Wpisy archiwalne w kategorii

okolica of stolica

Dystans całkowity:4941.84 km (w terenie 1264.00 km; 25.58%)
Czas w ruchu:222:03
Średnia prędkość:22.26 km/h
Maksymalna prędkość:44.50 km/h
Suma podjazdów:1938 m
Suma kalorii:28695 kcal
Liczba aktywności:86
Średnio na aktywność:57.46 km i 2h 34m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
80.07 km 40.00 km teren
03:32 h 22.66 śr. prędk.
V-max 32.90 km/h
  • Suma podjazdów 212 m
  • Kalorie 2305 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    Nad Wkrą

    Sobota, 29 lipca 2017 | Komentarze 1

    Stary a głupi. Powtarzałem to sobie kilka razy pod nosem w czasie jazdy na północ z wiatrem wiejącym centralnie w ryj, która miała wyglądać trochę inaczej niż to sobie obmyśliłem. A wszystko przez urodziny kumpla dzień wcześniej w piątek. Miało być kameralnie i delikatnie, no bo przecież w sobotę rano nad Wkrę rowerem, jeszcze za Pomiechówek, do znajomych którzy spływali kajakami, na ognicho, grill i inne szmery bajery, no taki plan po prostu, ale piątkowe urodziny, jak to zwykle bywa, nieco się przeciągnęły, bynajmniej na trzech piwach się nie skończyło. A przecież mogło, ale tak to już jest, że po złapaniu smaków załącza się opcja "kobiety, wino, śpiew", a raczej tak bardziej po warszawsku i po Grzesiukowemu: "dziwki, wódka i gramofon". Skończyłem po piątej rano, a po 12 człapałem już w siodle, stary i głupi z 60 kilometrowymi planami w niezbyt jeszcze trzeźwym łbie. Z 10 lat temu nie byłby to dla mnie problem, ale dziś, po przejechaniu 10 km stan przedzawałowy mnie przywitał, ale przetrzymałem i wypociłem skurczybyka kaca, niemniej sporo mnie to kosztowało. No nic, życie. Warto było. Nad Wkrą jest fajnie, kapitalne tereny nie tylko na kajaki, ale i rower właśnie. Pojeździło się, potem trochę podjadło z grilla, ze znajomymi znów trochę wypiło, po czym przespało się w pięknych okolicznościach przyrody. Powrót w niedzielę już pociągiem z Nowego Dworu, taki to weekend. Rower, alkohol, grill... i stan przedzawałowy. Od razu czuję, że żyję.







    Dane wyjazdu:
    53.65 km 10.00 km teren
    02:18 h 23.33 śr. prędk.
    V-max 30.20 km/h
  • Suma podjazdów 66 m
  • Kalorie 1626 kcal
  • Temperatura 25.0 °C

    Dąbrowiecka Góra

    Sobota, 22 lipca 2017 | Komentarze 1

    Ciągnie wilka do lasu i to dosłownie. Ładna sobota, ciepło i sucho, kaca o dziwo brak, zatem dosiadłem ogiera i ustawiłem azymut na południe, do Lasów Otwockich, gdyż ponieważ dawno nie byłem. Dokładniej rzecz ujmując chciałem odwiedzić Dąbrowiecką Górę, czyli punkt oporu wchodzący w skład umocnień Przedmościa Warszawskiego, wybudowany w 1940 przez hitlersynów. Znajdują się tu nieźle zachowane dwa schrony: bojowy (Ragelbau 514) i obserwacyjny (Ragelbau 120a).

    Gdy byłem tu po raz ostatni oba były mocno zaniedbane, a w ich czeluściach odbywały się libacje alkoholowe miejscowych armando. Na szczęście obiekt wpadł w łapy fanatyków ze Stowarzyszenia "Pro Fortalicium" i zostały raz, że zabezpieczone, dwa, nieco odrestaurowane i uprzątnięte. Pomalowano też ich ekhm, elewacje tak trochę w pstrokate barwy, no ale i tak jest lepiej niż było. Pstryk.




    Wracając nie mogłem rzecz jasna pominąć jeziora Torfy, które znajduje się po drodze w Rezerwacie na Torfach gdzie także dobre kilka lat już nie zaglądałem. Nic się nie zmieniło, nadal jest piknie.






