Wpisy archiwalne w kategorii

city

Dystans całkowity:6936.26 km (w terenie 341.00 km; 4.92%)
Czas w ruchu:295:12
Średnia prędkość:23.50 km/h
Maksymalna prędkość:52.50 km/h
Suma podjazdów:2128 m
Suma kalorii:34469 kcal
Liczba aktywności:171
Średnio na aktywność:40.56 km i 1h 43m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
39.69 km 0.00 km teren
01:38 h 24.30 śr. prędk.
V-max 31.71 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 16.0 °C

    Cierpienia młodego Wertera

    Czwartek, 19 maja 2016 | Komentarze 2

    Jeśli kiedyś zginę przedwcześnie w wypadku, a zginę na pewno, to będzie to śmierć na rowerze. Oczywiście przez kobietę. Przecież to się pochlastać można. No np. dziś, wieczornym poprackowym pląsem ryczącą czterdziechę sobie zapodałem i na powrocie wszedłem w kurs równoległy do jakiegoś wyjątkowo apetycznego kobiecego zadka bosko gibiącego się na wąskim siodle, za którym gotów byłem jechać choćby i do Radomia. Na moje szczęście w nieszczęściu ów apetyczny zadek do Radomia nie jechał. Albo te, no, wieczorne rollkarki. Wybaczam im nawet to, że całą szerokością ścieżek wachlują tymi swoimi długimi nogami. No ale jak one wachlują... To cud, serio, cud wielki jak dług publiczny brutto, że się jeszcze przez te wszystkie lata nie roztrzaskałem na jakieś latarni, tudzież drzewie, acz kilka razy było blisko. Eh, cierpienia młodego Wertera, level pińcet. Trzeba żyć, jakoś, byle jak. I tyle.

    Dane wyjazdu:
    39.46 km 0.00 km teren
    01:37 h 24.41 śr. prędk.
    V-max 36.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 23.0 °C

    Constans

    Wtorek, 10 maja 2016 | Komentarze 0

    Pierwsza "rycząca czterdziestka" w tym roku. Powiem szczerze, że trochę mi już brakowało widoku paralotniarzy na tle zachodzącego słońca gdzieś nad polem rzepakowym w Powsinie. Cykałem im już dziesiątki zdjęć i cholera jasna, znów nie mogłem się powstrzymać. Są trochę jak latarnia morska, constans i bydło w Warsaw Shore. Zawsze w tym samym miejscu, pewne i niezmienne. A ja lubię stabilność.



    A to drugi mój constans. Cyk vol. pińcet. Zmieniają się tylko wieżowce. Romantyzm OFF.



    Dane wyjazdu:
    42.15 km 2.00 km teren
    01:51 h 22.78 śr. prędk.
    V-max 41.13 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    Maraton sraton

    Sobota, 23 kwietnia 2016 | Komentarze 1

    Jutro zaczyna się sezon na zamykanie połowy miasta w weekendy i wkurwianie mieszkańców, czyli biegnie Maraton Warszawski. W zasadzie nic nie mam do biegaczy, sam trochę biegam, ostatnio nawet więcej niż jeżdżę na rowerze, ale lubię to robić sam, po lesie, z dala od zgiełku miasta. Wszelkie maratony, półmaratony, biegi na 10, 5, kilometr w dużych skupiskach ludzkich gdzieś po centrum miast, to dla mnie wyższy poziom absurdu i niedorzeczności. Ok, raz, pięć razy w roku, ale w Warszawie w sezonie letnim nie ma tygodnia, żeby gdzieś nie biegali i w związku z tym nie zamykali ulic. A jak dodamy do tego te durne masy krytyczne i rollkarzy, to ta biedna i tak już wiecznie zakorkowana Warszawa, właściwie może sobie już tylko podciąć żyły z tej bezsilności.

    No ale idzie przywyknąć. Dziś tak wychodząc ze swoim Radkiem z domu na małe czterdzieści nie miałem konkretnego celu, po prostu wsiadłem na niego i pojechałem tam, gdzie mnie wiatr poniósł. A poniósł mnie m.in. na start jutrzejszego maratonu, gdzie trwały gorączkowe prace z ustawianiem band reklamowych, barierek blokujących miasto i innych oznaczeń. Nawet naszła mnie przez moment myśl, co by se przejechać całą jutrzejszą trasę biegu na rowerze, ale na szczęście w tejże samej sekundzie, gdy mnie ta myśl naszła, oddaliła się w nieznanym mi kierunku wraz z głupkowatym wyrazem twarzy. Niemniej jak wróciłem do domu, to się okazało, że na zegarze widnieją 42 maratońskie kaemy, ale, jak słowo daję, to jeno przypadek.

