Dane wyjazdu:
30.35 km 0.00 km teren
01:10 h 26.01 śr. prędk.
V-max 47.56 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 26.0 °C

    Hanka kleptomanka

    Środa, 2 maja 2012 | Komentarze 3

    Ktoś musi pracować, aby grillować mógł ktoś.

    Ja już jadłem, więc wstałem se rano i dla odmiany pojechałem do gułagu. Rowerem. Rzadko preferuję cykloidalny (jest takie słowo?) dojazd do pracy, mimo że mam nawet blisko. Ledwie 15km i to w połowie rowerostradą piękną i równą jak Trasa Łazienkowska, no ale nie lubię. Rower ma mi się kojarzyć ze swobodą i wolnym, miło, spędzonym czasem, a nie z porannymi dojazdami do pracy, której przecież nie lubię. Wolę se na ten przykład komara zapuścić w zatłoczonym autobusie, lub książkę poczytać.

    No ale tym razem nasza nieomylna, najczystsza, bezłupieżowa, niepokalana, miłościwie nam panująca w stolicy Hanna Gronkowiec vel Bufetowa Waltz, postanowiła utrudnić majówkowym pracownikom na rzecz łatania czarnej dziury budżetowej pewnego kraju nad Wisłą i wysłać komunikację miejską na wczasy, tudzież święta. Rozkład świąteczny zakosił mi jedyny sensowny dojazd, więc w ten oto sposób wsiadłem sobie w siodło. I bardzo dobrze że wsiadłem i że Hanka ukradła.

    Z tego też konkretnego powodu, że taki sposób na dojazd do pracy bardzo mi się spodobał, zakładam sobie w chwili tejże, nowego gułagowego taga na tymże blogu i nawet będę go sobie czasem wzbogacał nowymi pomiarami czasu. Acz już teraz wiem, że dzisiejszy czas raczej nie nadaje się do pobicia, czy nawet poklepania, gdyż korzystając z pustkowia ulic mlekiem i miodem płynących, oraz, że słoikarnia warszawska wyjechała diabli wiedzą gdzie, przemknąłem w te i nazad z prędkością dla mnie niespotykaną. Kto wie, to chyba najszybsze 30 km jakie pokonałem na rowerze w swojej skromnej karierze. Z tejże okazji wypiję piwo i umyje stos brudnych talerzy i garów.

    W piątek też sobie pojadę. Chyba że jednak przydymiona Omena z tvnu prawdę z fusów wróży bezceremonialnie mówiąc, że będzie bezlitośnie grzmiało i padało. Wypada więc liczyć na to, że telewizja kłamie. Zwłaszcza tvn.
    Houk.

    Ps. Pytanie na zimne wirtualne piwo. A czemuż to bikestats nie zlicza nowych kaemów?
    Kategoria gułag, city


    Dane wyjazdu:
    93.30 km 30.00 km teren
    05:01 h 18.60 śr. prędk.
    V-max 37.30 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 28.0 °C

    Majówka Trophy

    Sobota, 28 kwietnia 2012 | Komentarze 0

    Czego to człowiek nie zrobi żeby się alkoholowo upodlić i najeść do syta. Wraz z trójką przyjaciół postanowiliśmy na rowerach dojechać w tym pieprzonym sierpniowym skwarze (tzn. mówią że kwietniowym ale ja im nie wierzę) do uroczej wioski w powiecie żyrardowskim, w której w latach 1889-1914 mieszkał i tworzył polski malarz Józef Chełmoński, a obecnie mieszka nasz przyjaciel, no, żeby się schlać i najeść kiełbasek z grilla, a potem wstać rano i zrobić to ponownie. W końcu majówka. Trzeba było to oblać.

    Ale najpierw trzeba było tam dojechać. Trasa improwizowana palcem po mapie. Przez Powsin, Zalesie Górne, okolice Tarczyna i Żabiej Woli, jakieś 80km w nieśpiesznym tempie. Po drodze trochę lasów, trochę błota, trochę asfaltów i klimatycznych wiosek, niby blisko Warszawy, ale jednak uczucie jakby się było na jakimś tournee gdzieś tam w Polsce.

    Mapa wyjmowana z plecaka w ciągu całego dnia pewnie ze dwadzieścia razy. Sam plecak też wypakowany pod sufit z myślą o spędzeniu na bogato libacji alkoholowej wraz z noclegiem, okazał się jak zwykle o połowę przesadzony z ciężkością.


