Dane wyjazdu:
29.63 km 0.00 km teren
01:26 h 20.67 śr. prędk.
V-max 29.20 km/h
  • Suma podjazdów 91 m
  • Kalorie 840 kcal
  • Temperatura 17.0 °C

    Wianki

    Sobota, 24 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Wianki nad Wisłą, zwykle unikam, bowiem w promieniu kilku kilometrów kwadratowych znajduje się na raz pół Warszawy plus kolejna ćwiartka z okolicy of stolicy, słowem miliony, a ja przecież nie lubię ludzi, zwłaszcza najebanych. Ale tak mnie jakoś naszło na wieczór nostalgicznie łamane na depresyjnie, że w sumie to już przecież dnia ubywa i zanim się człowiek obejrzy za siebie, będą już liście z drzew spadać, a w nocy przymrozki, zatem szkoda w domu siedzieć kiedy właśnie trwa moment maksymalnego wychylenia osi obrotu Ziemi w kierunku Słońca. Wsiadłem na rower koło 23, wsadziłem na szybkości statyw i aparat do plecaka - myślę sobie - zdjęcia sobie przynajmniej porobię tych fajerwerków o północy. No taki plan.

    Niestety średnio mi to wyszło, jak zwykle z moimi planami, bowiem pośród tych milionów ludzi, nierzadko leżących i rzygających pod siebie ciężko było się z rowerem przedrzeć i miejsce dobre znaleźć do pstrykania, w końcu się wkurwiłem i pojechałem na drugą stronę Wisły gdzie usadowiłem się na plaży, niestety trochę za blisko epicentrum świetlnego rozgardiaszu, przez co ciężko mi poszło z kadrowaniem, no ale chuj z tym planem, przecież nie jestem fotografem - przeżyję, a co popatrzyłem to moje.








    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    48.86 km 5.00 km teren
    02:09 h 22.73 śr. prędk.
    V-max 33.90 km/h
  • Suma podjazdów 78 m
  • Kalorie 1449 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    Dziki sad

    Niedziela, 18 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Po dwóch dniach kieleckich pizgawic wyszło w końcu słońce, a sowieckie myśliwce rozgoniły chmury. Akurat jak się kończy długi weekend, ale idzie się już do tej smutnej prawidłowości przyzwyczaić. Od razu inne życie, trzeba było więc korzystać. Pokręciłem się więc po opustoszałej okolicy, po czym wylądowałem w rodzinnym ogrodzie w Falenicy, gdzie delektowałem się Dzikimi sadami (lokowanie produktu), słoneczną kąpielą i jeszcze lepszym obiadem, a w tym czasie Tobek (to małe włochate na dole) pilnował mi roweru. Swoją drogą świetne zabezpieczenie antykradzieżowe, które mieści się w kieszeni. Nie trzeba żadnych kłódek, kluczy i szyfrów, wystarczy pogłaskać i dać czasem żreć. Polecam.



    Dane wyjazdu:
    81.50 km 35.00 km teren
    03:45 h 21.73 śr. prędk.
    V-max 32.10 km/h
  • Suma podjazdów 202 m
  • Kalorie 2229 kcal
  • Temperatura 23.0 °C

    Puszcza Bolimowska

    Czwartek, 15 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Puszcza Bolimowska siedziała mi w głowie od wielu lat. Niby blisko Warszawy, na styku województw łódzkiego i mazowieckiego, ale jakoś tak nie mogłem się zebrać. Ojciec jednak miał rację powtarzając przez całe moje życie, że jestem może i zdolny, ale leń. No więc teraz, żeby mu pokazać, dla odmiany się wziąłem, wstałem rano i zebrałem. Szkoda, że nikt tego nie widział.

