Dane wyjazdu:
44.46 km 2.00 km teren
01:47 h 24.93 śr. prędk.
V-max 32.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Świder, the freshmaker

    Wtorek, 5 sierpnia 2014 | Komentarze 0

    Nie Adriatyk, ani Bałtyk, nawet nie miejskie baseny, lecz Świder wybrałem sobie do ochłody. Raz, że blisko i tanio, dwa - mało ludzi, bo kto by się w małej rzeczce po jajka pluskał we wtorek przed południem, prócz dzieci i psów rzecz jasna. Brawo ja, za ten pomysł.


    Co prawda upał dziś jakby mniejszy, ale dzięki temu dało się jechać na rowerze i łapać w płuca jakieś powietrze.
     

    Czystość Świdra w akceptowalnej normie. W końcu kąpałem się w nim przez dwadzieścia lat - tradycja zobowiązuje.


    A oto moja plaża, prywatna, bynajmniej nie dla każdego, bo schowana w zaroślach. Ma się te swoje rewiry.
     




    Dane wyjazdu:
    41.53 km 0.00 km teren
    01:36 h 25.96 śr. prędk.
    V-max 36.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 28.0 °C

    Ścigany

    Poniedziałek, 28 lipca 2014 | Komentarze 5

    Wielkie, czarne, kłębiaste bydle z rodziny Cumulonimbusów złapało mnie znienacka, kiedy siedziałem ze spokojną głową, bynajmniej nie bujającą w obłokach, dwadzieścia km od domu. Gdy w końcu dostrzegłem za plecami tą czarną rozpacz, zaczął się nierówny wyścig z czasem. Przez 15 km napędzony burzowym podmuchem dzielnie odpierałem atak, ale na 5 km przed celem musiałem w końcu dać za wygraną i znaleźć suchą otulinę. Wato było jednak trochę zmoknąć, dawno nie widziałem tylu miss mokrych podkoszulek ;)

    Czarne bydle


    Schronienie




    Dane wyjazdu:
    42.44 km 0.00 km teren
    01:35 h 26.80 śr. prędk.
    V-max 38.69 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Pchamy, pchamy, pchamy

    Wtorek, 22 lipca 2014 | Komentarze 0

    "Wszyscy pchamy Rafała Majkę" zrobiło mi trzy dni temu dzień. Duet komentatorski Jaroński&Wyrzykowski jest moim ulubionym duetem zaraz po prawym i lewym cycku Salmy Hayek. Panowie zdecydowanie powinni komentować piłkę nożną, zwłaszcza w TVP, zamiast Szpaka i Jasiny. Nie musiałbym wyłączać głosu, a nawet bym go podkręcał. Może kiedyś... 

    Ich autorskie i jedyne w swoim rodzaju "pchamy, pchamy, pchamy" winno wejść do obiegowego języka jako określenie czegoś zajebistego, niepowtarzalnego i wyjątkowego, jak np. wygrany etap TdF przez Majkę właśnie. Dlatego też swój dzisiejszy wieczorny sprint, który zupełnie przez przypadek okazał się moim najlepszym tegorocznym tempem, nazwałem na cześć tercetu Majka/Jaroński/Wyrzykowski. Wszyscy pchali dziś mój ekhm... rower.

    Na półmetku było nawet lepiej niż dobrze. Dawno już nie przekroczyłem średniej 27 km/h. Zajebiście się jechało. Powrót trochę mi ją zepsuł, no bo już jednak pod wiatr, ale i tak śmignąłem dziś przez miasto niczym Majka właśnie. Supcio.




    Dane wyjazdu:
    50.12 km 30.00 km teren
    02:34 h 19.53 śr. prędk.
    V-max 35.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 31.0 °C

    W cieniu MPK

    Sobota, 19 lipca 2014 | Komentarze 0

    Trochę ciepło dziś, mózg pocił mi się już na sam widok wskaźnika temperatury i od razu przekazywał podświadomie informację, że najlepsze dla mnie jest dziś zimne piwko, najlepiej przyjmowane gdzieś nad wodą. Nie posłuchałem się go i wylazłem na rower w poszukiwaniu cienia, a tego najwięcej jest zawsze w lesie. Czyli wreszcie MPK. Wysuszone już z błotka, można więc atakować.

    Niestety jest też jedna ofiara dzisiejszego tripu. Ujebałem mocowanie do kamerki (R.I.P). Chciałem nagrać przejazd wzdłuż Mieni, bo od dawna to za mną chodziło, ale w połowie przejazdu musiałem przerwać. Nic to, pewnie następnym razem. Tak więc dziś tylko zdjęcia.
     