    W lasach Chojnowskich obowiązkowe kąpiele błotne i kolarstwo przełajowe


    Ale także ciekawe odkrycia w zupełnej dziczy


    Kościół pod wezwaniem Zwiastowania NMP w Żelechowie został wniesiony w XV wieku. To tuż obok niego spoczywa ciało naszego Chełmońskiego właśnie. Tylko śmignęliśmy bo nam piwo stygło.


    Po całym dniu w siodle na tym bezlitosnym słońcu, które miało czelność boleśnie odwzorować na mym ciele ślad koszulki, której to już pewnie nie pozbędę się do końca roku, przyszła zasłużona nagroda. Zimne piwo i rozpoczęcie sezonu grillowego.


    No warto było tu przypedałować. Krajobraz jak z obrazów Chełmońskiego.


    Nierówna walka z alkoholem jak zwykle przegrana. Wróciliśmy pociągiem.

    Dane wyjazdu:
    39.07 km 33.00 km teren
    02:03 h 19.06 śr. prędk.
    V-max 36.58 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    Deep Forest

    Czwartek, 26 kwietnia 2012 | Komentarze 0

    No to się zrobiło zielono... Powiedziała matka do ojca po teście na płeć ich wspólnego dziecka. Czyli syn!

    Zieleń co prawda za chwilę nam spowszechnieje, ale póki co, jeszcze przez dwa najbliższe tygodnie taktowne będzie publiczne jaranie się wszech objawiającą się zielenią. No więc ja też się nią jaram, bo lubię jak jest ciepło i zielono. W ogóle lubię przełom kwietnia i maja, kiedy wszystko się budzi, także chuć w nas samych. Czerwiec jeszcze jako tako, ale lipiec to już z górki. Dnia ubywa, bliżej do jesiennej deprechy, do pieprzonych kurtek. Toleruje tylko dlatego, że jest jeszcze ciepło i Warszawa bardziej przejezdna w tym wakacyjnym okresie. Nadal jednak można coś spsocić ;)

    No więc wjechał ja że wreszcie dziś do tego lasu, by sobie ptaszków posłuchać i napawać źrenice zielenią. Klasycznie, nad Mienię, która jest najpiękniejsza właśnie o tej porze roku. W lato już jej nie lubię. Tzn mniej.

    Co ja pacze?


    W lesie więcej przełajowego kolarstwa jak to zwykle w kwietniu bywa. Zwłaszcza w MPK, gdzie dużo bagien, stawów i nimf wodnych, ale poza kilkoma błotnymi zatorami, zasadniczo, to jest piknie.



    No i Mienia. Jak zwykle wulgarna, bezpruderyjna, bezczelna i wyniosła. Lubię jej chaos i dzikość. Najlepiej wiosną.


    W zeszłym roku powaliło się drzewo. W tym, przebranżowiły je jakieś dobre duszyczki na mostek. Klimatyczny, nie powiem. Siadłem se.



    W tych jakże pięknych okolicznościach przyrody wyciągnąłem z plecaka jeszcze całkiem zimną Perłę. Nie muszę chyba pisać, że było dobre, nie?


    Zawiesiłem się i przesiedziałem tak w zupełnej ciszy i samotności dobre 40 minut.
    Aż się nie chciało wracać.


    Pozdro z nad Mieni. Wolność ludziom uwięzionym w szkle i aluminium.


    Jeszcze tylko szybka panoramka Warszawy z góry lotnika i sru do cywilizacji. Raczej niechętnie.


    Majówko. Nakurwiaj salto!

    Dane wyjazdu:
    19.48 km 0.00 km teren
    00:46 h 25.41 śr. prędk.
    V-max 32.24 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 15.0 °C

    Trening

    Piątek, 20 kwietnia 2012 | Komentarze 1

    Wróciłżem ja na swą starą treningową pętlę. Kiedy ostatnio siłowałem się na niej z jednostką czasu, przeciwnościami losu, czerwoną falą, samochodami, szkłem po tanich winach i Andrzejami na rowerach, ustanowiłem swój rekord wszech czasów za który dostałem listy gratulacyjne niemal z całego świata, w tym nawet nagrodę wybitnie cielesną od samej Salmy Hayek. Był lipiec.

    Dziś mamy kwiecień dziewięć miesięcy później i niestety nie ma już śladu po fejmie na który uczciwie stawiając sprawę, w pełni sobie zasłużyłem. Czas chujowy, to raz. Acz wcisnąłem się jakoś w dziesiątkę. W jedną stronę było nawet obiecująco. Do nawrotu miałem szansę na aktualne pudło, ale potem starość czy chuj wie co to było, bezceremonialnie splunęło w mą twarz. No skurcz łydki mnie o dziwo złapał i przez ten fizyczny dyskomfort spokojnie zgubiłem najmarniej z minutę. Szkoda.

