Dane wyjazdu:
46.39 km 20.00 km teren
02:35 h 17.96 śr. prędk.
V-max 31.60 km/h
  • Suma podjazdów 108 m
  • Kalorie 1124 kcal
  • Temperatura 30.0 °C

    plażing smażing drinking

    Czwartek, 31 maja 2018 | Komentarze 0

    Ło Panie, ale żeś dziś dowalił Celsjuszem. Chwała ci tam na wysokości. Gdybym był kukurydzą to bym się sprażył, a na moich plecach można było dziś smażyć jajka. Nie mogło być inaczej, ten wolny dzień od wszystkiego trzeba było uczcić jakimś plażingiem, zimnymi piwkami i wodą do ochłody. Dlatego w kilka osób wybralismy się rowerami na fajną i małą plażę za miasto. Fajna, bo płatna i mało znana, przez co brak było dzikich tłumów, grillów oraz najebanych Januszów i Grażyn. Fajny dzień. Maj, byłeś zajebisty. Czerwiec - nie spierdol tego.





    Dane wyjazdu:
    64.88 km 5.00 km teren
    02:57 h 21.99 śr. prędk.
    V-max 42.00 km/h
  • Suma podjazdów 200 m
  • Kalorie 1922 kcal
  • Temperatura 25.0 °C

    Korona Warszawy

    Niedziela, 27 maja 2018 | Komentarze 0

    W życiu każdego mężczyny przychodzi czasem taki dzień, w którym postanawia zrobić coś zupełnie bezsensownego, a jednocześnie wielkiego na tyle, by się tym faktem szczycić przed kumplami przy piwie. Co prawda zdarza mi się to nader często, ale w tym tygodniu po raz pierwszy, więc chyba warto szepnąc o tym kilka akapitów. Otóż korzystając z wolnej niedzieli w której w końcu nikt nie truł mi dupy, nie musiałem jechać dziś ani na zakupy, ani na lody, ani na działkę, czy grilla, nie musiałem też iśc spać, żeby odpocząć po weekendowych bachanaliach, postanowiłem więc zrobić z tym dniem coś nieco bardziej treściwego.

    Wsiadłem na rower i zdobyłem Koronę Warszawy. Tak właśnie.

    Korona, czyli wjechałem na wszystkie najbardziej liczące się szczyty (hehe) Warszawy. Może nasza stolica nie jest zbyt górzysta, powiedziałbym wręcz, że zupełnie nie jest, nie można ją nawet nazwać umiarkowanie pagórkowatą, niemniej kilkoma sensownymi z punktu widzenia nizin podjazdami możemy się tutaj pochwalić. Odważniejsi ode mnie, którzy już nawet zdobyli Koronę Warszawy o zgrozo - zimą - i to bez poręczowania oraz strat ludzkich, ustalili, że w jej skład wchodzą następujące szczyty: Kopiec Powstania Warszawskiego (121 m. n.p.m), Wzgórze Trzech Szczytów, lub po prostu Górka Kazurka (134 m. n.p.m.), Kopa Cwila (117 m. n.p.m.), Góra Szczęśliwicka (152 m. n.p.m.), Kopiec Moczydłowski (131 m. n.p.m.) oraz Gnojna Góra (ok. 101 m.n.p.m.).

    Brzmi niezwykle groźnie, ale ja lubię podejmować ekstremalne ryzyko. Przygotowywałem się więc intensywnie przez kilka miesięcy, zaliczyłem obozy kondycyjne w Tatrach a nawet odległej Szkocji, cóż, tu nie ma miejsca na prowizorkę i lekceważenie misji. Tak więc nastał w końcu ten dzień, pogoda dopisała, na wszystkich szczytach panowały dobre warunki, była świetna widoczność, oraz brak oblodzeń i śniegu, zdecydowałem się wieć we wszystkich przypadkach na najtrudniejsze wjazdy wytyczone przez wybitnych górskich piechurów.

    1. Na pierwszy podjazd wybrałem Kopiec Powstania Warszawskiego (121 m), mój ulubiony, z różnych względów, głównie historycznych. Na górę mozna się dostać dwiema drogami. Albo schodkami alejką Godziny "W" (pedałówa), lub bardziej hardkorowo ścieżką prowadzącą wokół kopca, którą oczywiście dostałem się na szczyt skąd rozpościerał się wspaniały widok na ekhm, bloki.



    2. Z Kopca PW udałem się na warszawski Ursynów, gdzie znajdują się kolejne dwa wysokie szczyty, ale po drodze pokonałem podjazd Agrykola, który może nie spełnia standardów "góry", ale według mnie powinna również być częścią składową warszawskiej Korony. Średnie nachylenie wynosi tu bowiem 5,2%, a deniwelacja ok. 26 m. Lepiej niż niektóre inne górki z tego zestawienia. Pstryk.