     

    Pokręciłem się po północnych rewirach miasta i przy okazji odwiedziłem nowy, epicki mural, który stał się jednocześnie moim ulubionym w Warszawie. Mural poświęcony dwóm moim nieodżałowanym idolom, hulakom, bawidamkom, pijakom, a przy zupełnej okazji także aktorom, a nawet poetom i wieszczom - Jankowi Himilsbachowi i Zdziśkowi Maklakiewiczowi. Oddałem im hołd, cykłem fotencję i pojechałem dalej szukać błogiego powiewu wiatru w dupę. (Oczywiście nie znalazłem - w tym mieście zawsze wieje ci w ryj).

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    45.04 km 1.00 km teren
    01:56 h 23.30 śr. prędk.
    V-max 36.94 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 18.0 °C

    na krótko

    Niedziela, 17 kwietnia 2016 | Komentarze 0

    Krótkie szorty wróciły do łask. Wreszcie. Moje giry to tam nic specjalnego, ale odsłonięte uda biegaczek, rolkarek i rowerzystek... no cud miód i orzeszki. I właściwie to ja tylko tyle chciałem na dziś.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    40.78 km 2.00 km teren
    01:47 h 22.87 śr. prędk.
    V-max 39.02 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    10 000

    Niedziela, 3 kwietnia 2016 | Komentarze 1

    18 dni, 11 godzin i około 30 minut potrzebowałem, żeby ze średnią prędkością 22,54 km/h przejechać z Warszawy do mniej więcej Panamy w Ameryce Środkowej, czyli dokładnie 10 000 km w linii prostej. Tabum tss. Dziesięciotysięczny kilometr na Bikestats uczciłem... nijak, bo zapomniałem. Dopiero w domu po powrocie sobie przypomniałem, stąd z tej okazji piję właśnie zimne piwko do monitora. A nieco wcześniej, gdzieś pomiędzy 9 970 a 10 010 kilometrem kręciłem się trochę po mieście i zmagałem z wiatrem oraz z durnymi ludźmi chcącymi popełnić samobójstwo włażąc mi pod rower. Standard.

    I tak np. odwiedziłem nowy zbiornik wodny w Warszawie. Zwie się on Zalew Bardowskiego i powstał w ubiegłym roku ze sztucznego spiętrzenia wód Kanału Bródnowskiego. Znajduje się na Targówku Fabrycznym, czyli wizualny i patologiczny dramat. W lecie spodziewam się tu niezłego zoo, mordobicia i rzeźni, stąd pojawiłem się tu dziś, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem sezonu na "wypierdalaj kurwa chuju jebany". Wrażenia w sumie pozytywne. Co prawda to mały zbiornik, z chujowym dojazdem, ale pachnie nowością i wszystko jest jeszcze ładne (najdalej we wrześniu będzie już zdewastowane). Chodniczki, pomosty, latarnie, kamery, duża piaszczysta plaża po drugiej stronie i pokraczna wieża widokowa, albo dla samobójców, sam nie wiem, myślę, że autor tego projektu również. Brakuje tylko ławek, cycków i życia. Acz te pojawi się pewnie już za kilka tygodni. Cycki mam nadzieję, że również.



    Niema to tamto. Inspiracja rodem z wieży Burj Al Arab w Dubaju;)


    O, miejscowa patologia już zaznaczyła swój teren. Pozdro dla Agi :D


    "Sezon grillowy rozpoczęty". Mogę się założyć, że właśnie tymi słowami odznaczyli się na fejsbuku.


    Potem trochę Prażki, centrumki i Wisły, by na koniec zahaczyć o Port Czerniakowski, który wzbogacił się o kolejne zajebiste barki mieszkalne. Zazdrość, level master.



    A to jakieś nowe Miejsce. Dosłownie i w przenośni. Gastronomia na barce. Klawy pomysł.


    Sezon rozpoczęli także wakeboardziści. Na poniższym zdjęciu wakeboardzista krzyczy właśnie do operatora wyciągu: "Zwoooolnij kuuurwa!!!", ale ten nie zwolnił. 



