Wpisy archiwalne w kategorii

MPK

Dystans całkowity:2259.98 km (w terenie 1296.00 km; 57.35%)
Czas w ruchu:111:54
Średnia prędkość:20.20 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:475 m
Suma kalorii:7716 kcal
Liczba aktywności:53
Średnio na aktywność:42.64 km i 2h 06m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
45.89 km 0.00 km teren
01:51 h 24.81 śr. prędk.
V-max 33.97 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Co do kropli

    Środa, 3 września 2014 | Komentarze 0

    Dziś wpadło trochę wolnego od gułagu, w dodatku wyszło słońce, grzechem więc było siedzieć w domu na dupie. Zbliżającą się już jesień niestety czuć na każdym kroku, niemniej dziś przyjemnie przygrzało, jakby kalendarz chciał się zreflektować po kiepskim i zimnym sierpniu. Ponoć ma tak być przez kilkanaście dni. Trzymam za słowo.

    Pokręciłem się dziś trochę po rodzinnych włościach i okolicy. Były i grzybki (no dobra, nie ja zbierałem)...
     

    ...także coś w rodzaju piwa ;)


    Ale tak po prawdzie, to wyciskałem ostatnie podrygi letniego słońca. Co do kropli.

    Kategoria MPK, city


    Dane wyjazdu:
    50.12 km 30.00 km teren
    02:34 h 19.53 śr. prędk.
    V-max 35.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 31.0 °C

    W cieniu MPK

    Sobota, 19 lipca 2014 | Komentarze 0

    Trochę ciepło dziś, mózg pocił mi się już na sam widok wskaźnika temperatury i od razu przekazywał podświadomie informację, że najlepsze dla mnie jest dziś zimne piwko, najlepiej przyjmowane gdzieś nad wodą. Nie posłuchałem się go i wylazłem na rower w poszukiwaniu cienia, a tego najwięcej jest zawsze w lesie. Czyli wreszcie MPK. Wysuszone już z błotka, można więc atakować.

    Niestety jest też jedna ofiara dzisiejszego tripu. Ujebałem mocowanie do kamerki (R.I.P). Chciałem nagrać przejazd wzdłuż Mieni, bo od dawna to za mną chodziło, ale w połowie przejazdu musiałem przerwać. Nic to, pewnie następnym razem. Tak więc dziś tylko zdjęcia.
     
    Autentycznie rozważałem schłodzenie się w tej hmm... sadzawce. Zabrakło jedynie odwagi.


    Torfy są ok, ale tylko wtedy, kiedy nie trzeba po nich jeździć


    O dziwo, wszędzie odczuwalny brak komarów. Skurwiele chyba nie znoszą upałów.


    A tu wdepnąłem w niezłe bagno


    Pit stop na uzupełnienie płynów. Wszędzie notoryczny brak człowieków. Poumierali, wyjechali, czy zachlali?


    I tu też się nie kąpałem. Za to zakumplowałem się z rodziną ważek. Niestety nie chciały pozować do zdjęć.

    Kategoria MPK, las


    Dane wyjazdu:
    74.34 km 30.00 km teren
    03:30 h 21.24 śr. prędk.
    V-max 35.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Szlakiem Borów Nadwiślańskich

    Czwartek, 19 czerwca 2014 | Komentarze 0

    To był dobry dzień, właściwie to z czterech powodów. Raz, że wolny od pracy, dwa, z powodu politycznego i spektakularnego samobójstwa Tuska, trzy, z powodu całkiem sympatycznej trasy na rower jaką sobie obmyśliłem, no i cztery... dzień się jeszcze nie skończył;)

    Ale do rzeczy.
    Miałem dziś jechać do Kazimierza Dolnego. Sam. W sumie trzy dni, z namiotem i objazdówką okolic, ale jak zwykle nie wyszło. W ramach pucharu pocieszenia podjechałem sobie pociągiem do Garwolina, skąd malowniczym szlakiem Borów Nadwiślańskich wróciłem sobie przez Lasy Garwolińskie, Osieckie, Celestynowskie i Otwockie do domu.

    Stacja Garwolin, istne kuriozum. Istnieje tak jak i nasze państwo, tylko teoretycznie. Peron oddalony od miasta o 5 km, bo kiedyś rolnicy tak zarządzili. Ponoć mieszkańcy Garwolina i tak z niego nie korzystają i wolą jeździć na pociąg do oddalonej o 10 km Pilawy. W sumie logiczne.