    3. Kolejne wyzwanie. Wzgórze Trzech Szczytów bardziej znany jest jako Górka Kazurka (134 m.). Złożony jest z trzech wierzchołków, na których miejscowi beemixiarze zbudowali sobie tor, nie wiem po co, może żeby się spektakularnie połamać. Można ty wjechać kilkoma szlakami prowadzącymi na najwyższe wzniesienie, ja wybrałem chyba najtrudniejszy, tym bardziej wypinam teraz swą pierś do orderów.



    4. Niedaleko stąd znajduje się Kopa Cwila (117 m). Na pomysł usypania tej sztucznej górki z ziemi z okolicznych wykopów pod budowę bloków i dróg w latach 70 wpadł inż. Henryk Cwil, główny inspektor w Stołecznej Dyrekcji Inwestycji Spółdzielczych. W nagrodę dziś wielu górskich piechurów i warszawskich alpinistów wspina się na Cwila właśnie. Nie mogło więc i mnie dziś tutaj zabraknąć.



    5. Przede mną najtrudniejsze wyzwanie. Największy i najbardziej ekstremalny warszawski szczyt - Góra Szczęśliwicka (152 m). Legendy głoszą, że póbując zdobyć jego wierzchołek zginęło już setki śmiałków. Podszedłem więc do tego zadania niezwykle poważnie. Niestety ze względu na zainstalowane na jego zboczach ośrodka narciarskiego nie jest możliwe zdobycie najwyższego punktu. Postawili ogrodzenie i powiedzieli, żeby pocałować ich w trąbkę. Wiem, smutne w chuj, musiałem więc się zadowolić wysokością ok 130m. Wyżej się nie dało niestety. Butle z tlenem jakie ze sobą miałem wykorzystam więc innym razem.



    6. Teraz to już z górki, acz jeszcze trochę pod górę. Następny cel. Kopiec Moczydłowski (131 m) w północnej części miasta. Niby wygląda niegroźnie, ale musiałem rozłożyć aż trzy obozy zanim wdrapałem się na sam szczyt. Uff, udało się.



    7. No i last but not least, wisienka na torcie mojej wyprawy, acz zasadniczo to nie wiem czemu Gnojna Góra znajduje się w Koronie, ale skoro już tu jest, to trzeba się wdrapać. Można albo od dupy strony przez Rynek Starego Miasta (pedałówa), albo schodkami (pedałówa 2.0) albo kocimi łbami prowadzącymi na Zamek Królewski. Oczywiście skorzystałem z rozwiązania numer trzy. Trochę mną wytrzęsło, ale udało się, ekstremalnie wykończony i resztkiem sił wjechałem na ostatni szczyt, misja zakończona sukcesem, brawo ja!



    Na dole czekały już na mnie szampany, roznegliżowane niewiasty, oraz dziennikarze z radia i telewizji, nawet zagraniczni. Radości nie było końca. Ktoś wziął ode mnie autograf, ktoś inny zrobił ze mną selfie, sam już nie ogarniałem, byłem skrajnie wyczerpany, ale jednak bardzo szczęśliwy. Podobno moje nazwisko pojawi się niebawem na Wikipedii, nie wiem tylko pod jakim hasłem, ale to nie ważne, nie o to nie o to, liczy się to, że to zrobiłem, na przekór wielu przeciwnościom, dałem radę! W tym też miejscu pragnę podziękować moim sponsorom bez których nie byłoby to wszystko możliwe. Dziękuję producentowi bananów Chiquita, jakiejś piekarni za bułki, Oshee za napoje izotoniczne, oraz Grupie Żywiec za napoje piwopodobne. Dzięki! 
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    41.28 km 0.00 km teren
    01:36 h 25.80 śr. prędk.
    V-max 32.90 km/h
  • Suma podjazdów 52 m
  • Kalorie 1348 kcal
  • Temperatura 22.0 °C

    Rycząc i sapiąc

    Czwartek, 24 maja 2018 | Komentarze 0

    Jak to w tygodniu pracy, zachodzi czasem konieczność wypalenia z organizmu nadmiaru korpo wkurwu i korpo złości. Lubię to robić, najlepiej rycząc i sapiąc na mojej ulubionej 40-kilometrowej wieczornej pętelce na której rządzi tylko jedno hasło: Ogień! Czasem też da się zauważyć na trasie fajne cycki na rowerze, rolkach, czy też swobodnie podskakujące podczas joggingu. No same plusy.