    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    37.23 km 0.00 km teren
    01:36 h 23.27 śr. prędk.
    V-max 35.23 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    Pchany poniedziałek

    Poniedziałek, 28 marca 2016 | Komentarze 0

    W całym kraju się zaczęło. Miliony ludzi w kraju nad Wisłą mając już dość świątecznego stołu, jajek w majonezie i sałatek jarzynowych z pasztetem, poszli za głosem natury, która to postanowiła wynagrodzić nam wielomiesięczne marznięcie w tej nieludzkiej szerokości geograficznej i wraz ze wzrostem temperatury zameldowali się na swoich wyglancowanych rowerach, rolkach i hulajnogach na lokalnym łez padole. Jako niedzielny bajker rzecz jasna nie mogłem ominąć takiej okazji i również postanowiłem rozpocząć sezon właśnie w ten lany, znaczy się pchany poniedziałek. Słoneczko przygrzało, wiaterek powiał w plecki (gorzej na powrocie), zardzewiałe kości rozprostowały nogi, no żyć nie umierać. 

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    42.76 km 2.00 km teren
    01:45 h 24.43 śr. prędk.
    V-max 32.52 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 23.0 °C

    Jesień, ty mendo

    Środa, 23 września 2015 | Komentarze 1

    Wpadł mi w sidła mały urlop, akurat kiedy pół Polski świętuje 9 minut z Lewandow5kim, a drugie pół (w tym ja) przeklina Kopaczową za wczorajsze zdradzenie naszych sojuszników z Grupy Wyszehradzkiej i upadnięcie na kolana przed Berlinem. W całym tym rozgardiaszu umknął fakt, że właśnie skończyło się astronomiczne lato i zaczął sezon na "kurwa, ale piździ". Ale na szczęście dziś jeszcze było na opak, czyli ładnie i ciepło, dlatego odkurzyłem rower i pojechałem do lasu, by jeszcze trochę oszukać kalendarz i poudawać lato.



    Kategoria city, las


    Dane wyjazdu:
    40.25 km 0.00 km teren
    01:35 h 25.42 śr. prędk.
    V-max 37.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Prawdopodobnie

    Wtorek, 1 września 2015 | Komentarze 6

    Prawdopodobnie był to ostatni tak upalny dzień w roku. Symptomatyczne, wypadł on w rocznicę wybuchu II WŚ, początek roku szkolnego i przy okazji też sezonu knajpianego. Dzisiejszy dzień to także inicjacja masakrycznych korków w dużych miastach. W małych pewnie też. Nic nie trwa wiecznie, wiadomix, ale świadomość końca śródziemnomorskiego ciepełka, choćby tak uciążliwego w miastach z betonu - zwyczajnie boli. Na tą więc okoliczność udałem się na późno wieczorny trip po opustoszałym już nieco mieście, by napawać się wyjątkowym ciepłem nocy, najpewniej po raz ostatni w tym sezonie. Kurwa.

     

    Dane wyjazdu:
    33.62 km 0.00 km teren
    01:23 h 24.30 śr. prędk.
    V-max 39.36 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Deszcz paralotniarzy

    Środa, 26 sierpnia 2015 | Komentarze 0

    Wracam z pracy, a tu deszcz paralotniarzy. Przelecieli kluczem, kilkunastu, jeden za drugim, w kierunku zachodzącego słońca. Pięknie.

    Kategoria city, gułag


    Dane wyjazdu:
    33.57 km 0.00 km teren
    01:22 h 24.56 śr. prędk.
    V-max 38.05 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 25.0 °C

    Pchamy

    Poniedziałek, 24 sierpnia 2015 | Komentarze 0

    Znowu pracka, po ośmiu, wróć... po dziesięciu dniach wolności. Zleciało tak jak te wszystkie liście z drzew, nie wiadomo kiedy. Dziś pod gułagiem przywitał mnie hasztag #MajkaPchamy. Nie wiem o co kaman, ale na powrocie poczułem się trochę jak w zawodowym peletonie. Spod świateł na Czerniakowskiej przypadkiem zebrało się z sześciu konkretnych połykaczy kilometrów. Zielone światło dało sygnał do startu, a dziewięcio-kilometrowa Trasa Siekierkowska stała się naszym polem bitwy, jeden za drugim, jak cień, atak, atak, pchamy, pchamy... pchamy. Dojechałem drugi. Prawie jak wygrany.

    Kategoria city, gułag