    Autentycznie rozważałem schłodzenie się w tej hmm... sadzawce. Zabrakło jedynie odwagi.


    Torfy są ok, ale tylko wtedy, kiedy nie trzeba po nich jeździć


    O dziwo, wszędzie odczuwalny brak komarów. Skurwiele chyba nie znoszą upałów.


    A tu wdepnąłem w niezłe bagno


    Pit stop na uzupełnienie płynów. Wszędzie notoryczny brak człowieków. Poumierali, wyjechali, czy zachlali?


    I tu też się nie kąpałem. Za to zakumplowałem się z rodziną ważek. Niestety nie chciały pozować do zdjęć.

    Kategoria MPK, las


    Dane wyjazdu:
    40.71 km 1.00 km teren
    01:45 h 23.26 śr. prędk.
    V-max 43.90 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 25.0 °C

    niewiara po warszawsku

    Niedziela, 13 lipca 2014 | Komentarze 0

    Po tradycyjnych weekendowych deszczach niespokojnych nagle nastał cud, z gatunku tych meteorologicznych. Wyszło słońce. Po prostu. Szok i niedowierzanie. Mieszkańcy stolicy nieśmiało wyszli ze swoich schronów, a niektórzy nawet, o zgrozo, wytrzeźwieli. Ja też tak z lekkim niedowierzaniem wyjrzałem przez okno, potem jeszcze raz i jeszcze. Nadal nie padało. Spojrzałem na rower i znów za okno... cóż, trzeba w końcu napocząć tego drugiego tysiaka.

    Warszawiacy na mieście jednak nadal nie wierzą, dlatego baseny nad Wisłą świecą szokiem 


    Na stołecznych plażingach jacyś ludzie już siedzą, ale generalnie oni też nie wierzą


    O, i tu też sami niewierzący


    Nad gocławskim "Balatonem" Mieczysław również nie wierzy... że te bloki tu wybudowali. Kiedyś ich przecież nie było


    Ja tak jeżdżąc po Warszawie też czasem nie wierzę. Np. tu. Nie wierzę, że powstają u nas takie pasy dla rowerów


    "Bo już w nic nie wierzę" - Adaś Miauczyński.
    Też Warszawiak.
     
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    42.36 km 1.00 km teren
    01:38 h 25.93 śr. prędk.
    V-max 36.94 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Blitzkrieg

    Wtorek, 8 lipca 2014 | Komentarze 0

    Ponownie szybkie czterdzieści po pracy, co w tym upale, mimo, że wieczornym, było nieco większym wyzwaniem niż zwykle. Ponadto śpieszyłem się na pierwszy półfinał, w którym, zanim zdążyłem dojść do siebie po tym lejącym się ze mnie wodospadzie, było już pozamiatane. Szkopy po 25 minutach gry mieli już finał w garści. Totalny, epicki blitzkrieg. A dziś imieniny Adolfa... Przypadek? 





    Dane wyjazdu:
    45.92 km 0.00 km teren
    01:54 h 24.17 śr. prędk.
    V-max 44.76 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Jestę spotterę

    Sobota, 5 lipca 2014 | Komentarze 0

    A na lotnisko sobie pojechałem, od tak pofocić lądujące maszyny, dawno nie byłem. Skierowałem się na chyba najpopularniejsze wśród lotniskowych spotterów miejsce obserwacyjne, tzw. "górkę" przy Alei Krakowskiej, skąd widać lądowania na pasie nr 11. Sporo ludzi i cykaczy, 40 minut czatowania, jakieś 6-7 samolotów zestrzelone, tym razem niestety bez inżynieryjnych rarytasów. Muszę postudiować plany lądowań i podjechać kiedyś raz jeszcze, by przyłapać naprawdę grube ryby, 767, czy 787.

       















    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    40.88 km 0.00 km teren
    01:35 h 25.82 śr. prędk.
    V-max 33.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    flak is fuck

    Czwartek, 3 lipca 2014 | Komentarze 0

    Miało być tradycyjne i wieczorne szybkie czterdzieści po pracy i w sumie było. Klasycznie, bez plecaka, bidonu, tylko rower, ja... i jebana dziura, przed którą niestety nie udało mi się uciec. Tzn. przodem jeszcze mi się udało, lecz tył dał się zaskoczyć i poległ przy dużej prędkości. Sekundę później zostałem bez powietrza, które po angielsku ulotniło się w nieznanym mi kierunku. To już druga guma w tym sezonie. Niepokojące. Czas chyba na nowe gumy. Szczęście w nieszczęściu, było to już na powrocie, tylko 2 km od domu. Ogólnie więc bez dramatu.



