Wpisy archiwalne w kategorii

baj najt

Dystans całkowity:1300.39 km (w terenie 7.00 km; 0.54%)
Czas w ruchu:52:50
Średnia prędkość:24.61 km/h
Maksymalna prędkość:45.21 km/h
Suma podjazdów:499 m
Suma kalorii:8405 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:39.41 km i 1h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
35.61 km 0.00 km teren
01:27 h 24.56 śr. prędk.
V-max 45.21 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 24.0 °C

    Oszukać przeznaczenie

    Poniedziałek, 21 maja 2012 | Komentarze 7

    Doświadczyłem dziś niezwykłego zjawiska. Ktoś tam na górze podarował mi ze dwie godziny temu drugie życie. Tak mi się przynajmniej wydaje...

    Jadę proszę to ja was dzisiaj sobie rowerem Sikorskiego (info dla nie warszawiaków), trasa szeroka na 3 pasy ze ścieżkami i chodnikami po bokach. Jadę sobie, a właściwie dopiero się rozpędzam, bo chwilę wcześniej grabę na do widzenia podałem kumplowi, no i po kilkunastu metrach (teraz będzie na zwolnionych obrotach, klatka po klatce) na przeciwnej nitce ruchu, najpiękniejsze Porsche 911 w historii, wersja 993 Turbo z cirkabałt roku 1996, wpada w poślizg, łapie przednim kołem wysoki krawężnik i podskakuje na kilka metrów przelatując kilkunastometrowy pas zieleni oddzielający dwa pasy ruchu i... tak, zgadza się, zupełnie jak w filmie, leci prosto na mnie. Nie wiem czy bym uciekł. Nie wiem też, czy by mnie trafił, zahaczył centralnie, czy tylko liznął niedbale po piętach, ale zaprawdę powiadam wam, że w tej jednej, góra dwóch sekundach zupełnie o tym nie myślałem.

    Na szczęście (moje) nie musiałem. Uratował mnie bohaterski Matiz, który z kolei na jego nieszczęście, nie zdążył uciec nitką przeciwną przed 911. Został trafiony centralnie w ryj. Całą siłę przyjął bohatersko na siebie. Efekt finalny tej przykrej opowieści jest taki, że dwie osoby zakleszczone w Matizie prawdopodobnie uratowały mi życie. Na szczęście przeżyły i chyba się z tego wyliżą. Niezwykłe doświadczenie. Nadal żyję, nadal piszę i nadal piję. Ale następne kilkanaście kilometrów już mnie nie potrafiły cieszyć. Za bardzo byłem tym rozkojarzony. Wróciłem do domu, wypiłem dwa piwa, w tym jedno na hejnał i to by było tyle z opijania mojego drugiego życia.

    Życie jest piękne. Autentycznie. Cieszcie się nim. Codziennie.



    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    41.39 km 0.00 km teren
    01:43 h 24.11 śr. prędk.
    V-max 42.67 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 14.0 °C

    Colors of Warsaw

    Poniedziałek, 14 maja 2012 | Komentarze 10

    Warszawa wkurwia. Ale tylko za dnia, gdy wszystko w niej stoi i zarazem gna bezlitośnie na złamanie karku. Jednak w godzinach wieczornych, gdy jej mieszkańcy dotrą już do swych spłacanych przez pół życia domostw i zajmą się przygotowaniem kolacji, oglądaniem pogody po Wiadomościach i Ojca Mateusza, stolica może wtedy wreszcie odetchnąć. Zupełnie jak strudzeni rodzice, kiedy położą wreszcie spać swoje niesforne małe pociechy. Mogą sobie wtedy spokojnie poświntuszyć pod kołderką, a nawet zagrać w makao. Wtedy to właśnie wybija na zegarze idealna pora na wyjście na rower. Sam nie wiem czemu tak rzadko z niej kuźwa korzystam.

    Dziś się bujnąłem z tego wkurwu, który zalęgł się we mnie podczas minionego zimnego i deszczowego bezproduktywnego weekendu. No musiałem odreagować i trochę się spocić. Zabrałem aparat i ruszyłem na małe randez vous z mym miastem.

    Warszawa po zmroku robi się na bóstwo. Jej kolory i wypieki na twarzy stają się krwiste, żywsze i bardziej wyraziste. Niby oczywiste, ale za każdym razem cieszą jak małe dziecko w Boże Narodzenie.

    Nasze świetlne fontanny na Podzamczu. Wiem, że we Wrocku pewnie ładniejsze, ale co z tego.


    Nad nimi góruje i spogląda nań dumnie Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny


    Święta Anna zalotnie spogląda zza krzaczka


    Wiadukt Markiewicza, nie dla rowerów. I dobrze.


    Mroczne miasto pełne kolorów. Kurwa mać. Kocham je. O tej godzinie najbardziej.
    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    44.87 km 0.00 km teren
    01:54 h 23.62 śr. prędk.
    V-max 41.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 20.0 °C

    łorsoł baj najt

    Piątek, 5 sierpnia 2011 | Komentarze 4

    Się mi nie chciało dziś pić. Nie, nie jestem chory. Po prostu w pełni świadomy odbiłem od melanżu w ten wieczór, a może nawet i na cały weekend. Bo też ileż można. Wsiadłem za to w siodło i pobujałem się niezobowiązująco po mieście. Trzeba w końcu wyczerpać te baterie w tych święcących lampionach, co to je kupiłem za ciężką krwawicę. Pokonywanie kilometrów w asyście blasku księżyca stanowi miłą odmianę. Mniej się kręci hipsterów na swoich różowych holendrach, bo też w tych Ray Banach po dziadku nie wiele widzą po zmroku. Rodziny ze swoimi dziećmi o tej porze zamiast na całej szerokości chodnika, zajmują sofę przed telewizorem we własnych pieleszach i hałasują najwyżej pod pierzyną. W ogóle wszystkiego jest mniej. Fotek też dziś pstryknąłem mniej, bo i kto by się tym w nocy przejmował. Się rozpędziłem, to tylko mijały mi dzielnice jak tramwaje na Gdańskim. Taka inna ta Warszawa po ciemoku się wydaje. Będę częściej z nią te randewu uskuteczniał i na schadzki umawiał. Taką mam koncepcję.

    Dolny pokład Gdańskiego. Najpiękniejszy, gdy nikt z niego nie korzysta. Wdzięczny obiekt dla pstrykmajsterów. Sześciu ich naliczyłem, choć może było ich tylko pięciu, ostatni wyglądał mi na pospolitego mostowego żula. Choć też... kto mu zabroni zdjęcia robić. Wolny kraj.


    Tam na środku płynie sobie statek. A na statku grała sobie głośno muzyka. Ciekawe, czy na drzwiach od damskiej ubikacji ktoś napisał "głupi kaowiec". Warto też zwrócić uwagę na ledwo widoczny wynurzony obiekt po lewej burcie. Das is Das Boot na gościnnych występach. No mówię wam. Takie hece tylko po zmroku.
    Kategoria city, baj najt