    Kilometr dalej i już las. Niebieski szlak, raczej średnio oznakowany, dwa, trzy razy go zgubiłem i musiałem improwizować z mapą, ale ogólnie bez dramatów. Wpływ piachu na odczuwanie przyjemności z jazdy: momentami duży. Mam też od dziś kosę z osami. Pewnie to przez ten czerwony trykot jak dziś przywdziałem.


    W Puszczy Osieckiej, mniej więcej w w połowie drogi między Starą Hutą a Łucznicą, znajduje się mogiła kryjąca czterdziestu sześciu straconych tu powstańców styczniowych w 1863 roku. Oddałem im cześć i chwałę i powiedziałem, że u nas burdel w zasadzie jest taki sam jak wtedy.


    W Łucznicy znajduje się ładnie zachowany dwór Potockich, który został wybudowany przez nich w roku 1840 jako dwór myśliwski dla służby leśnej klucza osieckiego. Od 1986 roku ma tu swoją siedzibę Akademia "Łucznica" - Ośrodek szkoleniowy w którym prowadzone są kursy rękodzieła artystycznego. Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany i pojechałem dalej.  


    Przedzierając się przez rozległą polanę za wsią Górki, moim oczom na linii horyzontu ukazały się, niczym wielki żaglowiec, dwie wieże pięknego neogotyckiego kościoła w Osiecku.


    Wybudowany w latach 1902-1908, obecnie mieści się tu parafia Św.Apostołów Andrzeja i Bartłomieja. Akurat wszyscy byli na procesji, więc skorzystałem z okazji i przyjrzałem mu się z bliska, właściwie niepokojony przez nikogo. Mam słabość do gotyckich obiektów sakralnych. Ten konkretny ulokowany w sympatycznym Osiecku, muszę przyznać, jest jednym z ładniejszych na ziemi mazowieckiej.


    A to gdzieś już przed Celestynowem. Nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się z tapetą Windowsa. Więc zjadłem kanapkę.


    Ostatni wartościowy pstryk tego dnia to sympatyczny i malowniczy staw, którego odwiedziłem już bodaj po raz trzeci i bynajmniej nie ostatni. Wieś Regut.


    I to w zasadzie tyle. Cały czas jechałem pod wiatr, w różnych konfiguracjach, więc nie powiem, trochę mi się padło na końcowych kilometrach, dlatego też w Otwocku wybrałem asfalt i najkrótszą drogę do domu.
    No to psss, piwo w nagrodę za dobrze spędzony dzień na powietrzu.
    Houk.

    Dane wyjazdu:
    44.57 km 25.00 km teren
    02:26 h 18.32 śr. prędk.
    V-max 38.69 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 11.0 °C

    Całowanie i Góry pod Warszawą

    Piątek, 1 listopada 2013 | Komentarze 2

    No proszę. Listopad przywitałem w siodle. Kto by pomyślał. W dodatku w bagnach, torfowiskach i głęboko w lesie. Taka sytuacja. Ale skoro tak elegancka pogoda jeszcze się jakimś cudem utrzymuje w naszej szerokości geograficznej, to nie ma rady, trzeba korzystać.

    Z dwójką przyjaciół wybraliśmy się w odległe, południowe otuliny Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, wspomagając się pociągiem do Celestynowa. Stamtąd już na rowerach przez Regut do Bagien Całowanie, których jakoś dotąd jeszcze nie było okazji zaliczyć. A szkoda. Bo to niezwykły obszar, jeden z największych kompleksów torfowisk niskich na Mazowszu o powierzchni 1.200 ha, objęty programem Natura 2000. Gigantyczna przestrzeń, bajkowe polany, acz lekko podmokłe, przez co musieliśmy trochę skrócić wycieczkę, tak więc wszystkiego nie zobaczyliśmy. Ale "jeszcze tu wrócimy z Olem" i nadrobię temat latem.






    Powrót na kolej żelazną przez Ponurzyckie Góry (tak, są takie pod Warszawą), czyli kolejny cud przyrodniczy i krajobrazowy, którym nacieszyliśmy swoje oczy. Nigdzie ani jednej żywej duszy, przez całą ponad 30 km pętelkę. Tu naprawdę człowiek czuje, że żyje. I to wszystko dostępne tak blisko Warszawy. Za darmo.





    Dane wyjazdu:
    50.70 km 25.00 km teren
    02:30 h 20.28 śr. prędk.
    V-max 33.97 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Mieniste suszyste

    Niedziela, 18 sierpnia 2013 | Komentarze 1

    Jedyną opcją aby dojechać ode mnie lasami nad ukochaną Mienię, jest susza. Musi najmarniej ze 3 tygodnie nie padać aby pokonać MPK i nie użerać się przy tym z bagnami, błotem, wodą do kostek i towarzyszącymi im komarami. Ten dzień właśnie wreszcie nastąpił. Allelujah.

