Wpisy archiwalne w kategorii

city

Dystans całkowity:6936.26 km (w terenie 341.00 km; 4.92%)
Czas w ruchu:295:12
Średnia prędkość:23.50 km/h
Maksymalna prędkość:52.50 km/h
Suma podjazdów:2128 m
Suma kalorii:34469 kcal
Liczba aktywności:171
Średnio na aktywność:40.56 km i 1h 43m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
56.45 km 34.00 km teren
03:02 h 18.61 śr. prędk.
V-max 34.20 km/h
  • Suma podjazdów 87 m
  • Kalorie 1209 kcal
  • Temperatura 21.0 °C

    Pierwsze

    Niedziela, 8 kwietnia 2018 | Komentarze 0

    Dzisiejszy dzień sponsorowało słowo "pierwsze". Pierwsze w tym roku "na krótko", pierwsze promienie słońca z serii tych opalających, pierwsze MPK, pierwsza Mienia, pierwsze 50 km, pierwsze bajkowanie z ziomkiem, pierwsze piwero na trasie (no dobra, drugie), pierwsze kilometry w nowym, pachnącym jeszcze nowością siodle i pierwszy prawdziwy banan na ryju. Klawo jak cholera. Odtąd już nic nie będzie takie samo.

    MPK jeszcze taki trochę przymulony, mało zielony i porośnięty przez co kapitalnie przejezdny.
     

    Nieopodal wykarczowane milion drzew pod południową obwodnicę S7 i jest lekki zgryz. Z punktu widzenia auta - zajebiście, z punktu widzenia roweru - już trochę mniej. Zamknąłem więc oczy i pojechałem dalej.


    Panienka Mienia za to piękna jak zawsze. Dzika, seksowna, porwista i bezczelna do bólu. Kobieta ideał.



    Na deser po wyjechaniu z MPK pojechałem jeszcze na chwilkę do Parku Skaryszewskiego, tak trochę zupełnie bez sensu i żeby poleżeć na trawie, ale widoki były klawe i też tak jakby pierwsze w tym roku.
     
    Kategoria MPK, las, city


    Dane wyjazdu:
    34.63 km 0.00 km teren
    01:45 h 19.79 śr. prędk.
    V-max 33.50 km/h
  • Suma podjazdów 75 m
  • Kalorie 943 kcal
  • Temperatura 11.0 °C

    Rekonesans

    Niedziela, 25 marca 2018 | Komentarze 0

    Po pół roku zimy, zamordyzmu, gwałtu na samopoczuciu i termalnym komforcie nastała w końcu światłość. No dobra, jaki kraj taka światłość, ledwie 10 kresek powyżej zera, ale i tak warto to uszanować, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że już za kilka dni białe święta znów przywitają się z nami ze zdwojonym wkurwem. No ale póki co zima zrobiła sobie dziś małą przerwę na siku i od razu połowa Polski przypomniała sobie o fakcie posiadania w domu rowerów, hulajnog, rollek oraz małych Brajanków, Dżessik i Burków. Oczywiście nie chciałem być gorszy i też przypomniałem sobie o swoim Radonku (trudno o nim zapomnieć śpiąc z nim już przeszło 10 lat niemal w jednym wyrze), moje kapo również, czego efektem był wspólny i delikatny rekonesans po mieście i to od razu na poziomie expert, znaczy się wmieszaliśmy się w tłum milionów zoombie spragnionych naszej krwi, znaczy się ciepła. Było nieźle. Nikogo nie zabiliśmy, my też cali i zdrowi, tak więc z dużej chmury kapuśniaczek.

    Miasto stołeczne jako alegoria mojego aktualnego jestestwa. Ja również dopiero co budzę się do życia. Dajcie nam trochę czasu.
     

    Pierwsza rowerowa niedziela w tym roku, od razu palmowa, uświęcona jak należy. Kiełbaską z pianką. Saluto.
     
    Kategoria z kapo, city


    Dane wyjazdu:
    40.48 km 0.00 km teren
    01:41 h 24.05 śr. prędk.
    V-max 31.60 km/h
  • Suma podjazdów 85 m
  • Kalorie 1180 kcal
  • Temperatura 17.0 °C

    Aby do wiosny

    Sobota, 23 września 2017 | Komentarze 0

    Miał dziś być koniec świata, w telewizji mówili, jakaś zbłąkana kometa miała trafić w naszą matkę ziemię. Jakiś prorok książkę o tym napisał, zastanawiałem się nawet, na cholerę mu pieniądze z jej sprzedaży, skoro zaraz wszystko pierdolnie? Ale okazało się, że facet miał jednak łeb na karku. Z końca świata jak zwykle nic nie wyszło (acz dzień się jeszcze nie skończył), znów nas więc oszukali, ale prorok przynajmniej sobie nowy dom kupi. Wstydu nie ma. Ludzie kredytów nabrali, naobrażali rodziny, żony i mężów pozdradzali, a tu rozczarowanie - trzeba żyć dalej.

