. I rower. Taką ja mam koncepcję i wprowadzam ją właśnie powoli w życie. Trzeba nadrobić trochę tych straconych kaemów i wejść w końcówkę tego spieprzonego sezonu jakoś z twarzą. Dziś jeszcze delikutaśnie i ze słońcem w siodle, ale przyszły tydzień, mam nadzieję, że będzie już bardziej na bogato. Oby tylko deszcze niespokojne nie pokrzyżowały planów. Over.



    Dane wyjazdu:
    45.22 km 3.00 km teren
    01:47 h 25.36 śr. prędk.
    V-max 40.05 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Spalam się

    Środa, 31 lipca 2013 | Komentarze 0

    Wreszcie w pełni zasłużone wolne od gułagu, zatem bajking, leżing, smażing, i opierdalaizm. Spaliłem się trochę, pogapiłem na cudze cycki i przechyliłem jedno idealnie schłodzone złociste. Jest pięknie. Its biutiful.
    Żegnaj lipcu.



    Dane wyjazdu:
    30.33 km 0.00 km teren
    01:12 h 25.27 śr. prędk.
    V-max 43.48 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Gorąca trzydziestka

    Poniedziałek, 29 lipca 2013 | Komentarze 0

    To będzie wpis zupełnie bez sensu. Tak jak dzisiejsza pogoda. Ponad 30 stopni w cieniu potrafi człowieka pochodzącego z krainy, w której pół roku musi odśnieżać swój samochód dosłownie i w przenośni zgwałcić. Tak. Czuję się zgwałcony przez upał. Wdzierał się on dziś wszędzie, nawet do klimatyzowanego autobusu. Pieprzony wszędobylski gangbang, człowiek po tym chodzić normalnie nie może. No jak w filmach dla dorosłych.

    Zamiast więc od niego stronić, wylazłem se ja dziś na rower, ale już po zachodzie słońca, naiwnie sądząc, że będzie już znośniej. Może i trochę było, ale chyba tak nie do końca, bowiem zamiast czterdziestu zrobiłem trzydzieści kaemów, i to seryjnie - zupełnie niechcący. Powróciwszy nach chałupen byłem pewien, że pykło over 40 i nawet zadowolony byłem z siebie, bo tempo całkiem niezłe z tego wyniknęło, a tu kurwa takie rozczarowanie i oczy Kota w butach ze Shreka. Sigma pokazała marną trzydziestkę. Wkurwiłem się tylko i wszedłem do domu. Trzy prysznice w ciągu 15 minut i nadal się ze mnie leje. Ić pan w chuj z takimi tropikami.

    Muszę sobie jednak obiecać, że kiedy nadejdzie zima, czyli za dosłownie momencik i kiedy będę już rzygał tym śniegiem i mrozami, to wejdę na ten dzisiejszy wpis i z żalu pierdolnę się w głowę. Obiecuję.

    A no i jeszcze zdjęcie Gorącej Trzydziestki do kontrastu. W sam raz jest, se myślę. No bo przecież porno i duszno. Tematycznie zatem.

    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    41.11 km 0.00 km teren
    01:38 h 25.17 śr. prędk.
    V-max 36.58 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 25.0 °C

    Coś mi...

    Czwartek, 18 lipca 2013 | Komentarze 0

    ...stuka w suporcie.
    Ale to prędzej łańcuch mi lekko ociera o wózek przerzutki. Niby nic, ale złośliwość rzeczy martwych tym razem przerosła rzeczywistość. Bowiem pierwszy raz wyszedłem sobie dziś na lekko, bez plecaka i co za tym idzie, bez narzędzi. Więc jechałem jak ten głupi chuj z tym wrzaskiem i trzaskiem i nic nie mogłem zrobić. I niech mi ktoś powie, że rower nie ma duszy. Doskonale wiedział kiedy się bezceremonialnie sfochować na swojego pana za to, że ten ostatnio go zaniedbuje.
    Zemszczę się.

    Dane wyjazdu:
    40.18 km 0.00 km teren
    01:32 h 26.20 śr. prędk.
    V-max 36.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Love Is In The Air

    Środa, 10 lipca 2013 | Komentarze 5

    I się kurwa stało. Szalony Amor przycelował mnie strzałą centralnie w tyłek i od kilku tygodni nic nie jest już takie samo jak niegdyś. Co tu więcej pisać. Zmiany, zmiany, zmiany. Rower poszedł w odstawkę, ale dziś po tych nastu dniach wrócił do łask, sfochowany, zdegustowany i zawiedziony moją zdradą. Cóż... sezon w pewnym sensie poszedł już na straty. Lajf is brutal.

    Symbolicznie i na rozprostowanie zdziadziałych kości, tradycyjne szybkie czterdzieści.

    Miłość wszędzie mnie ostatnio nawiedza. Nawet dziś, przy słonecznikach Van Gogha.


    Isn't It Romantic?


    Z tej miłości musiałem sobie porządnie depnąć i odreagować. Najlepsza średnia w tym roku, kto wie kiedy znów wyjdę na rower ;)