    A no i dystans całkowity, mimo że zawsze jeżdżę tak samo, znowu inną wartość finalną mi wybełtał. Od tego sezonu co prawda przesiadłem się z CatEya na Sigmę, no ale kurwa. Raz 19,13km, raz 19,64km... Jak żyć Panie Premierze?

    1. 43m26s - 19,14km
    2. 44m39s - 19,13km
    3. 45m06s - 19,26km
    4. 45m44s - 19,42km
    5. 45m36s - 19,18km
    6. 45m48s - 19,29km
    7. 46m26s - 19,64km
    8. 46m39s - 19,57km
    9. 46m42s - 19,48km
    10. 46m32s - 19,33km
    Kategoria trening


    Dane wyjazdu:
    46.60 km 0.00 km teren
    01:54 h 24.53 śr. prędk.
    V-max 32.52 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    zamiasto

    Sobota, 14 kwietnia 2012 | Komentarze 0

    A już miał być dzień na straty. Względnie rano, w sensie przed południem, okiem mym niewątpliwie zaspanym, rzuciłem przez okno i jeszcze w tej samej sekundzie siarczyście zakląłem. Nie wiem czy mnie moja sąsiadka-społeczniara usłyszała i czasem nie zanotowała w swoim kajeciku kolejnego niegodnego zachowania swojego sąsiada, ale też zasadniczo, w ogóle mnie to nie obchodziło. Miałem większy problem na głowie. Nazywał się deszcz, tudzież - jebany deszcz.

    Na szczęście po kilku godzinach Celsjusz uratował dupę tej czarnej rurze pogodynki z tvn, która miała czelność oznajmić publicznie i na cały swój wyziew, że deszczów niespokojnych dziś Warszawa na pewno nie uświadczy. O 13 na asfalcie wylegiwały się już tylko najbardziej leniwe kałuże, więc ruszyłem za miasto złowić trochę świeżego wiosennego powietrza.

    Z tą wiosną to jednak jest tak średnio na razie, o czym uświadomił mi bociek, który na moje pytanie, czy jej gdzieś przypadkiem nie widział, wypiął się do mnie swym piórczystym zadem.



    Za miastem jednak fajnie jest. Asfalt wydaje się równiejszy i mniej dziurawy. Samochodów jak na lekarstwo na receptę. Miejskich holenderskich rowerów nie ma w ogóle, a miejscowi na starych sowieckich Uralach znają swoje miejsce w szeregu i się nie lansują. Rześkie powietrze tylko ozdobione jest nutą gnojówki, którą leje się na pola niczym ciepłą wódkę w niedzielę. Ale to i tak lepsze od zapachu wielkomiejskich spalin.



    Dane wyjazdu:
    38.77 km 3.00 km teren
    01:39 h 23.50 śr. prędk.
    V-max 45.21 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 9.0 °C

    I'm Forever Blowing Bubbles

    Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | Komentarze 0

    Dość tych jaj w majonezie, sałatek, wędlin i pasztetów.
    Lepiej wyjść na dwór i puszczać bańki mydlane.





    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    44.89 km 5.00 km teren
    01:55 h 23.42 śr. prędk.
    V-max 35.89 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    Brzóska Brzóskiewicz

    Sobota, 24 marca 2012 | Komentarze 0

    Na początek dwa haiku

    Sarenka na mrozie nie może
    Czeka na ciepły oddech
    Leśniczy ją głaszcze po udzie
    Niech się naje do syta

    i drugie, moje ulubione

    Z kamieniem nie pogadasz
    a swoje wie

    Jest takie miejsce na tyłach Warszawy, gdzie takie haiku stają się ciałem i występują w przyrodzie. To lasek brzóskowy wróć! Brzozowy. W Powsinie. Lubię go bo fajno tam, nawet jak ciasno. Zawsze można spotkać tam interesujące indywidua.

    Na pierwszy rzut oka niby nic. Zwykli niedzielni cykliści


    Rozmawiają, palą, piją, jedzą, kopulują...


    Czytają książki...


    Popisują się swoimi plecami


    Ale też np. głaszczą wszystkie brzozy


    Przytulają się do nich


    Lub gadają do nich pod nosem (nie widać, ale gadał)


    Słowem...