    Dane wyjazdu:
    40.16 km 25.00 km teren
    01:58 h 20.42 śr. prędk.
    V-max 30.20 km/h
  • Suma podjazdów 76 m
  • Kalorie 1020 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Poligonowo i brak czasowo

    Niedziela, 20 maja 2018 | Komentarze 0

    Znów trochę ostatnio choruję na chroniczny brak czasu po godzinach, przez co brakuje mi chwili na pierdoły, choćby na rower, ale w niedzielny poranek udało mi się tak między trzęsieniem ziemi a powodzią znaleźć dwie godzinki względnego spokoju i ciszy na morzu, które spożyktowałem na zrobienie szybkiej pętelki po sąsiednim rembertowskim poligonie, na którym powoli zaczynam czuć się jak śliwka w kompocie. Niby nic, a cieszy.






    Dane wyjazdu:
    35.53 km 3.00 km teren
    01:47 h 19.92 śr. prędk.
    V-max 30.30 km/h
  • Suma podjazdów 40 m
  • Kalorie 880 kcal
  • Temperatura 25.0 °C

    Łyk alpaki

    Sobota, 12 maja 2018 | Komentarze 0

    Wiele już dziwnych zjawisk animalistycznych doświadczyły moje oczy w Warszawie. Na ten przykład widziałem już na ulicach miasta dziki, sarny, konie, jeże, kuny, kurwa łosie, nawet świnie, czy tam guźce na smyczy w parku, ale dzisiejsze zetknięcie się z ekscentryczną zwierzyną nad Wisłą mnie, przyznaję, nieco osłupiło. Leżymy se z kapo na kocyku nad Wisłą i wystawiamy na działanie promieniowania słonecznego nasze rozneglizowane kończyny, a tu jak gdyby nigdy nic sobie przechodzi obok nas orszak południowoamerykańskich alpak na smyczach uwiązanych do prowadzących ich ludzi. Ja pierdolę. Serio. Przeszli i poszli. Jakiś mieszaniec Azor aż zaniemówił. Stał tak w bezruchu ze cztery minuty i wlepiał swoje zszokowane ślipa w oddalające się stworzenia, taki to był epicki performance. Mogę więc już chyba śmiało napisać, że widziałem w tym mieście prawie wszystko.


    Ale poza tym to dziś był typowy nadwiślański chill out i takie tam





    Dane wyjazdu:
    40.64 km 0.00 km teren
    01:37 h 25.14 śr. prędk.
    V-max 32.10 km/h
  • Suma podjazdów 45 m
  • Kalorie 1318 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    Rycząca 40 łelkam tu

    Czwartek, 10 maja 2018 | Komentarze 0

    Wracam po małym urlopie do żywych oraz zupełnie przy okazji do upałów, od których nieco się odzwyczaiłem. Przez ostatni tydzień opętany byłem trzema do dziesięciu kreskami Celsjusza, a także deszczem, śniegiem, wiatrem, wilki jakieś. Dziwnie tak wrócić do Polski z takiej pogodowej krucjaty i odnieść wrażenie, że się trafiło na jakąś szerokość geograficzną włoską, a nawet egipską. Panieko wiosenko, w tym roku tyś jesteś jak złoto. No ale było minęło, trzeba nadrobić zaległości. Na przeproszenie się z rowerem pierwsza rycząca czterdziestka w tym roku. 40 km na mojej wieczornej pętli, na szybko i na lekko. Tempo bardzo dobre, wreszcie nie ma siary, zadowolonym bardzo. Dziś bez foteczki. Dobranoc.

    Dane wyjazdu:
    40.62 km 4.00 km teren
    02:15 h 18.05 śr. prędk.
    V-max 29.50 km/h
  • Suma podjazdów 44 m
  • Kalorie 1012 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    Świder

    Niedziela, 29 kwietnia 2018 | Komentarze 2

    Majówkowy zawrót głowy napoczęty. Tablica na fejsie zawalona zdjęciami a to z działek, a to wyjazdów w góry, na Mazury, czy zagranicę, na co piątym foto grill, piwko, kocyk i wódeczka, że aż ślinka leci. Moja majówka zaczyna się dopiero we wtorek, ale za to potrwa kilka dni dłużej, no ale póki co jest niedziela, dzień lenia. Pojechaliśmy z moim kapo dychnąć nad Świder. Kocyk, piwko, moczenie nóg w wodzie, a na powrocie pierwsza w tym roku spierdolka przed burzą, przystanek na pizzę i kolejne piwo. Spoko dzień.