    Bolimowski Park Krajobrazowy to całkiem spory kompleks leśny na Równinie Łowicko-Błońskiej w dorzeczach Suchej, Rawki i Pisi o powierzchni ok. 180 km2. Usytuowany jest w trójkącie bandyckich miast: Łowicza, Skierniewic i Żyrardowa. Spakowałem więc plecak, zrobiłem kanapki i pojechałem pociągiem do (prawie) Łowicza. Plan był taki, żeby sobie pojechać przez Arkadię, Nieborów, Puszczę Bolimowską i Mariańską do Żyrardowa, skąd wróciłbym sobie ciuchcią do stolicy. I tak też zrobiłem. Co jak co, ale w układaniu oraz realizowaniu planów jestem Tommy Lee Jones'em w Ściganym. Tak więc przede mną circa 70 km pląsania po tej urokliwej krainie, która jeszcze w XVII wieku była bezpośrednio połączona z Puszczą Kampinoską. Niestety na miejscu okazało się, że jednak w tym zajebistym planie tkwi spora wyrwa. Aparat owszem, wziąłem, dwie baterie również, ale psiamać obie rozładowane. Tak więc fotorelacja niestety z telefonu, jak jakiś Janusz z Grażyną we Władysławowie. Ajmsorry.

    Przy okazji odwiedzin Bolimowskiego Parku Krajobrazowego mogłem sobie w końcu zwiedzić ogrody w Arkadii i Pałac w Nieborowie, ale zaliczyłem tyko to pierwsze, bowiem kolejki do kas w Nieborowie, miliard ludzi, cena biletu oraz zakaz wchodzenia z rowerem mnie zniechęciły. Next time. No więc ogrody. Ładne, w stylu angielskim, zaprojektowane na życzenie Heleny Radziwiłłowej w roku 1778 roku. Pstryk, acz łatwo nie było. Mnóstwo wyskakujących zza winkla dzieciorów z matkami, ojcami, babciami, wujkami i cholera wie z kim jeszcze. Chyba jakiś zlot sobie zorganizowali.







    No ale przyjechałem tu głównie pojeździć. I jeździłem, z przyjemnym wiaterkiem w dupę (błogosławione wiatry zachodnie w tej szerokości geograficznej). Rzeka Rawka. Kapitalne miejsce do spływów kajakiem. Tym razem pokonałem ją rowerem.


    W połowie trasy znajduje się Zalew Bolimowski widokiem na autostradę A2. Raj dla wędkarzy, kajakarzy i fanów łojenia Tatry i Żubra bez koszulki. Tu proszę ja was zjadłem kanapki (dobre, sam robiłem) i ordynarnie pogapiłem się na opalające się młódki.

     
    I właściwie to tyle ze zdjęć. Potem był las, dużo lasu, także dużo szutru i dużo kamieni, a potem nagle nastał Żyrardów, ale tam nie było nic ładnego, więc nie pstrykałem. Koniec historii. Dobranoc.

    Dane wyjazdu:
    48.74 km 5.00 km teren
    02:07 h 23.03 śr. prędk.
    V-max 28.30 km/h
  • Suma podjazdów 98 m
  • Kalorie 1473 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    alkogrill

    Niedziela, 11 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Kolejny weekend spędzony pod znakiem alkoholowych ekscesów, ale tym razem udało się połączyć przyjemne z pożytecznym i trochę popedałować w drodze do kobyłkowskich bram piekielnych, w których nastąpiła wyborna degustacja wysokoprocentowych alkoholi w połączeniu z niemniej pysznymi smakołykami z rusztu. Takie weekendy to ja proszę ja was szanuję.