    Mokra wiosna i pół lata dało się w kość pięknej, dzikiej i krętej rzeczce ukrytej w zaroślach. Kolejne powalone drzewa i powiększone urwiska w asyście porośniętego szlaku dostarczają trochę mniej przyjemności z pokonywania tej wąskiej serpentyny rowerem niż w poprzednich latach, ale nie szkodzi. I tak jest zajebiście. A przy tym trochę bardziej technicznie. Like.




    Mój ulubiony mostek na szczęście nadal na swoim miejscu. W dodatku mimo pięknej niedzieli, pusty. Spędziłem na nim ze 40 minut. Jeszcze zimne piwko smakowało w tych okolicznościach przyrody zaiste, wybornie.



    Dane wyjazdu:
    40.09 km 6.00 km teren
    01:35 h 25.32 śr. prędk.
    V-max 40.40 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Ze słońcem w siodle

    Czwartek, 15 sierpnia 2013 | Komentarze 0

    Na pourlopowego kaca najlepszy jest... kolejny urlop. I rower. Taką ja mam koncepcję i wprowadzam ją właśnie powoli w życie. Trzeba nadrobić trochę tych straconych kaemów i wejść w końcówkę tego spieprzonego sezonu jakoś z twarzą. Dziś jeszcze delikutaśnie i ze słońcem w siodle, ale przyszły tydzień, mam nadzieję, że będzie już bardziej na bogato. Oby tylko deszcze niespokojne nie pokrzyżowały planów. Over.



    Dane wyjazdu:
    44.79 km 20.00 km teren
    02:08 h 21.00 śr. prędk.
    V-max 36.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 25.0 °C

    R.I.P. Las

    Sobota, 15 czerwca 2013 | Komentarze 0

    Tydzień nie padało, myślę sobie, dam szansę lasu/lasowi/lesie. Whatever. Masakra w tym roku, nie idzie do niego głębiej wjechać, bo błoto, bagno, woda po kostki. Niestety nadal nic się nie zmieniło. Doszły tylko komary. W chuj komarów. Tak więc ciągle pozostaje mi chyba rowerowanie po asfaltach, przynajmniej do czasu nastania jakiejś plagi susz.

    Nie mniej jednak walczyłem. Przypominało to bardziej kolarstwo przełajowe, więcej pokonywania błota i wody na nogach z rowerem na plecach niż samej jazdy. Po 20 km stwierdziłem, że wszystkie dalsze drogi są odcięte przez bagna, a próbowałem przejechać dosłownie wszystkim czym się dało. Niestety, musiałem odpuścić i wrócić do cywilizacji w dodatku pocięty przez te pieprzone bzykacze. Mój ukochany MPK nie dla mnie w tym roku. Strasznie jestem tym załamany. Szlaki porośnięte, drzewa powalone, woda po kostki. Chyba kupię sobie kolarkę.

    Tej kałuży np. w zeszłym roku tu nie było


    Królestwo komarów, rżną się na miliardy. Wszędzie.


    Ktoś wyznaczył trasę maratonu. Fajnie, ale póki co można ją pokonać tylko quadem.


    Na szczęście było trochę fajnych i przejezdnych odcinków. Dobre i to.
    Kategoria las, MPK


    Dane wyjazdu:
    32.24 km 8.00 km teren
    01:23 h 23.31 śr. prędk.
    V-max 29.27 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Berek

    Niedziela, 9 czerwca 2013 | Komentarze 0

    Berek lub ganiany, goniany – dziecięca gra ruchowa, polegająca na tym, że jedna osoba (nazywana berkiem) musi dotknąć dowolną z pozostałych osób biorących udział w zabawie. Dotknięta osoba staje się berkiem, a poprzedni berek staje się zwykłym uczestnikiem zabawy. W grze może brać udział dowolna liczba osób. Kiedy jest dużo uczestników, mogą być dwa berki. Zabawa nie jest ograniczona w czasie, jednak zazwyczaj kończy się, gdy większość uczestników poczuje się zmęczona.

    No to się dziś zabawiłem w berka. Z czarnymi chmurami. W tym roku rozbestwiły się już na tyle, że atakują nasze polskie niebiosa właściwie każdego dnia. Jak nie śnieg to deszcz, jak nie deszcz to grad. Pozostaje nam tylko emigracja do innej szerokości geograficznej albo trudna próba egzystowania między nimi. Dziś próbowałem się więc z nimi jakoś zaprzyjaźnić, ale kurwa, nie da się.