    No proste że jest. Brzóski ok.
    Kategoria city, las


    Dane wyjazdu:
    39.85 km 0.00 km teren
    01:52 h 21.35 śr. prędk.
    V-max 32.00 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 17.0 °C

    Powróciwszy

    Sobota, 17 marca 2012 | Komentarze 3

    W związku z Dniem niedzielnego rowerzysty, który wypada w pierwszą piętnastostopniową sobotę marca, postanowiłem także i ja uczcić ów święto. Powróciłem więc na szlak by napawać się słońcem oraz skąpo odzianymi niewiastami. Pierwsze śliwki robaczywki. Forma chyba ujowa, zbluzgałem kilka rodzin z dziećmi, co to także pierwszy raz wynurzyli się ze swoich nor by spacerować całą szerokością ścieżek pseudorowerowych i podnosić ciśnienie nam, cudownym dzieciom dwóch pedałów. Przynajmniej przetestowałem swoje hamulce. Działajo.

    W ponad piętnastostopniowym słońcu lśnił się mój nówka komplet nieśmigany jeszcze napęd. Się wykosztowałem i sprezentowałem sobie nowe korby i inne szmery bajery co by mi się lepiej jeździło oraz urósł szacun wśród rowerowej społeczności. Ale póki co urosnąć musi mi moja forma, która jaka jest każdy widzi. Tak więc dziś lekko i sprośnie tak na rozprostowanie zdziadziałych kości.

    Z okazji Dnia niedzielnego rowerzysty na bulwarze odbył się pokaz mody rowerowej. Tandem dla kawalerów, z Panią z tyłu gratis.


    Nagrodę za pierwszą gumę w Dniu niedzielnego rowerzysty zgarnia Romuald. Gratulujemy.


    Dodatkowe atrakcje dnia. 10 minut opalania za jedyne 0.99zł plus VAT. Chętnych nie brakowało.


    Fajne Adidasy


    "Warszawo, poczuj piłkarskie emocje"... spieprzaj z miasta na czas EURO


    A. No i mój lśniący nówka nieśmigany napęd. Uj widać, ale jak bum cyk cyk jest nowy


    No to do siego
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    72.16 km 15.00 km teren
    03:10 h 22.79 śr. prędk.
    V-max 35.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Prawdopodobnie

    Sobota, 1 października 2011 | Komentarze 1

    Wszystkie znaki na niebie wskazują, że najprawdopodobniej mamy właśnie do czynienia z ostatnim tak ciepłym i ładnym weekendem w tym roku. No więc trzeba było ten fakt wykorzystać, bo za chwilę mój rower zapadnie w zasłużony sen zimowy i będzie zimno i mokro i zimno i biało i... kurwa mać.

    Postaram się jeszcze dojechać do tych dwóch tysięcy kaemów, ale prawdopodobnie może mi się ta sztuka już nie udać. No ale póki co jeszcze żyjemy. Dziś dobry trip do Zalesia Górnego z wiatrem i średnią ponad 25 km/h. Powrót rzecz jasna z moim najlepszym towarzyszem wędrówek, czyli z mordewindem, zwanym też w pewnych kręgach jako 'jebany mordewind'.

    Zalesie, w którym nie byłem od ponad roku, przywitało mnie tak


    Nad jeziorkiem trenował sobie lokalny mistrz zdalnego pilota. Ależ kiedyś chciałem mieć takiego wodnego mini ścigacza. Sentyment ON


    I robił takie fajne ślizgi na nawrotach. Aj, jak pięknie. Sentyment OFF


    Pomost, a po prawej ostatnie wyznanie swojej miłości w oparach ciepłego słońca


    Lato mieliśmy do dupy, ale jesień wyjątkowo się Celsjuszowi udała


    Policzyłem sobie jeszcze podchodzące do Okęcia samoloty i po czternastym ruszyłem do domu. I po jesieni, w sumie.


    Dane wyjazdu:
    49.70 km 5.00 km teren
    02:03 h 24.24 śr. prędk.
    V-max 31.50 km/h
  • Suma podjazdów 20 m
  • Temperatura 20.0 °C

    Spaleni innym słońcem

    Niedziela, 25 września 2011 | Komentarze 0

    No tylko wyjrzałem rano po przebudzeniu za okno, tzn nie takie znów rano, bo już 11 była. Plany na dziś miałem wybitnie nierowerowe, no ale te słońce, ta pogoda, kurwa mać, no musiałem choć na chwilę wyjść i zrobić przynajmniej te marne pięćdziesiąt. To pewnie ostatnia, lub przedostatnia ciepła niedziela w tym roku. Na myśl o zawieszeniu roweru na zimowym kołku na cztery czy pięć miesięcy trochę mnie przeraża. No ale póki jesteśmy jeszcze spaleni nieco innym, jesiennym słońcem, trzeba korzystać.

    Tak sobie dziś mniej więcej pojechałem , o.