    Dane wyjazdu:
    36.26 km 0.00 km teren
    01:33 h 23.39 śr. prędk.
    V-max 30.60 km/h
  • Suma podjazdów 84 m
  • Kalorie 1121 kcal
  • Temperatura 17.0 °C

    gód iwning

    Środa, 7 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Tydzień bez roweru tygodniem straconym? No tak chyba nie bardzo. Co się w tym czasie wypiło, pobawiło i potańczyło to moje. Wesela jakieś, imprezy i mistrzostwo Po(L)ski na deser. Cud miód i orzeszki Felix. Ale czas już wrócić do siodła, w końcu kilometry same się nie naruchają. Dziś lekki wieczorny trip pofabryczny na rozprostowanie oskrzeli. Po mieście. Powoli. Po prostu.

    u.
    Kategoria city, trening


    Dane wyjazdu:
    35.77 km 20.00 km teren
    01:45 h 20.44 śr. prędk.
    V-max 31.20 km/h
  • Suma podjazdów 64 m
  • Kalorie 868 kcal
  • Temperatura 27.0 °C

    Kac MPK

    Niedziela, 28 maja 2017 | Komentarze 0

    Na kaca najlepsze jest piwo, okład z młodych piersi lub sok z kiszonej kapusty. Jako, że pod ręką miałem dziś tylko piwo, z pewnym żalem zdecydowałem się na opcję pierwszą (eh te cycki), ale dodałem tej konkurencji nieco kolorytu i wpierw postanowiłem skurczybyka wypocić w siodle, by potem w nagrodę przechylić złocistą ambrozję z oszronionej butelki. No taki plan, acz z pewnością miewałem lepsze. Pokręciłem się więc po dawno niewizytowanym MPK, o kacu zapomniałem już po kilku kilometrach, ale menda i tak przypomniała o sobie nieco później.

    Generalnie w MPK wszystko toczy się swoim torem. Nic się nie zmieniło i to jest akurat dobra wiadomość.


    W leśniczówce na Dakowie też bez zmian. Nadal mają dobre rogaliki i nieco gorsze piwo.

    I w końcu oaza, osiągnięta nieco wcześniej niż planowałem, ale przegrać z leżakiem, żarciem, piwem i lodami to jak wygrać. 


    Kategoria MPK


    Dane wyjazdu:
    30.76 km 0.00 km teren
    01:19 h 23.36 śr. prędk.
    V-max 32.00 km/h
  • Suma podjazdów 54 m
  • Kalorie 950 kcal
  • Temperatura 22.0 °C

    Saska Kępa

    Sobota, 27 maja 2017 | Komentarze 0

    Saska Kępa nigdy nie pęka. Chyba, że w szwach, tak jak na ten przykład dzisiaj. Święto Saskiej Kępy rok rocznie obchodzone hucznie przywołało dziś tysiące zombiaków (i roznegliżowane zombiaczki - palce lizać) z całej Warszawy, także i mnie, bowiem dałem się namówić na plenerowy koncert, dobra improwizowane ska, jazz i reggae, piwo też dobre i cycki w koło, więc było warto, mimo miliardów człowieków. A potem się pokręciłem jeszcze po mieście, wieczór na plus. Teraz wjeżdża wódka. Życie.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    36.62 km 0.00 km teren
    01:34 h 23.37 śr. prędk.
    V-max 32.00 km/h
  • Suma podjazdów 86 m
  • Kalorie 1127 kcal
  • Temperatura 21.0 °C

    Wieczorem

    Poniedziałek, 22 maja 2017 | Komentarze 0

    Wieczorne pląsy po moim skąpanym w waniliowym świetle mieście.
    Lubię to czynić.
    Bardzo.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    39.88 km 0.00 km teren
    01:37 h 24.67 śr. prędk.
    V-max 31.50 km/h
  • Suma podjazdów 40 m
  • Kalorie 1290 kcal
  • Temperatura 22.0 °C

    Black Hole Sun

    Czwartek, 18 maja 2017 | Komentarze 0

    Chris Cornell, bohater mojej nastoletniej młodości (starości zresztą również) zmarł dziś niespodziewanie w wieku 52 lat. Cios prosto w splot mojego serducha. Po pracy wgrałem więc do mojego mp3 trochę Soundgarden, trochę Temple Of The Dog, trochę Audioslave, założyłem słuchawki i wsiadłem na rower, by w promieniach zachodzącego słońca pożegnać wielką postać, tak jak starego przyjaciela. R.I.P.