    Dane wyjazdu:
    36.20 km 0.00 km teren
    01:27 h 24.97 śr. prędk.
    V-max 33.97 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    chuj, dupa i kamieni kupa

    Niedziela, 29 czerwca 2014 | Komentarze 0

    Do dupy był ten czerwiec. Plany były ambitne, wywiady miały być, a skończyło się na kamieniach kupa. Dziś chciałem rozpaczliwie ratować honor miesiąca, ale ciężko jest, kiedy walczy się zarówno z kacem, burzą i wiatrem jednocześnie. Ostatecznie przegrałem tą nierówną walkę. Czerwiec - ssij.  

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    74.34 km 30.00 km teren
    03:30 h 21.24 śr. prędk.
    V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Szlakiem Borów Nadwiślańskich

    Czwartek, 19 czerwca 2014 | Komentarze 0

    To był dobry dzień, właściwie to z czterech powodów. Raz, że wolny od pracy, dwa, z powodu politycznego i spektakularnego samobójstwa Tuska, trzy, z powodu całkiem sympatycznej trasy na rower jaką sobie obmyśliłem, no i cztery... dzień się jeszcze nie skończył;)

    Ale do rzeczy.
    Miałem dziś jechać do Kazimierza Dolnego. Sam. W sumie trzy dni, z namiotem i objazdówką okolic, ale jak zwykle nie wyszło. W ramach pucharu pocieszenia podjechałem sobie pociągiem do Garwolina, skąd malowniczym szlakiem Borów Nadwiślańskich wróciłem sobie przez Lasy Garwolińskie, Osieckie, Celestynowskie i Otwockie do domu.

    Stacja Garwolin, istne kuriozum. Istnieje tak jak i nasze państwo, tylko teoretycznie. Peron oddalony od miasta o 5 km, bo kiedyś rolnicy tak zarządzili. Ponoć mieszkańcy Garwolina i tak z niego nie korzystają i wolą jeździć na pociąg do oddalonej o 10 km Pilawy. W sumie logiczne.


    Kilometr dalej i już las. Niebieski szlak, raczej średnio oznakowany, dwa, trzy razy go zgubiłem i musiałem improwizować z mapą, ale ogólnie bez dramatów. Wpływ piachu na odczuwanie przyjemności z jazdy: momentami duży. Mam też od dziś kosę z osami. Pewnie to przez ten czerwony trykot jak dziś przywdziałem.


    W Puszczy Osieckiej, mniej więcej w w połowie drogi między Starą Hutą a Łucznicą, znajduje się mogiła kryjąca czterdziestu sześciu straconych tu powstańców styczniowych w 1863 roku. Oddałem im cześć i chwałę i powiedziałem, że u nas burdel w zasadzie jest taki sam jak wtedy.


    W Łucznicy znajduje się ładnie zachowany dwór Potockich, który został wybudowany przez nich w roku 1840 jako dwór myśliwski dla służby leśnej klucza osieckiego. Od 1986 roku ma tu swoją siedzibę Akademia "Łucznica" - Ośrodek szkoleniowy w którym prowadzone są kursy rękodzieła artystycznego. Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany i pojechałem dalej.  


    Przedzierając się przez rozległą polanę za wsią Górki, moim oczom na linii horyzontu ukazały się, niczym wielki żaglowiec, dwie wieże pięknego neogotyckiego kościoła w Osiecku.


    Wybudowany w latach 1902-1908, obecnie mieści się tu parafia Św.Apostołów Andrzeja i Bartłomieja. Akurat wszyscy byli na procesji, więc skorzystałem z okazji i przyjrzałem mu się z bliska, właściwie niepokojony przez nikogo. Mam słabość do gotyckich obiektów sakralnych. Ten konkretny ulokowany w sympatycznym Osiecku, muszę przyznać, jest jednym z ładniejszych na ziemi mazowieckiej.


    A to gdzieś już przed Celestynowem. Nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się z tapetą Windowsa. Więc zjadłem kanapkę.


    Ostatni wartościowy pstryk tego dnia to sympatyczny i malowniczy staw, którego odwiedziłem już bodaj po raz trzeci i bynajmniej nie ostatni. Wieś Regut.


    I to w zasadzie tyle. Cały czas jechałem pod wiatr, w różnych konfiguracjach, więc nie powiem, trochę mi się padło na końcowych kilometrach, dlatego też w Otwocku wybrałem asfalt i najkrótszą drogę do domu.
    No to psss, piwo w nagrodę za dobrze spędzony dzień na powietrzu.
    Houk.