    Myślałem (naiwnie), że jakoś się między nimi prześlizgnę i dojadę do domu na sucho. No i przez jakieś 20 km mi się to udawało. Oczywiście trasa jaką sobie na dziś obmyśliłem poszła się kochać właściwie od razu po wyjściu z domu. Ciemne chmury kumulujące się gdzieś w miejscu docelowym skutecznie odciągnęły mnie od tego pomysłu. Obrałem więc azymut w stronę przeciwną. Nauka meteorologii nie poszła w las. Przez 20 km ślizgałem się między jedną strefą opadów, a drugą, ale w końcu te postanowiły zrobić sobie rondo i zacisnęły wokół mnie pierścień. Nie było ratunku. Zmokłem. Od dwóch lat mnie tak deszcz nie sponiewierał. Chciałem dziś zrobić dłuższy dystans. No nie dało się. Smutny więc wniosek na koniec: To nie jest kraj dla cyklistów. Ja chcę na południe. Kurwa!

    Chmura na dwunastej. Zatem spierdalamento w kierunku szóstej.


    Myjka ręczna na (uwaga, lokowanie produktu) Statoilu w porze deszczowej najlepszym schronieniem dla (moto)cyklisty.


    Chciałem zatankować Radona kilkoma litrami "nadziei na bezchmurne niebo", ale nadzieja w tym kraju jest tak droga, że się nie opyla. Lepiej już zmoknąć, lub emigrować do jakiejś, powiedzmy Chorwacji.


    EDIT:
    I tak miałem szczęście. Mogło być gorzej. Trasa AK w Warszawie. Chyba czas kupić sobie deskę z żaglem.


    Dane wyjazdu:
    46.53 km 8.00 km teren
    02:01 h 23.07 śr. prędk.
    V-max 31.19 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 16.0 °C

    Nad Niemnem, znaczy się Świdrem

    Sobota, 4 maja 2013 | Komentarze 2

    Przestałem się już martwić pogodą, którą zapowiadają dzień wcześniej, a którą oczami wyobraźni widzą już chyba tylko prezenterzy TVN. Nie wiem skąd biorą sprawdzalność na poziomie dziewięćdziesięciu kilku procent, ale domyślam się, że mają niezłego dilera. Tak więc mimo iż zapowiadali, nie liczyłem dziś na słońce, a to, że raczej nie będzie dziś padać ustaliłem sam, w końcu jak na żeglarza przystało, musiałem zaliczyć też i meteorologię.

    Zapragnąłem sobie dziś piwka nad Świdrem. I był to strzał w dyszkę, bo jak się okazało, stosunkowo mało ludzi wpadło na ten sam pomysł, dzięki czemu mogłem sobie w ciszy i bez dziecięcego wrzasku kontemplować nad puszką piwa.

    Z roku na rok w coraz gorszej kondycji fizycznej znajdują się wszystkie okoliczne stojące jeszcze świdermajery. Nie powiem, przykre obrazki.


    Bardzo fajny kościółek pod wezwaniem MB Częstochowskiej w Józefowie. Często przejeżdżam obok, ale nigdy nie wszedłem do środka. Cóż... Dziś też nie.


    A nad Świdrem po staremu.


    Znalazłem sobie idealne miejsce, gdzie w zasięgu wzroku nie dane mi było doświadczyć żadnej żywej duszy. No to pssss...


    Jedyny przejaw obecnej tu ludzkości. Przepływającej ludzkości, ale zawsze.


    Dane wyjazdu:
    52.71 km 27.00 km teren
    02:24 h 21.96 śr. prędk.
    V-max 31.44 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Mój las

    Wtorek, 31 lipca 2012 | Komentarze 0

    W tym roku ewidentnie zaniedbałem teren. Ledwie 14% km przejechanych poza asfaltem. Kilka lat temu było to średnio ponad 50%. Słowem dramat. Korzystając dziś z mini urlopu nadrobiłem trochę te nędzne statystyki i zawitałem po dłuższej przerwie do swojego ulubionego lasu. Trochę go nie poznałem. Zarósł skubaniec, momentami zasłaniał krzakami i liśćmi wąskie przesmyki i ścieżki, ale i tak znam je na pamięć. Trochę nowych drzew powalonych, sporo błota i piachu. Porwałem też z tysiąc pajęczyn, zupełnie jakby tam nikt od dawna nie zawitał, dziś w sumie też byłem jedynym gościem w tych leśnych ramionach matki natury. I dobrze. Odpocząłem od ludzi.





    Wszystko fajnie, ale wróciłem jednak asfaltem. Straszny mieszczuch się ze mnie zrobił w tym roku.
    Kategoria las, MPK