    Dane wyjazdu:
    65.61 km 25.00 km teren
    03:13 h 20.40 śr. prędk.
    V-max 31.70 km/h
  • Suma podjazdów 124 m
  • Kalorie 1744 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Góry Chobockie

    Sobota, 13 maja 2017 | Komentarze 0

    Góry jak góry, lekko zaokrąglone, tak jak uda Salmy Hayek pagórki, ale jak na Mazowsze małe nie są. Najwyższe Chobockie "szczyty" mają po 140 metrów z hakiem, można się więc trochę spocić. Dowiedziałem się o nich zupełnym przypadkiem kilka tygodni temu latając po okolicach Mińska Maz. palcem po mapie szukając rowerowych inspiracji. Nic o nich nie wiedziałem, łącznie z ich istnieniem, w necie niewiele informacji, żadnych map, oznaczonych szlaków, ot, zielona plama na północ od Mińska, trochę zachęcających zdjęć i tyle. Ok, czyli coś dla mnie. Jadę.

    Brak oznaczonych szlaków pieszych i rowerowych ma w lasach swoje niezaprzeczalne plusy. Największy z nich to ten, że mało ludzi, dzielnych piechurów i rowerzystów zagląda do wewnątrz zielonej oazy. Przez prawie dwie godziny kręcenia się po lasach szukając swoich celów nie spotkałem nikogo. Ok, widziałem jednego lokalsa z psem, który uratował mi dupę i zdradził mi największy sekret o którym niżej. Ale poza tym, błogość, cisza, spokój i... piach.

    Ale z plusami jest też tak, że czasem przysłaniają nam minusy, a te też się dziś trafiły. Np. kilka razy się pogubiłem, zrobiłem bez sensu z 15 km chuj wie gdzie, acz nie, nie bez sensu, każdy kilometr w tych lasach miał sens. Odkryłem dzięki temu minusowi kilka fajnych miejsc, niestety złapałem też gumę. Opona jebnęła jak rakiety Putina w Donbas. Na szczęście miałem zapas, ale wymiana dętki na mokradłach po środku lasu w towarzystwie miliona latających małych brzęczących skurwysynów do komfortowych nie należała.

    Leśne drogi w Górach Chobockich uwielbiają się nagle urywać. Np tak. Ale to było akurat ładne urwanie, więc się nie skarżę.


    Jedno z ciekawszych odkryć. Jezioro, czy tam staw, czy tam wielka kałuża. Ładna. Dokładnie tu wypiłem sobie piwo. Bo miałem. Jedno, ale smakowało jak ambrozja.



    Główny cel wyprawy, którego nie było nigdzie na mapach, więc nie wiedziałem gdzie szukać, przez co trochę bez sensu naruchałem kaemów kręcąc się w koło i bijąc w czoło. A jak w akcie desperacji cofnąłem się do wsi Chobot, to nawet lokalsi nie wiedzieli co to i gdzie to. Na szczęście jedyna człowiecza istota jaką spotkałem w lesie wiedziała, że dawna kopalnia piasku znajduje się w okolicy i nawet wskazała mi to miejsce na mapie. Sam bym za chuja Wacława nie trafił. Szukałem zupełnie gdzie indziej. Ale uparłem się i chuj. Musiałem tu przyjechać, więc przyjechałem.


    Piaszczyste wydmy - pozostałość po nieczynnej kopalni godnie nawiązują do nazwy geograficznej "Góry Chobockie". Nawet są tu jakieś widoki, dupy nie urywają, ale też brzydko nie jest. Człowieków brak, można więc było w spokoju posiedzieć i nieco dychnąć. Jakby ktoś kiedyś szukał, to są od dupy strony, w zasadzie przy samej szosie na Pustelnik kilka km za Cięciwą po lewej stronie. Nie ma za co.