Dane wyjazdu:
40.01 km 5.00 km teren
01:45 h 22.86 śr. prędk.
V-max 30.93 km/h
  • Suma podjazdów m
  • Temperatura 12.0 °C

    Pierwsze śliwki

    Niedziela, 8 marca 2015 | Komentarze 0

    No, także tak, wiosna. Tzn. prawie, bardziej na południu, bo w Warszawie jak zwykle telewizja kłamie i zapowiadane wczoraj słońce świeciło tylko na komputerowych grafikach, ale i tak nie ma co wybrzydzać, bo ponad dyszkę w cieniu na początku marca należy przyjąć z pełni szacunkiem i uznaniem. Odkurzyłem Radonka, przetarłem go ścierą, podokręcałem, naciągnąłem, coś tam wyregulowałem i psiknąłem na zachętę smarem, aż rwał asfalt z tej podniety.

    Krótkie tournee po warszawskich cyklobulwarach, tak na rozprostowanie kości. Lubię po kilku zimowych miesiącach obczaić czy coś się zmieniło na mieście pod kątem komfortu dwóch kółek. No i cóż, kilka małych plusów, kilka minusów, dupy nie urwało. Jak to za panowania przenajświętszej Hanki zawsze dziewicy - cudów nie ma, ale też, kto by się ich spodziewał.

    Na dzień doberek najsłynniejszy most III RP. Łazienkowski, im. spalonej stali. Z punktu widzenia roweru jego swąd mi nie wadzi, ale jako, że ja także i zmotoryzowany jestem, to kurwencja tak kolorowo już nie jest. W każdym bądź razie, dwa lata przypału przed nami, krawatami. Nie ma to tamto - strach jest.


    Nad Wisłą pusto i swojsko, gdyż brudno. Werdykt? Bez zmian.


    Hanka dziś II linię metra otworzyła. Mieszkańcy jakoś tak dziwnie podnieceni, niektórzy nawet szczęśliwi i wniebowzięci, wszak przecież to tylko dwuletnie opóźnienie. Jak na standardy stolicy, tyle co nic.


    Kilkaset metrów dalej mieli za to z pompą otwierać w tym roku odnowione bulwary wiślane, mieli, bo się zesrało i zbankrutowało. Szok i niedowierzanie, przetarg wygrywa konsorcjum, które po chwili pada na ryj. Kasa przygarnięta, łapówki pod stołem u swoich docelowych adresatów, rozkopali i zostawili, dokończą za dwa lata. Czekaliśmy na metro, poczekamy też i na bulwary. A jak już je otworzą, to będą premie i nagrody, wszyscy znów będą szczęśliwi. Proste.


    Tymczasem dojeżdżam do Trasy Toruńskiej i co? Gówno. Koniec trasy, ścieżkę zerwali, wypierdalać cebulaki.


    Ale wspominałem tez i o małych plusach. Są dwa. Acz trzeba uważać, żeby plusy nie przysłoniły minusów. Wreszcie po dwóch latach można sobie od Mostu Gdańskiego wzdłuż Wisły pojechać na północ asfaltem równym jak przekrój poprzeczny klatki piersiowej Agaty Buzek. Sukces Faktu.


    Na koniec największy i zarazem najmniejszy plus, którego absolutnie się nie spodziewałem. Na Mariensztacie, przy "Pod Baryłką", i Moście Śląsko-Dąbrowskim, przy moim często uczęszczanym skrócie z Powiśla na północ ktoś w końcu wziął i zrobił ścieżkę na nasypie. Ot tak. Aż dziwnie tak teraz, po tych wszystkich latach zsiadania z roweru i targania go po schodkach po prostu sobie jak biały człowiek wjechać i zjechać. Cuda. Aż klękłem i ucałowałem stópki Matki Boskiej.


    Niestety z plusów to na razie tyle. Ale będę ich jeszcze szukał, bezapelacyjnie i do samego końca, mojego, lub jej.
    Kategoria city



    Komentarze
    Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa arkue
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]