    Ale w pewnym sensie to dla mnie jednak był dziś koniec świata. Tak malutki. Wolna sobota w końcu mi się trafiła i to taka o dziwo bez deszczu. Pierwsza taka we wrześniu, dzięki temu mogłem przeprosić się z rowerem i wyjść przewietrzyć kości. 23 dni w kącie biedak stał, a i ja wkurwiony, że wrzesień na straty poszedł i od razu z wyjątkowo kiepskiego lata zima się zrobiła. Zatem na moją prywatną listę największych kos trafili po raz chyba dwudziesty piąty w tym roku ekolodzy i naukowcy, którzy od lat straszą nas globalnym ociepleniem. Niech no w końcu przestaną straszyć, tylko podadzą datę. Konkretnie. Kiedy i gdzie? Bo się niecierpliwię.

    Tak więc pokręciłem się trochę po mieście. Nic specjalnego. Smutne to miasto się trochę zrobiło. Jesienna deprecha i zamuła je dopadła, ale i tak najgorsze dopiero przed nami. No nic. Aby do wiosny.

    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    40.73 km 0.00 km teren
    01:39 h 24.68 śr. prędk.
    V-max 36.70 km/h
  • Suma podjazdów 88 m
  • Kalorie 1291 kcal
  • Temperatura 24.0 °C

    Sierpień is dead

    Czwartek, 31 sierpnia 2017 | Komentarze 2

    Ostatni dzień sierpnia, symboliczny koniec lata, dla wielu początek umierania. Celsjusz nawet postanowił zaakcentować ten fakt i odkręcił na maksa kurki z ciepłą wodą. Przyjemne ciepło rozlało się po całym kraju. Jutro, już we wrześniu znów je zakręci, by dać do zrozumienia, że coś właśnie bezpowrotnie utraciliśmy. Długie i ciepłe wieczory tak jak bociany powoli odlatują od nas na jakieś 7-8 długich miesięcy. Niech żyje szarość i ciemność, niech żyje zimno i błoto, niech żyje śmierć. Ale bez dramatyzmów. Dziś jeszcze się nie skończyło. Noc jest ciepła i długa. Można celebrować. Ja w związku z tym pokręciłem się trochę po mieście. Otarłem się o gwarne miejsca stolicy, gdzie ostatnim sierpniowym wieczorem cieszyły się jeszcze tysiące ludzi. Fajny widok letniej beztroski. Będzie mi go brakować.

    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    41.46 km 0.00 km teren
    01:47 h 23.25 śr. prędk.
    V-max 42.70 km/h
  • Suma podjazdów 86 m
  • Kalorie 1256 kcal
  • Temperatura 21.0 °C

    Takie tam po mieście

    Niedziela, 13 sierpnia 2017 | Komentarze 0

    Niby długi weekend, w dodatku w szczycie wakacji, ale nie dla wszystkich. Ktoś na te PKB zapieprzać jednak musi. Dziś wreszcie miałem kawałek wolnego czasu, plana miałem, żeby ruszyć gdzieś dalej i mocniej, ale jako, że kacyk trochę doskwierał, a i Celsjusz nieco wyhamował, chmury ciemne krążyły, w dodatku zdrowo powiało, tak więc zanim się zebrałem, było już na tyle późno, że stwierdziłem, że tylko pokręcę się dziś leniwie po mieście.

    Na ten przykład wreszcie się przejechałem nową kładką dla rowerów na moście Łazienkowskim, a raczej pod. Klasa robota. Szybko wybudowana, bez opóźnień i głośnego przecinania wstęg w świetle fleszy obiektywów. Rzadkość w Warszawie. Szanuję. 


    Odwiedziłem też nowy odcinek bulwarów, ale szybko stamtąd spieprzyłem bo ludzi miliard, a ja przecież nienawidzę ludzi.





    Morał taki, że miasto żyje i ma się dobrze. Ja jednak następnym razem pojadę do lasu. Taka koncepcja
    Kategoria city


    Dane wyjazdu:
    41.27 km 0.00 km teren
    01:38 h 25.27 śr. prędk.
    V-max 32.20 km/h
  • Suma podjazdów 45 m
  • Kalorie 1348 kcal
  • Temperatura 27.0 °C

    Wiadoma rzecz - stolica

    Środa, 9 sierpnia 2017 | Komentarze 2

    10 dni przerwy od roweru udowodniło mi, że jednak istnieje życie bez niego. W tym czasie pływałem w morzu (no dobra, moczyłem jajca - bo zimne), leżałem plackiem na plaży, zajadałem się rybkami i wlewałem w siebie hektolitry różnej maści alkoholu. Zwiedzałem też Toruń i romansowałem z piękną blondynką. Aż ciężko było wrócić do rzeczywistości, ale gdy jednak wsiadłem dziś tak po tej przerwie w siodło, by w upalny wieczór pokonać swoją ulubioną "ryczącą czterdziestkę", to tak mnie tknęło na Moście Siekierkowskim, tak mnie jakoś uderzyło w potylicę skajlajnem... że jednak nie ma to jak w Warszawie. Gdzie bym nie pojechał, choćby w najpiękniejsze rejony świata, to uwielbiam tu wracać. Zawsze.

    Sierpniowe niebo nad stolicą, to tak w hołdzie powstańcom warszawskim. To ich miesiąc. Chwała wam. Na wieki.