    Dane wyjazdu:
    40.12 km 28.00 km teren
    02:01 h 19.89 śr. prędk.
    V-max 27.50 km/h
  • Suma podjazdów 72 m
  • Kalorie 965 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Poligon

    Niedziela, 22 kwietnia 2018 | Komentarze 0

    Do czterech razy sztuka. Dopiero za czwarym razem miałem okazję wyjść na rower tak jak najbardziej lubię, czyli sam, bez zbędnego balastu, hamulcowych i towarzystwa, które jest owszem klawe i sympatyczne, ale nie oszukujmy się, najepiej czuję się jednak w swoim towarzystwie, gdzie jestem ograniczony jedynie własną fantazją, i to z tych bardziej ułańskich. No więc wstałem dziś rano, wyjrzałem za okno i już wiedziałem, że to będzie dobry dzień. Okno czasowe miałem niezbyt długie, więc musiało być intensywnie, ciężko, ale jednocześnie blisko i krótko. MPK już był, no to teraz kolej na Poligon, czyli Lasy Rembertowsko-Okuniewskie, do których mam rzut beretem, a które ciągle skrywają przede mną wiele tajemnic. Głównie dlatego, że jedynimi oznaczonymi trasami na tym rozległym terenie to drogi pożarowe i czołgowe, a dalej rządzi już tylko improwizacja. Mniam.

    Na początek Bagno Jacka. Bagno jest, ale Jacka nigdzie nie zastałem.


    Lubię żyć na krawędzi.


    Dolina Długiej i przeprawa czołgowo-rowerowo-kąpieliskowa przez Długą właśnie. Dobre miejsce, żeby zjeść sobie banana, lub napić się piwa. Albo jedno i drugie.


    Na powrocie musiałem odwiedzić Mokry Ług, gdyż ponieważ, lubię sobie tutaj posiedzieć oraz podumać nad sensem istnienia Hurtnicy pospolitej, znaczy się mrówki czarnej.

    Kategoria las


    Dane wyjazdu:
    50.61 km 8.00 km teren
    02:36 h 19.47 śr. prędk.
    V-max 33.00 km/h
  • Suma podjazdów 62 m
  • Kalorie 1321 kcal
  • Temperatura 22.0 °C

    Plażing

    Sobota, 21 kwietnia 2018 | Komentarze 0

    Plażing w kwietniu? Łaj not. Rok temu o tej porze było ledwie 5 stopni, w nocy przymrozki, a teraz jeszcze się kwiecień nie skończył, a ja już zapomniałem co to deszcz i zimowa kurtka. Celsjuszu, nie spierdol tego, acz widzę, że majówkę jednak zapowiadasz klasycznie - zimno i mokro. Dobrze, że będę wtedy daleko. Ale póki co jestem tu, znaczy się nad Wisłą i pojechałem z konkubiną na chyba najlepszą plażę w Warszawie, która znajduje się pod Warszawą, logiczne. Mowa o Rezerwacie Wysp Świderskich, gdzie w sąsiedztwie Ciszycy znajduje się plażowy raj, kilkusetmetrowa linia brzegowa z Wisłą. Złoty, czysty piasek i stosunkowo mało ludzi, no bo nie każdemu chce się tu dojechać, a i nie każdy wie, i całe szczęście.

    Piasku i wydm pod dostatkiem. Prawie jak nad Bałtykiem. Brakuje tylko morza, parawanów, wrzeszczących bachorów i automatów typu bokser.




    Spaleni słońcem vol. 1



    Dane wyjazdu:
    56.45 km 34.00 km teren
    03:02 h 18.61 śr. prędk.
    V-max 34.20 km/h
  • Suma podjazdów 87 m
  • Kalorie 1209 kcal
  • Temperatura 21.0 °C

    Pierwsze

    Niedziela, 8 kwietnia 2018 | Komentarze 0

    Dzisiejszy dzień sponsorowało słowo "pierwsze". Pierwsze w tym roku "na krótko", pierwsze promienie słońca z serii tych opalających, pierwsze MPK, pierwsza Mienia, pierwsze 50 km, pierwsze bajkowanie z ziomkiem, pierwsze piwero na trasie (no dobra, drugie), pierwsze kilometry w nowym, pachnącym jeszcze nowością siodle i pierwszy prawdziwy banan na ryju. Klawo jak cholera. Odtąd już nic nie będzie takie samo.

    MPK jeszcze taki trochę przymulony, mało zielony i porośnięty przez co kapitalnie przejezdny.
     

    Nieopodal wykarczowane milion drzew pod południową obwodnicę S7 i jest lekki zgryz. Z punktu widzenia auta - zajebiście, z punktu widzenia roweru - już trochę mniej. Zamknąłem więc oczy i pojechałem dalej.


    Panienka Mienia za to piękna jak zawsze. Dzika, seksowna, porwista i bezczelna do bólu. Kobieta ideał.



    Na deser po wyjechaniu z MPK pojechałem jeszcze na chwilkę do Parku Skaryszewskiego, tak trochę zupełnie bez sensu i żeby poleżeć na trawie, ale widoki były klawe i też tak jakby pierwsze w tym roku.
     
    Kategoria MPK, las, city