Dane wyjazdu:
28.61 km 0.00 km teren
01:13 h 23.52 śr. prędk.
V-max 31.44 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 15.0 °C

    Sto siedemdziesiąt siedem

    Środa, 17 kwietnia 2013 | Komentarze 0

    Kurwa.

    Generalnie to będzie dziś dużo brzydkich wyrazów rozpoczynających się na K. Ch. P. i co tam tylko alfabet ma w swoim zanadrzu (lojalnie uprzedzam). Uznałem, że tegoroczne bajkstatowanie najlepiej będzie rozpocząć właśnie od porządnego mięsa, takiego na miarę moich możliwości i dzisiejszych czasów. Gdzieś mi nawet dziś mignęło przed oczyma, że, cytuję: "Badania ludzkich zachowań sugerują, że ludzie, którzy używają dużo przekleństw, wydają się być bardziej uczciwi i godni zaufania". Czyli warto klnąć jak sam chuj. Wtedy ludzie docenią.

    177 pieprzonych kurwa dni bez roweru. Tak długiej przerwy to jeszcze nie miałem. Tzn. pomijam okres kiedy nie miałem roweru w ogóle, czyli tak mniej więcej od czasów końca podstawówki do początku studiów. Szmat czasu, no ale w głowie wtedy mi były tylko cycki i inne używki. W sumie to nadal nic w mym łbie się nie zmieniło, no może tylko z wyjątkiem tego, że od mniej więcej 13 lat rower jest mi już o wiele bliższy. Może nie tak bliski jak cycki, bo te wolę nadal o wiele bardziej, ale uczciwie muszę przyznać, że rower wiele im już nie ustępuje. Oczywiście chyba nie muszę pisać, że combo w postaci fajnych cycków na rowerze jest moim pieprzonym i niedoścignionym fetyszem. Dziś jedne fajne już zdążyłem zaobserwować, więc się jaram tym jak tęcza na pl. Zbawiciela (taki tam warszawski żart).

    Sto siedemdziesiąt siedem. To byłby nawet niezły okres jak na mój wiek i przypadłości, bo też widziałem w tym czasie całkiem sporo fajnych cycków, no ale dość przechwałek. Czas najwyższy odkurzyć Radona, który zdążył już zapomnieć po kiego wafla germańce go zbudowali. Tak późno sezonu jeszcze na BS nie zaczynałem, tak więc rozpoczynając tegoroczne wpisy w dniu 17 kwietnia czuję się trochę, jakbym właził w lutym w japonkach na Giewont. Wiadomo, że winę największą (poza moim lenistwem i brakiem czasu - czyli jak zawsze to co zawsze) za owy stan rzeczy ponosi przede wszystkim pierdolona zima, która w tym roku ociepliła się globalnie do tego stopnia (nienawidzę ekologów, serio), że przez te przegrzanie zwojów w mózgownicy zapomniała sobie pójść do innej szerokości geograficznej. Przez co została u nas trochę dłużej. O jakiś miesiąc. Będzie mi go na bank brakować tak gdzieś w październiku, no ale do tego jeszcze dojdziemy.

    Tak więc pierwsze śliwki robaczywki. Nie mogłem już dłużej czekać i po pracy wyskoczyłem w końcu rozprostować zdziadziałe kości. Bez szału, jeszcze bez nadrabiania zaległych kaemów, delikatnie, sprawdzić jak Radon jeździ i na co cierpi po długiej przerwie. Ten niestety trochę oleju zgubił w goleni. Miał otrzymać pod choinkę nowy amor, ale Mikołaj był pogrążony w kryzysie niestety. Pewnie innym razem.

    Ok. Krótka pętelka po Warszawencji zalanej dziś Wisłą (fala kulminacyjna postanowiła wpaść do nas z wizytą). Klasyk.


    Radon był dziś wreszcie prawdziwie szczęśliwy, o czym postanowił poinformować cały świat za pomocą sprayu. Nie wiem tylko o co kaman mu z tym turbanem, no ale kto dziś zrozumie kawał rury z aluminium z próżnią w środku.


    Na powrocie było już ciemniej i fajniej i klimatyczniej i... znów musiałem trzasnąć fotę. W końcu od zeszłego roku doszły dwie nowe wieże w skajlajnie.


    Puenta pierwszego w tym roku wpisu jest jednak smutna niestety. Kto teraz narucha za mnie te stracone kilometry się pytam?
    Kategoria baj najt, city



    Komentarze
    Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zezca
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]