Dane wyjazdu:
40.77 km 10.00 km teren
01:41 h 24.22 śr. prędk.
V-max 36.50 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 23.0 °C

    Kto pije w ostatki, ten piękny i gładki

    Niedziela, 18 września 2011 | Komentarze 1

    Szesnaście dni zasłużonego odpoczynku od gułagu przechodzi właśnie do historii (kurwa, jak to boli). W tym czasie zaliczyłem 8 krajów, przejechałem 5500km (nie, nie na rowerze), przepłynąłem 190 mil morskich (też nie na bajku), ochlałem się różnorakich alkoholi w ilościach hurtowych, oraz systematycznie ćwiczyłem mięśnie szyjne, które z trudem nadążały za głową szalejącą za miejscowymi, skąpo odzianymi niewiastami.

    No ale na rowerze nie jeździłem.
    Na siłę mogę wymienić 8 czy tam 10 km przejechane na wyspie Lastovo (Chorwacja) na wypożyczonym w miejscowym hotelu za 5 Euro na godzinę rowerze, który tak swoją drogą wart był najwyżej trzy eurosy i był najgorszym jednośladem jaki miałem przyjemność w swoim życiu dosiadać.


    Innym doświadczeniem rowerowym było zderzenie z holenderską rzeczywistością. Czyli z drogami dla rowerów, parkingami i ogólnie z ilością bajkerów przypadających na 1km kw. (tysiąc siedmset pięćdziesiąt trzy i pół). Zwłaszcza to zdjęcie cyknięte przy dworcu kolejowym w Eindhoven spowodowało opadnięcie żuchwy. Szeroki kąt obiektywu i tak zdołał objąć tylko połowę tego parkingu. No weź tu kurwa znajdź swój rower.


    No ale w sumie i tak im nie zazdroszczę. Na te milion ileś tam rowerów widziałem tylko może jeden klasyczny góral. Wszyscy na tych miejskich holendrach w jeansach jeżdżą, w krawatach i gajerkach... wolę chyba jednak ten nasz, słowiański, rozbójniczy stajl.

    No ale my tu gadu gadu, a kilometrów za mnie nikt nie nar...
    Wylazłem więc dziś po tych ponad szesnastu już dniach przerwy na Radona i rozprostowałem dziadowskie kości. Chciałem sobie cyknąć szybkie 50-60km. No ale na pit stopie u staruszków moje plany zostały przekupione szaszłykami z grilla i butelką Rakiji (no nie mam pojęcia jak to się odmienia), którą to zresztą sam ojcu przywiozłem z Chorwacji. No co tu więcej gadać. Ubrzdyngoliłem się przeokrutnie i z szumem w głowie wróciłem śladami węża do domu.


    Foty Rakiji nie ma. Wypita.


    Komentarze
    CheEvara
    | 13:45 czwartek, 22 września 2011 | linkuj Oł dżizas. Jak ja widzę, jak WARSZAWSCY cykliści ujeżdżający takie mieszczuchy starają się rozpędzić (trwa to od dwóch do pięciu minut i odbywa się poprzez stanie na pedałach i kolebanie całym rowerem), to odechciewa mi się rozwoju infrastruktury rowerowej w stolicy naszej pięknej.

    A rower na takim parkingu znalazłabym po siodełku - zainstalowałabym jebutnie seledynowe:D
    Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa serwo
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]