    Dane wyjazdu:
    62.24 km 12.00 km teren
    02:41 h 23.20 śr. prędk.
    V-max 33.70 km/h
  • Suma podjazdów 117 m
  • Kalorie 1892 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    Stawy Starzeńskich

    Niedziela, 25 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Tyle lat człowiek jeździ rowerem po tej Warszawie i okolicach, tysiące kilometrów przejechanych, a mimo to ciągle coś nowego odkrywam. Dziś na ten przykład padło na Park i stawy Starzeńskich we wsi Ruda w okolicach Mińska Mazowieckiego. W okresie międzywojennym we dworze majątku Ruda mieszkał wraz z rodziną Marian hrabia Starzeński herbu Lis. W Rudej zachowały się pozostałości bramy wjazdowej do dworu (niestety sam dwór został rozebrany po II WŚ) oraz park ze starodrzewiem i - wisienka na torcie - kompleks kilkunastu wielkich stawów. Hrabia Starzeński zbudował na przepływającej nieopodal Mieni cały system melioracyjny regulujący wylewającą się rzekę. Są tu tamy, jazy i stawy rybne, ogrom przestrzeni, piękne krajobrazy i co najważniejsze, mało ludzi. Dziś niedziela, czerwiec, ciepło i widziałem tu w sumie trzech człowieków. Można więc sobie dychnąć od cywilizacji, ledwie 25 km od rogatek Warszawy, w takich oto okolicznościach przyrody. Warto.











    Dane wyjazdu:
    48.86 km 5.00 km teren
    02:09 h 22.73 śr. prędk.
    V-max 33.90 km/h
  • Suma podjazdów 78 m
  • Kalorie 1449 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    Dziki sad

    Niedziela, 18 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Po dwóch dniach kieleckich pizgawic wyszło w końcu słońce, a sowieckie myśliwce rozgoniły chmury. Akurat jak się kończy długi weekend, ale idzie się już do tej smutnej prawidłowości przyzwyczaić. Od razu inne życie, trzeba było więc korzystać. Pokręciłem się więc po opustoszałej okolicy, po czym wylądowałem w rodzinnym ogrodzie w Falenicy, gdzie delektowałem się Dzikimi sadami (lokowanie produktu), słoneczną kąpielą i jeszcze lepszym obiadem, a w tym czasie Tobek (to małe włochate na dole) pilnował mi roweru. Swoją drogą świetne zabezpieczenie antykradzieżowe, które mieści się w kieszeni. Nie trzeba żadnych kłódek, kluczy i szyfrów, wystarczy pogłaskać i dać czasem żreć. Polecam.



    Dane wyjazdu:
    81.50 km 35.00 km teren
    03:45 h 21.73 śr. prędk.
    V-max 32.10 km/h
  • Suma podjazdów 202 m
  • Kalorie 2229 kcal
  • Temperatura 23.0 °C

    Puszcza Bolimowska

    Czwartek, 15 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Puszcza Bolimowska siedziała mi w głowie od wielu lat. Niby blisko Warszawy, na styku województw łódzkiego i mazowieckiego, ale jakoś tak nie mogłem się zebrać. Ojciec jednak miał rację powtarzając przez całe moje życie, że jestem może i zdolny, ale leń. No więc teraz, żeby mu pokazać, dla odmiany się wziąłem, wstałem rano i zebrałem. Szkoda, że nikt tego nie widział.

    Bolimowski Park Krajobrazowy to całkiem spory kompleks leśny na Równinie Łowicko-Błońskiej w dorzeczach Suchej, Rawki i Pisi o powierzchni ok. 180 km2. Usytuowany jest w trójkącie bandyckich miast: Łowicza, Skierniewic i Żyrardowa. Spakowałem więc plecak, zrobiłem kanapki i pojechałem pociągiem do (prawie) Łowicza. Plan był taki, żeby sobie pojechać przez Arkadię, Nieborów, Puszczę Bolimowską i Mariańską do Żyrardowa, skąd wróciłbym sobie ciuchcią do stolicy. I tak też zrobiłem. Co jak co, ale w układaniu oraz realizowaniu planów jestem Tommy Lee Jones'em w Ściganym. Tak więc przede mną circa 70 km pląsania po tej urokliwej krainie, która jeszcze w XVII wieku była bezpośrednio połączona z Puszczą Kampinoską. Niestety na miejscu okazało się, że jednak w tym zajebistym planie tkwi spora wyrwa. Aparat owszem, wziąłem, dwie baterie również, ale psiamać obie rozładowane. Tak więc fotorelacja niestety z telefonu, jak jakiś Janusz z Grażyną we Władysławowie. Ajmsorry.

    Przy okazji odwiedzin Bolimowskiego Parku Krajobrazowego mogłem sobie w końcu zwiedzić ogrody w Arkadii i Pałac w Nieborowie, ale zaliczyłem tyko to pierwsze, bowiem kolejki do kas w Nieborowie, miliard ludzi, cena biletu oraz zakaz wchodzenia z rowerem mnie zniechęciły. Next time. No więc ogrody. Ładne, w stylu angielskim, zaprojektowane na życzenie Heleny Radziwiłłowej w roku 1778 roku. Pstryk, acz łatwo nie było. Mnóstwo wyskakujących zza winkla dzieciorów z matkami, ojcami, babciami, wujkami i cholera wie z kim jeszcze. Chyba jakiś zlot sobie zorganizowali.