    Dane wyjazdu:
    41.28 km 0.00 km teren
    01:35 h 26.07 śr. prędk.
    V-max 34.40 km/h
  • Suma podjazdów 45 m
  • Kalorie 1360 kcal
  • Temperatura 21.0 °C

    Brawo Ja

    Wtorek, 18 lipca 2017 | Komentarze 0

    Po tygodniu spędzonym w pagórkowatych Mazurach, gdzie każdy kilometr pokonywałem z obciążeniem +10kg, odczuwałem niepohamowaną chcicę pozbycia się w końcu tego pieprzonego balastu i pobaraszkowania po płaskim w light'cie. No i właśnie dziś po pracy nadarzyła się taka okazja i już w jakże odmiennych, nizinnych okolicznościach przyrody śmignąłem sobie przez miasto swoją tradycyjną "ryczącą czterdziestką" bez nawet grama dodatkowego obciążenia. Efekt? Pobicie swojego dotychczasowego rekordu na 40 km i to o dobre dwie minuty. Brawo ja i brawo panoramka Warszawy, tym razem pstryk telefonem (no bo wiadomo, jak light to light).



    Dane wyjazdu:
    35.57 km 0.00 km teren
    01:34 h 22.70 śr. prędk.
    V-max 43.40 km/h
  • Suma podjazdów 92 m
  • Kalorie 1056 kcal
  • Temperatura 19.0 °C

    Filmowa Stolica

    Wtorek, 27 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Lubię ten stan. Ciepły wieczór i krótkie noce podczas których może zdarzyć się wszystko. Trzeba czerpać z tych krótkich momentów garściami bo za chwilę znów przyjdzie ten smutny cieć z brodą i zgasi światło. Na ten przykład dziś zaczęła się dwunasta edycja Filmowej Stolicy, czyli cała seria letnich, darmowych projekcji filmów pod chmurką wyświetlanych w kilkunastu różnych miejscach w Warszawie. Filmy raz lepsze, raz gorsze, ale grunt, że za friko. Można wziąć kocyk, wino, piwo, przytulić się do kobiety, może nawet i obcej jak pozwoli i zrobisz to dobrze, wszystkie chwyty dozwolone. Wsiadłem więc na rower i popedałowałem na premierowy pokaz na Polu Mokotowskim. Dobre kino, szybki rower, ciepłe lato i zimne piwo. Zestaw obowiązkowy poprawiający samopoczucie.


    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    29.63 km 0.00 km teren
    01:26 h 20.67 śr. prędk.
    V-max 29.20 km/h
  • Suma podjazdów 91 m
  • Kalorie 840 kcal
  • Temperatura 17.0 °C

    Wianki

    Sobota, 24 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Wianki nad Wisłą, zwykle unikam, bowiem w promieniu kilku kilometrów kwadratowych znajduje się na raz pół Warszawy plus kolejna ćwiartka z okolicy of stolicy, słowem miliony, a ja przecież nie lubię ludzi, zwłaszcza najebanych. Ale tak mnie jakoś naszło na wieczór nostalgicznie łamane na depresyjnie, że w sumie to już przecież dnia ubywa i zanim się człowiek obejrzy za siebie, będą już liście z drzew spadać, a w nocy przymrozki, zatem szkoda w domu siedzieć kiedy właśnie trwa moment maksymalnego wychylenia osi obrotu Ziemi w kierunku Słońca. Wsiadłem na rower koło 23, wsadziłem na szybkości statyw i aparat do plecaka - myślę sobie - zdjęcia sobie przynajmniej porobię tych fajerwerków o północy. No taki plan.

    Niestety średnio mi to wyszło, jak zwykle z moimi planami, bowiem pośród tych milionów ludzi, nierzadko leżących i rzygających pod siebie ciężko było się z rowerem przedrzeć i miejsce dobre znaleźć do pstrykania, w końcu się wkurwiłem i pojechałem na drugą stronę Wisły gdzie usadowiłem się na plaży, niestety trochę za blisko epicentrum świetlnego rozgardiaszu, przez co ciężko mi poszło z kadrowaniem, no ale chuj z tym planem, przecież nie jestem fotografem - przeżyję, a co popatrzyłem to moje.








    Kategoria baj najt, city


    Dane wyjazdu:
    36.26 km 0.00 km teren
    01:33 h 23.39 śr. prędk.
    V-max 30.60 km/h
  • Suma podjazdów 84 m
  • Kalorie 1121 kcal
  • Temperatura 17.0 °C

    gód iwning

    Środa, 7 czerwca 2017 | Komentarze 0

    Tydzień bez roweru tygodniem straconym? No tak chyba nie bardzo. Co się w tym czasie wypiło, pobawiło i potańczyło to moje. Wesela jakieś, imprezy i mistrzostwo Po(L)ski na deser. Cud miód i orzeszki Felix. Ale czas już wrócić do siodła, w końcu kilometry same się nie naruchają. Dziś lekki wieczorny trip pofabryczny na rozprostowanie oskrzeli. Po mieście. Powoli. Po prostu.

    u.
    Kategoria city, trening