    No ale przyjechałem tu głównie pojeździć. I jeździłem, z przyjemnym wiaterkiem w dupę (błogosławione wiatry zachodnie w tej szerokości geograficznej). Rzeka Rawka. Kapitalne miejsce do spływów kajakiem. Tym razem pokonałem ją rowerem.


    W połowie trasy znajduje się Zalew Bolimowski widokiem na autostradę A2. Raj dla wędkarzy, kajakarzy i fanów łojenia Tatry i Żubra bez koszulki. Tu proszę ja was zjadłem kanapki (dobre, sam robiłem) i ordynarnie pogapiłem się na opalające się młódki.

     
    I właściwie to tyle ze zdjęć. Potem był las, dużo lasu, także dużo szutru i dużo kamieni, a potem nagle nastał Żyrardów, ale tam nie było nic ładnego, więc nie pstrykałem. Koniec historii. Dobranoc.

    Dane wyjazdu:
    48.74 km 5.00 km teren
    02:07 h 23.03 śr. prędk.
    V-max 28.30 km/h
  • Suma podjazdów 98 m
  • Kalorie 1473 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    alkogrill

    Niedziela, 11 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Kolejny weekend spędzony pod znakiem alkoholowych ekscesów, ale tym razem udało się połączyć przyjemne z pożytecznym i trochę popedałować w drodze do kobyłkowskich bram piekielnych, w których nastąpiła wyborna degustacja wysokoprocentowych alkoholi w połączeniu z niemniej pysznymi smakołykami z rusztu. Takie weekendy to ja proszę ja was szanuję.



    Dane wyjazdu:
    65.61 km 25.00 km teren
    03:13 h 20.40 śr. prędk.
    V-max 31.70 km/h
  • Suma podjazdów 124 m
  • Kalorie 1744 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Góry Chobockie

    Sobota, 13 maja 2017 | Komentarze 0

    Góry jak góry, lekko zaokrąglone, tak jak uda Salmy Hayek pagórki, ale jak na Mazowsze małe nie są. Najwyższe Chobockie "szczyty" mają po 140 metrów z hakiem, można się więc trochę spocić. Dowiedziałem się o nich zupełnym przypadkiem kilka tygodni temu latając po okolicach Mińska Maz. palcem po mapie szukając rowerowych inspiracji. Nic o nich nie wiedziałem, łącznie z ich istnieniem, w necie niewiele informacji, żadnych map, oznaczonych szlaków, ot, zielona plama na północ od Mińska, trochę zachęcających zdjęć i tyle. Ok, czyli coś dla mnie. Jadę.

    Brak oznaczonych szlaków pieszych i rowerowych ma w lasach swoje niezaprzeczalne plusy. Największy z nich to ten, że mało ludzi, dzielnych piechurów i rowerzystów zagląda do wewnątrz zielonej oazy. Przez prawie dwie godziny kręcenia się po lasach szukając swoich celów nie spotkałem nikogo. Ok, widziałem jednego lokalsa z psem, który uratował mi dupę i zdradził mi największy sekret o którym niżej. Ale poza tym, błogość, cisza, spokój i... piach.

    Ale z plusami jest też tak, że czasem przysłaniają nam minusy, a te też się dziś trafiły. Np. kilka razy się pogubiłem, zrobiłem bez sensu z 15 km chuj wie gdzie, acz nie, nie bez sensu, każdy kilometr w tych lasach miał sens. Odkryłem dzięki temu minusowi kilka fajnych miejsc, niestety złapałem też gumę. Opona jebnęła jak rakiety Putina w Donbas. Na szczęście miałem zapas, ale wymiana dętki na mokradłach po środku lasu w towarzystwie miliona latających małych brzęczących skurwysynów do komfortowych nie należała.

    Leśne drogi w Górach Chobockich uwielbiają się nagle urywać. Np tak. Ale to było akurat ładne urwanie, więc się nie skarżę.


    Jedno z ciekawszych odkryć. Jezioro, czy tam staw, czy tam wielka kałuża. Ładna. Dokładnie tu wypiłem sobie piwo. Bo miałem. Jedno, ale smakowało jak ambrozja.



    Główny cel wyprawy, którego nie było nigdzie na mapach, więc nie wiedziałem gdzie szukać, przez co trochę bez sensu naruchałem kaemów kręcąc się w koło i bijąc w czoło. A jak w akcie desperacji cofnąłem się do wsi Chobot, to nawet lokalsi nie wiedzieli co to i gdzie to. Na szczęście jedyna człowiecza istota jaką spotkałem w lesie wiedziała, że dawna kopalnia piasku znajduje się w okolicy i nawet wskazała mi to miejsce na mapie. Sam bym za chuja Wacława nie trafił. Szukałem zupełnie gdzie indziej. Ale uparłem się i chuj. Musiałem tu przyjechać, więc przyjechałem.


    Piaszczyste wydmy - pozostałość po nieczynnej kopalni godnie nawiązują do nazwy geograficznej "Góry Chobockie". Nawet są tu jakieś widoki, dupy nie urywają, ale też brzydko nie jest. Człowieków brak, można więc było w spokoju posiedzieć i nieco dychnąć. Jakby ktoś kiedyś szukał, to są od dupy strony, w zasadzie przy samej szosie na Pustelnik kilka km za Cięciwą po lewej stronie. Nie ma za co.




    Dane wyjazdu:
    47.67 km 6.00 km teren
    02:03 h 23.25 śr. prędk.
    V-max 29.70 km/h
  • Suma podjazdów 68 m
  • Kalorie 1487 kcal
  • Temperatura 12.0 °C

    Niedziela palmowa

    Niedziela, 9 kwietnia 2017 | Komentarze 0

    Lato tej wiosny nieco przystopowało i wdało się w burzliwy romans z jesienią, ale za to 90% niedzielnych rowerzystów sprzed tygodnia zostało w domach i innych centrach handlowych, przez co można było dziś pojeździć bez obaw o swoje życie. Jak nakazuje chrześcijańska tradycja, wziąłem udział w swojej prywatnej procesji niedzieli palmowej i odwiedziłem własną świątynię w Gassach nad Wisłą. Wiernych mało, szaro, zimno i nieco smutno w tej nadrzecznej parafii, ale dzięki duchowej kontemplacji podładowałem trochę baterii. Może wytrzymają do piątku. Albo przynajmniej do środy.

    Z nowości to wreszcie oddali do użytku most nad Jeziorką. Mała rzecz, a cieszy.


    W Gassach królowała dziś szara i smutna jesień


    Radonek też na chwilę złapał jakąś jesienną zamułę, ale koniec końców odżył. Dobry z niego chrześcijanin.



    Dane wyjazdu:
    49.85 km 5.00 km teren
    02:07 h 23.55 śr. prędk.
    V-max 31.44 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 21.0 °C

    Ostatni prom

    Niedziela, 2 października 2016 | Komentarze 0

    Piździernik. Królestwo jesiennej zamuły i stolica depresji. W tym miesiącu drastycznie wzrastają jednocześnie ilość samobójstw oraz sprzedaż kurtek i płaszczy. To także miesiąc, w którym najczęściej kończę sezon rowerowy, a zaczynam sezon na wkurwianie się na wszystko wokół. Ostatni ciepły i słoneczny dzień tego roku przypadł na wolną niedzielę, miliony ludzi wypełzło więc ze swoich nor ostatecznie pożegnać się z krótkimi rękawkami i japonkami na nogach. Ja pożegnałem się w siodle, w Gassach, skąd przepłynąłem po raz ostatni promem Wisłę, wypiłem piwko nad jej brzegiem i siarczyście przekląłem jutrzejszy zamach stanu, by nie napisać gwałt, na mój cieplarniany komfort 20+. No nic. Do zobaczyska w marcu. No, chyba, że piździernik okaże się jeszcze lekko upośledzony, czyli znośny. Ponoć górale mówią, że ma być jeszcze ciepło, ale niestety nie mówią gdzie konkretnie. Zapewne więc mowa o Półwyspie Apenińskim.

    Tu wypiłem ostatnie piwo w siodle w tym roku oraz zakochałem się na 15 minut w innej rowerzystce z cyckami klasy C


    Dwudziestostopniowe temperatury żegnali dziś paralotniarze...


    i ci, którzy robią dużo hałasu o nic


    A to ostatni prom płynie po mnie, lecę więc, pędzę, zapierdalam. Do siego roku.




    Dane wyjazdu:
    43.00 km 2.00 km teren
    01:50 h 23.45 śr. prędk.
    V-max 30.14 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 27.0 °C

    Łono

    Piątek, 9 września 2016 | Komentarze 1

    Na łono przyrody tym razem, no bo w mieście piekarnik, od samego rozgrzanego asfaltu można dostać halunów i innych zwidów. A tak pięknie napocząłem weekend. Za miastem i na łonie. Zupełnie jak w obrazach Chełmońskiego.